Od przyszłego roku posłowie, pracownicy sejmu i najważniejsze osoby w państwie, zarobią około 1000 złotych więcej miesięcznie. To odpowiedź na szalejącą inflację.
O planowanych podwyżkach w czwartek dyskutowali członkowie sejmowej Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. Szefowa Kancelarii Sejmu Agnieszka Kaczmarska potwierdza, że w przyszłym roku planują podnieść koszt utrzymania Kancelarii o dwadzieścia trzy procent.
Podwyżki dla pracowników sejmu, posłów i najważniejszych osób w państwie, czyli między innymi premiera i prezydenta, mają wynieść 7,8 procenta. Oznacza to, że od przyszłego roku członkowie parlamentu zarobią około 1000 złotych więcej niż obecnie. Ministrowie mogą liczyć na dodatkowe 1400 złotych, o dwieście złotych więcej niż członkowie rządu zyskają premier i marszałkowie sejmu oraz senatu. Głowa państwa, Andrzej Duda miałby dostać 2000 złotych podwyżki. Finalnie jego miesięczne wynagrodzenie wyniosłoby 27 tysięcy złotych brutto.
Podstawą do przyznania podwyżek jest tak zwana kwota bazowa, która od przyszłego roku ma zostać zwaloryzowana o 7,8 procenta. Obecnie wynosi ona 1789,42 zł, a po zmianie będzie to 1928,99 zł.
Wygląda na to, że najważniejsi urzędnicy w państwie zadbają o wysokość swoich wynagrodzeń nawet w czasie szalejącej inflacji. Jednak nie wszyscy pracownicy publiczni mogą liczyć na taki komfort. W sobotę w Poznaniu przed urzędem wojewódzkim protestowali przedstawiciele związków zawodowych urzędów. To osoby zatrudnione między innymi w sądach. Domagają się oni 20 procentowej podwyżki, która wynagrodziłaby im minimalnie podnoszoną od lat pensję.
Rząd nie zgadza się jednak z żądaniami pracowników sądów i argumentuje, że podnoszenie stawek wynagrodzeń w czasie inflacji jest jak dolewanie oliwy do ognia. Szczególnie wśród tak dużej grupy zawodowej jaką są urzędnicy.
Tej choroby, inflacji, nie można leczyć podwyżkami, bo choroba się nasili – przekonywał w czerwcu Jarosław Kaczyński.