Santosowi może nie idzie mu w dowodzeniu reprezentacją Polski, może nie widać w jego zarządzaniu drużyną żadnego planu, może nie sprawia wrażenia, jakby chciał się czegoś o polskich piłkarzach dowiedzieć i lepiej ich dobierać do składu. Jest jednak jedna rzecz, w której żaden inny poprzedni trener nie mógł się z nim równać. To miny.
Santos się śmieje
To najdziwniejsza mina Fernando Santosa. Choć konkurencja jest spora, to tę minę zrozumieć najtrudniej, ponieważ ten uśmiech wywołało pytanie o…dymisję. Zadali je dziennikarze po wczorajszym meczu z Albanią. Nie wiadomo, czy był to nerwowy odruch, czy selekcjonera faktycznie bawi jego przyszłość w reprezentacji Polski.
Trener już nie może
To mina trenera Santosa, gdy nudzi się na konferencji reprezentacji, bo tłumaczka jego zdaniem zbyt długo mówi, a on się gdzieś spieszy, choć nikt nie wie dokąd. Jego piłkarze się nie spieszą.
Oglądamy mecz
To mina Santosa, gdy ogląda efekty swojej pracy na murawie. Skutki swoich decyzji o powołaniu Krychowiaka, który żółtą kartkę dostałby nawet na Pucharze Tymbarku, czy Grosickiego, który natychmiast po wejściu na boisko traci piłkę niedaleko swojej bramki i pada gol dla rywali. Fernando nie lubi patrzeć na skutki swojej pracy.
Boli, bardzo boli
A to mina Santosa, gdy dziennikarze próbują pytać go o taktykę i postępy jakie pod jego wodzą zrobiła polska kadra. Te wszystkie nudy związane z warsztatem trenera, widać, że trudno mu to znieść. Nawet tłumacz na migowy ma zdegustowaną minę.
Najdziwniejszą jednak minę Santos mógłby zrobić, gdyby dowiedział się, że dalej będzie trenerem reprezentacji. Wszak swoim nazwiskiem i objęciem polskiej kadry miał przykryć skandal związany z premiami. Cezary Kulesza i jego doradcy mogą szybko nie wymyślić, kto miałby przykryć skandaliczne wyniki pracy Santosa. Jego szybkie odwołanie nie jest wiec takie pewne. PZPN może też nie mieć czasu na znalezienie nowego trenera. Zajmować będzie się przecież przygotowaniem kolejnego oświadczenia o tym, kto zapłacił za kolację Roberta Lewandowskiego z kolegami.