To najtrudniejszy budżet od 23 lat, przy jakim pracowałem – mówi Piotr Husejko, skarbnik urzędu miasta. Nie chodzi tylko o koszty energii, czy inflację. Z tymi miasto mogłoby sobie poradzić. Największym problemem jest, jak przekonują urzędnicy, brak setek milionów złotych w budżecie, które są skutkiem trzech obniżek podatków, które rząd PiS przeprowadził w ciągu ostatnich lat. Miasta mają udział w podatkach, gdy ich wysokość spada, spadają dochody miast.
Jan Józefowski: Jakie inwestycje Poznań prowadzić będzie w przyszłym roku?
Piotr Husejko: Miasto tradycyjnie inwestuje w zadania o charakterze transportowym, w komunikację zbiorową. Te inwestycje mają też często charakter rewitalizacyjny. Dużo inwestujemy w centrum Poznania, ale w przyszłym roku prace powinny się już skończyć, i będziemy mogli korzystać z ich efektów. Część płatności dotyka jednak budżetu na 2023 rok.
Czyli największe wydatki inwestycyjne w przyszłym roku, to będzie kończenie inwestycji z tego roku?
Nas specjalnie nie będzie stać w następnym budżecie na nowe inwestycje. Musimy zapłacić za te, które już się toczą, także w centrum miasta.
To są też inwestycje dofinansowane z pieniędzy unijnych, z perspektywy 2014-2020. Ta perspektywa się kończy, więc inwestycje takie jak Stary Rynek czy Program Centrum muszą być dokończone. Taką inwestycją jest też Trasa Kórnicka czy tunel na Grunwaldzkiej.
A z projektów nowych?
Będziemy przymierzać się do rozpoczęcia budowy szkoły na Strzeszynie, to największa zaplanowana inwestycja w oświacie. Będziemy robić podejście pod budowę nowej siedziby Teatru Muzycznego. To wielki znak zapytania, ile będzie ona kosztować. Pewnie ogłosimy przetarg i jeśli dobrze się potoczy, to w drugim półroczu ta budowa być może się rozpocznie – ale patrząc na to, co się dzieje na rynku budowlanym, to wszystko zależy od ofert.
Jest jeszcze kwestia dwóch mostów Berdychowskich. Tutaj mamy otwarty przetarg i jesteśmy na etapie podejmowania decyzji. Wszystko jest w toku. Żeby to rozstrzygnąć, musimy znaleźć pieniądze.
A jakie będą najpoważniejsze koszty miasta w przyszłym roku?
Głównym czynnikiem zwiększającym koszty są rosnące ceny – wszystkiego. Wiele kosztów rośnie szybciej niż inflacja. Wydaje się, że ceny energii elektrycznej zostały ochronione, ale i tak ta stawka maksymalna jest o ponad 30 procent wyższa niż obecna, tegoroczna. To ogromny wzrost. Za odsetki od zadłużenia w ubiegłym roku płaciliśmy 11 mln, w mijającym roku będzie to prawie 80 mln a przyszłym może być nawet 150 mln zł.
Są też wydatki związane z wynagrodzeniami. Rosnąca inflacja wywołuje oczekiwania podwyżek, ale my nie jesteśmy w stanie nawiązywać wzrostem płac do poziomów inflacyjnych. Nie stać nas na to po prostu.
Od strony dochodowej sytuacja Miasta jest o tyle trudna, że rosnąca inflacja wcale się nie przekłada w naszym przypadku na rosnące dochody.
Inflacja powoduje, że ceny są wyższe, czyli więcej pieniędzy powinno płynąc też z podatków, prawda?
Samorząd ma udział w podatkach bezpośrednich, a nie pośrednich, takich jak VAT czy akcyza – tam owszem, są najwyższe wzrosty, ale Miasto nie ma z nich pieniędzy. Samorząd partycypuje w podatkach dochodowych od osób i firm. A tutaj mamy największy problem. W stawce PIT mieliśmy trzy duże zmiany w ciągu ostatnich kilku lat, od roku 2019. Zmieniano obciążenia podatkowe dla podatników, co spowodowało, że pieniędzy do samorządu wpływa mniej. Szacujemy, że roczny ubytek, wynikający z tych trzech rządowych obniżek PIT-u, przekracza 600 mln złotych rocznie. Rekompensata rządowa jest przyznawana za każdy rok osobno, czyli nie ma żadnej gwarancji, że powtórzy się w kolejnych latach. W tym roku była ona na poziomie tylko jednej czwartej naszych ubytków – więc w rzeczywistości nie są one rekompensowane. A to powoduje, że nasze możliwości są mocno ograniczone. Gdybyśmy zrobili porównanie, nasze dochody własne nominalnie rosną nam o 3 procent, a inflacja wynosi 18 procent. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, co się dzieje z tymi 15 procentami? Po prostu o tyle jesteśmy ubożsi. Wiadomo, że nie możemy po prostu wydać o tyle mniej, bo to by oznaczało stopniowe „zamykanie” miasta, krok po kroku. Ale nadwyżka operacyjna, którą mieliśmy wcześniej na odpowiednim poziomie, jest tym razem po prostu ujemna. Wynosi minus 31 mln zł. To wynik reform, głównie obniżek PIT-u i braku realnego rekompensowania ubytków, a do tego jeszcze skokowego wzrostu kosztów m.in. energii.
Porównywaliśmy wpływy z PIT z roku 2021 przed Polskim Ładem. Wtedy były one na poziomie 1, 320 miliarda zł. W przyszłym roku mamy 1,107 mld zł. Widać, że dochód spadł o ponad 200 milionów zł, a w tym czasie inflacja sięgnie pewnie już 20 kilku procent. To jest potworna wyrwa.
Co musiałoby się stać, by sytuacja się poprawiła?
Musielibyśmy mieć wyższe dochody bieżące. To musi być decyzja rządowa: czy zwiększyć udział w podatku PIT, czy przyznać jakieś formy rekompensat – choć lepsze byłyby stałe rozwiązania, jak udział w podatkach. Z perspektywy rozwojowej takie jednorazowe decyzje są dużo gorsze. Dlatego potrzebne jest zwiększenie udziału samorządów w podatku. W przeciwnym razie będziemy musieli radykalnie ciąć koszty. 2024 r. będzie rokiem „sprawdzam”. Na jeden rok w tak trudnej sytuacji można sobie pozwolić, ale nie możemy zadłużać się na bieżące wydatki. To niemożliwe, bo – po pierwsze – prawo na to nie pozwala, a po drugie – Miasto nie rozwijałoby się. Interwencja ze strony rządu jest niezbędna.
Co zmieniłby Krajowy Plan Odbudowy?
Pieniądze unijne z Krajowego Planu Odbudowy na pewno wpłynęłyby na większą liczbę inwestycji w mieście. To oznacza, że zarobiłyby poznańskie przedsiębiorstwa, a wpływy z podatków w jakimś zakresie by wzrosły.