„Piękna i Bestia”. Wycinankowa baśń w Teatrze Muzycznym w Poznaniu [RECENZJA]

Tej historii chyba nie trzeba przedstawiać nikomu. Kto nie słyszał o pięknej, która pokochała bestię? A także o tym, że „każda potwora znajdzie swego amatora”? Teatr Muzyczny w Poznaniu wystawił własną wersję (na licencji Disneya) tej znanej i lubianej baśni. Nie ma fabularnej rewolucji, ale jest za to zabawa dla całej rodziny.

Nie tylko dla dzieci

Francuska baśń powstała w 1740 roku. Szesnaście lat później uproszczono ją, żeby mogła bawić też dzieci. Od tamtego czasu „Piękna i Bestia” była wielokrotnie adaptowana na deskach teatrów, a także ekranach kin. Teraz wraz z licencją Disneya trafiła do Teatru Muzycznego w Poznaniu.

Trudno recenzować spektakl, który w zasadzie nie potrzebuje dobrego słowa, a także któremu żadna krytyczna uwaga nie może zaszkodzić. Poznaniacy jeszcze w grudniu ubiegłego roku dali twórcom i obsadzie spektaklu olbrzymi kredyt zaufania. Wykupili wszystkie dostępne bilety. Łącznie do czerwca zagranych zostanie 30 spektakli. Kolejne pokazy dopiero jesienią. Czy kredyt zaufania się opłacił? Sądzę, że tak.

Adaptacja Jerzego Jana Połońskiego w sposób dosyć bezpośredni nawiązuje do historii, którą znamy z filmu animowanego z 1991 roku. Najważniejsze rozłożenia dramaturgiczne to wątek miłości córki do ojca, kiełkującego uczucia między Bellą a Bestią, a także narcystyczne samouwielbienie Gastona do własnej „boskości”.

Bez rewolucji, ale z dużym wyczuciem historii

Widzowie nie otrzymują pogłębionych wątków pobocznych. Nie znajdą tutaj zmian, które wprowadzono, choćby w adaptacji filmowej Disneya z 2017 roku. Nie skupiano się też na tropach, jakoby Bella cierpiała na syndrom sztokholmski, a relacja między Gastonem i jego pomagierem, LeFou miała podłoże homoseksualne.

Wspomnieć jednak należy, że Teatr Muzyczny w Poznaniu nie boi się zapraszać widzów na sztukę ważną i zmuszającą do refleksji („Kombinat” i „Irena”). Wie jednak też, że musical powinien być inkluzywny, zachęcający do odwiedzin całe rodziny. Świetnym tego przykładem jest właśnie „Piękna i Bestia”.

Ze względu na ograniczenia przestrzenne twórcy zdecydowali się na pewne umowności osadzenia akcji. Dlatego też całość rozgrywa się jakoby w książce. Takie rozwiązanie przekłada się też na świetną, w stylu kolaży scenografię Anny Chadaj, a także wycinankowe kostiumy Agaty Uchman. W rolę Belli na premierze wcieliła się Joanna Rybka-Sołtysiak, która odgrywa swoją rolę perfekcyjnie. Jest na przemian wrażliwa, jak i buńczuczna. Wcielający się podczas premiery w rolę Bestii Rafał Szatan z kolei doskonale radzi sobie z mieszanką apodyktyczności i emocjonalnego niedowładu jego protagonisty. Główny antagonista Gaston (Paweł Kubat) jest w odpowiedni sposób przerysowany.

Piosenki znane z hitu Disneya w przełożeniu na język polski brzmią bardzo melodycznie i naturalnie, co jest sukcesem kompozytora, Tomasza Szymusia. Debiutujący zaś w roli choreografa Karol Drozd idealnie dopasował przestrzeń do układów tanecznych.

Ta pomimo a może wbrew ograniczeniom metrażowym udanie przenosi widza do pałacu, tawerny, czy też lasu. Całość wzbogacają genialne postacie poboczne, czyli między innymi: Maurycy, Płomyk, Trybik, Pani Imbryk, Babette, Madame de Garderobe, LeFou, którzy wzbogacają historię. Zwłaszcza o wstawki humorystyczne, ale też aurę pozytywizmu w tych niełatwych czasach. Zabawność poszczególnych scen jest niewątpliwym atutem musicalu, który pozwala na eskapistyczną podróż w głąb siebie. W poszukiwaniu ukrytego w sobie dziecka.

Czytaj też: Twórcy i obsada opowiadają o „Pięknej i Bestii”

Maciej Szymkowiak
Zdarzyło się coś ważnego? Wyślij zdjęcie, film, pisz na kontakt@wpoznaniu.pl