O skutkach polityki Prawa i Sprawiedliwości dla finansów Poznania i perspektywach na przyszłość już z nowym rządem, rozmawiamy ze skarbnikiem miasta Poznania Piotrem Husejko.
Jan Józefowski: Dobiega końca 8 lat rządów Prawa i Sprawiedliwości. Jak odbiły się one na budżecie Poznania?
Piotr Husejko: Najważniejsze czynniki to zmiany przepisów podatkowych, najpierw w roku 2019 i potem Polski Ład. Zwłaszcza ta druga zmiana była mocno kosztowna dla budżetu Poznania. Szacujemy, na bazie tego, co wyliczył Związek Miast Polskich, że sam Poznań traci 600 milionów złotych tylko w jednym roku.
Politycy PiS odpowiadają, że rząd rekompensował te straty.
Rząd częściowo rekompensował, albo starał się rekompensować te ubytki. Nie było jednak żadnego systemu, tylko ręczne mechanizmy, podział dodatkowych środków według niejasnych kryteriów. Duże miasta traciły na tym najwięcej, a niektóre mniejsze dostawały wielokrotność straty. Warszawa przykładowo miała rekompensaty na poziomie kilku procent ubytku. W przypadku Poznania rekompensaty były mniej więcej na poziomie 25%. Budżet Poznania stracił więc 75%. Bardzo trudno planować budżet w takich warunkach.
Odbierano pieniądze dużym miastom, bo tam najmniej było wyborców PiS-u? Polityka ekonomiczna państwa, była polityką partyjną?
Rządzący traktowali system rekompensat jako dodatkowy instrument redystrybucji dochodów pomiędzy samorządami. Wspierali mniejsze samorządy kosztem tych większych. A przecież Poznań już płaci ponad 100 mln zł rocznie na rzecz słabszych finansowo samorządów.
Rząd też często podkreśla, że poza rekompensatami bieżącymi przekazywał środki na działania inwestycyjne.
Oczywiście to miało miejsce, Poznań w wyniku naborów z programu Polski Ład otrzymał promesy inwestycyjne na poziomie ponad 200 mln złotych. W tym są m.in. mosty Berdychowskie czy szkoła na Strzeszynie. Te 200 mln to jest jednak 1/3 tej generalnej utraty przychodów jednorocznych. Nawet jeśli do tych 200 mln dodamy 25 procent z rekompensat finansowych, to nadal strata jest ogromna.
Ważny jest jednak jeszcze inny kontekst. Jeśli zabiera nam się pieniądze na wydatki bieżące, a daje na inwestycje, to nie jest to zupełnie bez znaczenia. Możemy za środki na inwestycje coś zbudować, ale po stronie wydatków bieżących powstaje spora dziura.
A to m.in. kwestia rosnących wynagrodzeń pracowników, kosztów energii, kosztów obsługi długu, zależnego do stóp procentowych.
Sytuacja gospodarcza zmienia się jednak na plus, na przestrzeni ostatniego roku. Maleją stopy procentowe, gospodarka się uspokaja po szoku wybuchu wojny w Ukrainie, odreagowała pandemię.
Ważnych jest kilka czynników, które wystąpiły w tym samym czasie. Wysoka inflacja, rekordowo wysoka, bardzo podbiła nam koszty, ale dochody już tak nie rosły przez politykę rządu (m.in. obniżki podatków). To spowodowało tak poważne problemy. Rok temu perspektywa była bardzo trudna, nie wiedzieliśmy, czy inflacja będzie spadać, czy jeszcze rosnąć. Teraz jej poziom jest znacznie niższy niż przed rokiem, ale nadal wysoki.
Są też inne czynniki. Od 1 stycznia rośnie pensja minimalna, dość mocno, bo o 20 procent, a inflacja wynosi teraz 6,5 procent. To pokazuje, że pensje odzyskują realną wartość, przynajmniej te w granicach minimalnej. I teraz w kontekście naszego budżetu pojawia się oczekiwanie podnoszenia wynagrodzeń nie tylko osób najmniej zarabiających, ale też tych z wyższymi wynagrodzeniami, by dalej występowała różnica pomiędzy wynagrodzeniami pracowników o różnych kwalifikacjach. Zmiana poziomu płacy minimalnej pociąga więc za sobą natychmiast konieczność podnoszenia wynagrodzeń wszystkich pracowników.
Zmienia się rząd. Wiele samorządów wiąże z tym spore nadzieje, ale obietnice wzrostu kwoty wolnej od podatku, czy pensji nauczycieli, także mogą odbić się na samorządzie, prawda?
To, czego oczekiwalibyśmy dziś przede wszystkim, to stabilizacja i przewidywalność. Ręczne sterowanie polityką finansową wobec samorządów i planowanie z dnia na dzień utrudnia nam zarządzanie miastem w dłuższej perspektywie i planowanie. Jeśli nie jesteśmy w stanie ocenić, na co nas będzie stać za rok czy dwa, ze względu na ciągłe zmiany chociażby w stawkach PIT, to planowanie rozwoju jest znacznie utrudnione.
Teraz potrzebujemy analizy tego, co wydarzyło się w ostatnich latach i systemowych działań, które nie będą nagle pozbawiać samorządów wpływów.
Trudno sobie wyobrazić też, że po tym, jak zostały osłabione finansowo samorządy w ostatnich latach, teraz miałyby samodzielnie sfinansować wzrost kwoty wolnej, czy istotnie partycypować w kosztach podwyżek dla nauczycieli.
Nowa większość nie może też, nie wprowadzić zmian, które zapowiedziała tj. kwoty wolnej, czy podwyżek dla nauczycieli. Z politycznej perspektywy, byłoby to przecież samobójstwo.
Tak naprawdę to jest kwestia odpowiedniej rekompensaty, rekompensaty jeden do jednego. Zakładamy też, że nowy rząd będzie z samorządami rozmawiać, wysłuchiwać naszych racji. Większy dialog z samorządami powinien być jedną z pierwszych zmian, wprowadzonych przez nowy rząd.