Wojciech Cieślewicz został pobity przez ZOMO w 1982 roku. Po dwóch tygodniach od pobicia zmarł w szpitalu. Do dziś nie wiadomo kto dokładnie był sprawcą. Ustalono dwóch nowych, nieprzesłuchiwanych dotychczas świadków.
Śmierć 29-letniego dziennikarza
Wojciech Cieślewicz uczestniczył w manifestacji pod Poznańskimi Krzyżami 13 lutego 1982 roku. Tego samego dnia, gdy wracał z manifestacji został pobity przez ZOMO w okolicy Mostu Teatralnego. W wyniku obrażeń głowy, 29 – letni dziennikarz, trafił do szpitala, gdzie zmarł 2 marca 1982 roku. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone w czerwcu tego samego roku.
Dziś jest jednak szansa, że po 42 lata od śmieci Cieślewicza, wyjdzie na jaw kto pobił młodego mężczyznę. W 2023 dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, zastępca prokuratora generalnego prok. Andrzej Pozorski, podjął decyzję o ponownym wszczęciu śledztwa. Sprawę prowadzi prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie.
Po 42 latach odnaleziono nowych świadków
Naczelnik komisji w Szczecinie, prok. Marek Rabiega podjął decyzję o przesłuchaniu dwóch nowych świadków, którzy nigdy wcześniej nie zeznawali w tej sprawie. Możliwe, że przesłuchany zostanie również świadek z Kanady.
– Czynności w zakresie ustalenia bezpośrednich sprawców pobicia doprowadziły do ustalenia dwóch nowych świadków (wcześniej nie przesłuchanych). Oczekujemy także na realizację wniosku o międzynarodową pomoc prawną z Kanady, odnośnie kolejnego świadka. Czynności te pozwoliłyby na doprecyzowanie wielu sprzecznych dotychczas informacji. Ustalenia te są jednakże bardzo trudne, z uwagi na dynamikę i okoliczności zdarzenia, upływ czasu, bardzo utrudniające rozpoznanie indywidualne funkcjonariuszy ZOMO. Ale nadal podejmowane są w tym zakresie wysiłki – mówi prok. Marek Rabiega Naczelnik Komisji w Szczecinie.
Udało się również ustalić nowe okoliczności związane z oskarżeniem jednego z funkcjonariuszy ZOMO. Świadek przyznał się do złożenia fałszywych zeznań i milicjant został prawomocnie uniewinniony. Nowe ustalenia powiązane ze świadkiem nie są już przedmiotem oceny prawnokarnej. Mają jednak znaczenie dla całokształtu sprawy.
Wewnętrzne śledztwo ZOMO
Ustalono również, że odnaleziony rękopis opinii sądowo-medycznej dotyczącej Wojciecha Cieślewicza, różni się od ostatecznie wydanego dokumentu. W szpitalu, w którym zmarł 29-latek miał złożyć swoją wizytę funkcjonariusz SB. W ZOMO toczyło się również wewnętrzne postępowanie wyjaśniające okoliczności pobicia. Niestety materiały z tego śledztwa zostały zniszczone. Poszukiwane są ewentualne opisy. Osoby, dowodzące akcją MO i ZOMO już nie żyją.
– Zdołano potwierdzić dowodowo, iż funkcjonariusze MO (z- ca Komendanta Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Poznaniu i Naczelnik Wydziału Dochodzeniowo – Śledczego Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Poznaniu – przp. red.) prowadzili działania – które znane były kierownictwu KG MO – mające utrudnić wykrycie sprawców czynu i wyjaśnienie jego okoliczności. W tym zakresie czynności procesowe doprowadziły do odnalezienia nieznanych wcześniej dokumentów, jak i przesłuchania świadka, który w tym zakresie posiadał wiedzę. Obaj funkcjonariusze już nie żyją, zatem nie ma możliwości pociągnięcia ich do odpowiedzialności karnej, co przy zgromadzonym materiale dowodowym niewątpliwie by nastąpiło. Przesłuchany został także ówczesny prokurator prowadzący śledztwo, ustalono, iż jego przełożony nadzorujący sprawę nie żyje. Ustalono, iż przypuszczalnie wpływano też na treść opinii sądowo – medycznej, bowiem odnaleziony jej rękopis różni się od wydanego później ostatecznego dokumentu, zaś w szpitalu, w którym leżał Wojciech Cieślewicz, złożył wizytę funkcjonariusz SB – dodaje prokurator Rabiega
Prokurator Marek Rabiega poinformował, że wykonano oględziny miejsca dowodzenia akcją, w warunkach imitujących te z dnia 13 lutego 1982 roku. Dokumenty z tamtych lat w większości już nie istnieją. Zostały zniszczone, co utrudnia i przedłuża śledztwo. Prokurator samodzielnie stara się ustalić dane osób biorących udział w wydarzeniu. Jest ich ponad kilkaset. Brak dokumentów dodatkowo komplikuje ustalanie faktów, mimo tego śledztwo postępuje naprzód. Przesłuchano już kilkudziesięciu funkcjonariuszy i świadków.