Lech Poznań pewnie pokonał Cracovię 3:0 w spotkaniu określanym od lat jako „mecz przyjaźni” ze względu na dobre relacje łączące kibiców obu drużyn. Po ostatnim, bardzo słabym meczu z Górnikiem, przegranym 0:1, kibice zgromadzeni na stadionie przy ulice Bułgarskiej tym razem zobaczyli znakomite zawody.
Przed meczem dla niektórych komentatorów zastanawiający był brak Afonso Sousy w kadrze meczowej oraz Joela Pereiry i Pedro Rebocho w podstawowym składzie.
W 11 minucie Marchwiński, do którego było skierowane długie podanie, uniknął spalonego, ale skutecznie, choć na raty interweniował bramkarz Cracovii Karol Niemczycki, który zgarnął piłkę sprzed nosa lechicie na linii pola karnego.
Te 2 minuty przyniosły Lechowi dwa gole! Zaczęło się od przebitki w środku pola, Artur Sobiech zagrał tak, by wypuścić Velde, a Norweg uprzedził wychodzącego z bramki Niemczyckiego, by następnie skierować piłkę do pustej bramki. Tak padł pierwszy gol w 22 minucie.
Dwie minuty później Velde w sposób efektowny zagrał zewnętrzną częścią stopy, a piłkę otrzymał Marchwiński. Ofensywny pomocnik był sam w polu karnym, rywalom nie udało się zapobiec utracie gola. Marchwiński minął bramkarza Cracovii i zdobył bramkę.
W 44 minucie żółtą kartką został ukarany Marchwiński, a minutę później po stałym fragmencie gry gracze Lecha wyprowadzili szybką kontrę. Velde ruszył lewą flanką, zagrał jeszcze raz zewnętrzną częścią stopy do Skórasia, a ten miał przed sobą bramkarz i podcinką go pokonał, podwyższając prowadzenie na 3:0.
W 51 min Jesper Karlstroem strzelił gola, ale sędzia Szymon Marciniak nie mógł go uznać, ponieważ uczestniczący w akcji bramkowej Alan Czerwiński zagrywał piłkę zza linii końcowej.
W 60 minucie Douglas zdecydował się na strzał, a Niemczycki odbił piłkę przed siebie, natomiast Marchwiński nie kopnął jej, bo futbolówkę zgarnął obrońca Cracovii. Druga połowa nie była tak efektowna jak pierwsza.