Szymon Marciniak, który obsługiwał system VAR w meczu Lecha z Zagłębiem, nie mógł rozstrzygnąć kontrowersyjnej sytuacji przez… zbyt małą liczbę kamer. Jak się okazuje, spotkania rozgrywane o 12:30 i 15:00, traktowane są jako „mniejsze”.
AKCJA NA REMIS
Lech Poznań przegrał na własnym stadionie z Zagłębiem Lubin 1:2. Do kontrowersyjnej sytuacji z udziałem zawodnika gospodarzy doszło w 87. minucie spotkania, kiedy to Pereira wrzucił piłkę przed pole karne do Dagerstala, a ten odegrał ją do Ishaka, który zapakował futbolówkę do bramki i wyrównał rezultat. Sędzia jednak dopatrzył się zagrania ręką przy przyjęciu i anulował gola.
VAR NIE MIAŁ PEWNOŚCI
Szymon Marciniak, który obsługiwał w tym spotkaniu system VAR, miał możliwość zmiany decyzji i pokazania sędziemu powtórki z innej perspektywy, która zmieniłaby jego zdanie. Tego jednak nie zrobił. Jak się okazuje, nie dlatego, że również widział w tej akcji zagranie ręką, ale dlatego, że nie miał pewności, co tak naprawdę się stało.
Przez brak dowodów jadę sam wku***ony. Czy to na siebie, czy na cały system, czy kamery. Niby mamy tak wszystko fajnie opakowane, a nie jestem w stanie dotąd powiedzieć, czy decyzja jest dobra, czy nie. Przysięgam: nie wiem. Piłkarz zarzeka się, że nie dotknął. Obrońcy krzyczą, że dotknął. – powiedział w rozmowie z Weszło, Szymon Marciniak.
MECZ O „MNIEJSZEJ WADZE”
Jak się okazuje, w meczach o „mniejszej wadze”, czyli tych rozgrywanych o 12:30 lub o 15:00 sędziowie nie mają do dyspozycji wszystkich kamer. Brakuje perspektywy z trybuny głównej oraz z naprzeciwka. W przypadku sytuacji z Ishakiem kamera z przodu wskazywała na zagranie barkiem, a kamera z tyłu na dotknięcie piłki ręką. Szymon Marciniak nie mógł więc zawołać głównego arbitra do monitora, bo nie mógł mu pokazać jednoznacznej powtórki. Teraz Lech traci w tabeli 6 punktów do drugiej Legii i 12 oczek do Rakowa Częstochowa.