O kryzysie powołań świadczą liczby. W tym roku tylko ośmiu diakonów z archidiecezji poznańskiej otrzymało święcenia kapłańskie. Powodów takiego stanu rzeczy należy upatrywać w kwestiach demograficznych, ale też w zachodzących zmianach społecznych. – W kontekście tego, co dzisiaj młody mężczyzna może zarobić, propozycja Kościoła jest mało atrakcyjna – komentuje prof. Roman Kubicki z Wydziału Filozoficznego UAM.
W sobotę, 27 maja w katedrze poznańskiej odbyło się święcenie prezbiteriatu. Arcybiskup Stanisław Gądecki wyświęcił na księży 11 diakonów: ośmiu z archidiecezji poznańskiej, dwóch z diecezji kaliskiej oraz jednego z diecezji bydgoskiej.
Wszyscy oni odbyli formację w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu. W 2020 r. trafili do niego klerycy z Kalisza, których seminarium zostało zamknięte m.in. z powodu afery ujawnionej na łamach „Więzi”. Redaktor naczelny pisma, Zbigniew Nosowski opisał sytuację związaną z przyjęciem kleryka, u którego znaleziono pornografię i który namawiał nieletnich do nocnych spotkań. Ten sam alumn został wcześniej usunięty z innego seminarium za akty homoseksualne. Zmarły biskup Edward Janiak miał wywierać w tej sprawie naciski na ówczesnego rektora placówki, księdza dr. Piotra Górskiego, który przekazał nuncjaturze dokumentację dotyczącą „nieakceptowanych działań” ordynariusza.
Jak poinformował nas rektor poznańskiego seminarium, ks. dr Jan Frąckowiak, w placówce tej kształci się 59 alumnów. – 45 w Poznaniu i 14 w Ośrodku Propedeutycznym w Kaliszu – wylicza. – Z archidiecezji poznańskiej to 33 kleryków, z diecezji kaliskiej 20, z diecezji bydgoskiej sześciu – dodaje.
O tym, że spada liczba powołań w archidiecezji poznańskiej, świadczą statystyki. W tym roku święcenia kapłańskie przyjęło ośmiu diakonów, rok wcześniej – jedynie pięciu. Dla porównania w 2002 r. wyświęconych zostało 19 kleryków.
– Przyczyn spadku liczby osób wstępujących do seminarium jest wiele – mówi ks. dr Frąckowiak. – To nie tylko kryzys demograficzny, ale również efekt procesów społecznych oraz atmosfery religijnej i medialnej. Mamy świadomość, że niezależnie od liczebności kandydatów do święceń, nasze społeczeństwo i wspólnota Kościoła potrzebować będą pilnie dobrych kapłanów, jako duchowych towarzyszy człowieka w codziennych doświadczeniach życia – podkreśla.
Kościół zlekceważył zagrożenie
Na kwestię demografii zwraca uwagę prof. Roman Kubicki z Wydziału Filozoficznego UAM. – Trudno porównywać dzisiejsze liczby z tymi z przeszłości – przekonuje. – Dawniej rodziło się więcej dzieci, a więc było też więcej młodych mężczyzn, którzy mogli dokonać wyboru i wstąpić do seminarium – wyjaśnia.
W 2022 r. w Polsce zanotowana najmniej urodzeń w okresie powojennym. Według szacunków Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), urodziło się 305 tys. dzieci, czyli o 27 tys. mniej niż w ubiegłym roku.
Dla porównania w latach 70. najwięcej dzieci przyszło na świat w 1979 r. (ponad 691 tys.). W kolejnej dekadzie najlepszym pod tym względem był 1983 r. (ponad 723 tys.). Od tego momentu liczba ta sukcesywnie spada. W 1999 r. na świat przyszło już tylko ponad 382 tys. noworodków.
Demografia nie jest jednak jedynym powodem, który wpływa dzisiaj na kryzys powołań. – Powołanie kapłańskie przegrywa ze społeczeństwem konsumpcyjnym, które kształtuje naszą wyobraźnię, a w szczególności wyobraźnię młodych ludzi – uważa prof. Kubicki. – Społeczeństwo konsumpcyjne pojawiło się w Polsce w latach 70., za sprawą Edwarda Gierka. Postawił on na Fiata, mieszkania, lodówki, pralki i tak dalej. To była konsumpcja na miarę PRL-u. Po czasie okazała się wyzwaniem, z którym Kościół nie do końca sobie poradził – twierdzi.
Filozof podkreśla też znaczenie pontyfikatu Jana Pawła II. – Wybór Karola Wojtyły na papieża sprawił, że wbrew temu konsumpcjonizmowi, coś drgnęło i liczba powołań zaczęła wzrastać – przyznaje. – W 2005 r. umarł papież, a ponadto skończyła się martyrologia stanu wojennego i Polska została z tym wszystkim, co niesie ze sobą społeczeństwo konsumpcyjne: konsumpcyjna wyobraźnia i konsumpcyjne systemy wartości. To wszystko ma się nijak do wartości, które tradycyjnie związane są z powołaniami kapłańskimi – zaznacza.
Celibat wymaga ascezy
Kolejnym powodem, który może wpływać na decyzje młodych mężczyzn, są kwestie finansowe. – Kiedyś obowiązywało takie przysłowie: „Kto ma księdza w rodzie, tego bieda nie ubodzie” – mówi prof. Kubicki. – Wykonywanie zawodu kapłańskiego gwarantowało wówczas możliwie wysoki standard życia. Ta oferta sprawdzała się tak długo, jak mieliśmy PRL, czyli do 1989 r. W kontekście tego, co dzisiaj młody mężczyzna może zarobić, propozycja Kościoła jest mało atrakcyjna – podkreśla.
Zdaniem filozofa problemem jest również stosunek Kościoła do strefy seksualnej. – W przypadku młodych mężczyzn ta strefa jest bardzo ważna i istotna – zaznacza. – Widać jak tłumienie i niezaspakajanie tych potrzeb może prowadzić na manowce. To zawsze było problemem dla młodych mężczyzn, ale kiedyś ta rzeczywistość nie była tak rozerotyzowana jak teraz. Jesteśmy bombardowani treściami erotycznymi z plakatów czy reklam. Ten celibat, w którym żyją księża, może być progiem, który niewielu umie przekroczyć. Trzeba mieć charyzmatyczną czy ascetyczną osobowość, by temu podołać – dodaje.
Prof. Kubicki wskazuje też na poziom intelektualny duchowieństwa. – Duchowieństwo coraz częściej rekrutowane jest spośród ludzi słabo wykształconych, mających słabe wyniki w szkołach średnich – przyznaje. – Być może dla niektórych ten wybór, żeby pójść do seminarium jest furtką, ale nie bramką. To syndrom pewnego samonapędzającego się zjawiska. Coraz więcej kapłanów reprezentuje bardzo przeciętny poziom intelektualny – twierdzi.
„Przestajemy bać się piekła”
Wpływ na spadek liczby powołań ma też zmiana potrzeb współczesnego społeczeństwa. – Zmienił się stosunek ludzi do problemu wieczności czy piekła – wyjaśnia prof. Kubicki. – Przestajemy bać się piekła, przestajemy marzyć o życiu wiecznym. Tym samym poruszamy się w koleinach charakterystycznych dla społeczeństwa konsumpcyjnego – zaznacza.
Zdaniem filozofa współczesne społeczeństwo bardziej od śmierci obawia się zniedołężnienia i starości. – To jest zmiana potrzeb społecznych. Dla jednych jest to kryzys świadomości społecznej, zaś Kościół nazywa to kryzysem moralności – wyjaśnia.