Lech Poznań wygrał, bo bardzo słabym meczu z ŁKS-em 3:2. Gdyby nie gol Marchwińskiego w doliczonym czasie, Kolejorz wracałby z Łodzi z 1 punktem.
Mimo wygranej piłkarze Kolejorza powinni po tym meczu zapaść się pod ziemię ze wstydu. Pierwsze połowa była mdła i nieciekawa w wykonaniu Lecha. Mimo, że piłkarze Kolejorza byli częściej przy piłce, długo nie potrafili zagrozić bramce gospodarzy. Dopiero w 36 minucie po dośrodkowaniu Eliasa Anderssona, piłkę główką do siatki skierował Mikael Ishak. Pierwsza połowa zakończyła się skromnym jednobramkowym prowadzeniem Lecha.
W drugiej połowie, było jeszcze gorzej. Co prawda 56 minucie, Kolejarz po bramce Filipa Marchwińskiego objął 2 bramkowe prowadzenie, ale to co stało się późnej nawet najwierniejszych kibiców doprowadziło do furii.
W 58 minucie Karlstroem, który chwilę wcześniej pojawił się na boisku, sprokurował karnego. Jedenastkę wykorzystał Kay Tejan i ŁKS zaatakował. Po chwili jednak drugą żółtą i w efekcie czerwoną kartkę zobaczył ełkaesiak Thiago Ceijas.
Wydawało się, że grająca w dziesiątkę przedostatnia drużyna w tabeli, nie może zagrozić Lechowi. Okazało się jednak, że to Kolejorz rozpaczliwie zaczął bronić wyniku. W 90 minucie Tejan wrzucał piłkę w pole karne, gdzie zza pleców Salamona wyskoczył Jurić i z bliska umieścił piłkę w siatce i na tablicy był remis 2:2.
W doliczonym czasie gry wynik na korzyść Lecha uratował Filip Marchwiński. Był to jego drugi gol w tym spotkaniu. Lech dzięki zwycięstwu w Łodzi wskoczył na drugie miejsce w tabeli. Do prowadzącej Jagiellonii traci 4 punkty.