W czasach rządów Zjednoczonej Prawicy walczył z władzą o wolne sądy. Jest współtwórcą Komitetu Obrony Sprawiedliwości, prawnikiem z wykształcenia. Michał Wawrykiewicz dziś mówi, że start w wyborach do Europarlamentu to jego naturalna kontynuacja misji publicznej, którą rozpoczął w 2018 roku.
Artur Adamczak: Panie Mecenasie, dlaczego postanowił Pan już 5 lat temu zostać politykiem? Bo to nie pierwszy Pana start w wyborach do Europarlamentu?
Michał Wawrykiewicz: Wtedy swoje miejsce w Parlamencie Europejskim w Brukseli widziałem, podobnie jak widzę je teraz. Jako kontynuację mojej misji publicznej, którą realizowałem w Wolnych Sądach i w Komitecie Obrony Sprawiedliwości. W 2018 roku po raz pierwszy pojawiliśmy się w Brukseli przekonywać Komisję Europejską do zdecydowanych działań w obronie polskich sądów – zresztą te działania zakończyły się sukcesem. W 2018 roku zostało podjęte postępowanie przeciwnaruszeniowe, złożona skarga i wydane zabezpieczenie, dzięki czemu 40% sędziów Sądu Najwyższego mogło pozostać w sądzie. Pani profesor Małgorzata Gersdorf mogła skończyć swoją misję do końca kadencji. To pokazało mi też, jak wielka siła, skuteczność jest w instytucjach unijnych. Miałem wówczas okazję obserwować pracę europosłów i zobaczyłem, jakie oni mają możliwości działania, wpływu na rzeczywistość, bo przecież praca parlamentarzysty w Brukseli czy Strasburgu to nie tylko sala obrad, komisje, to także rozmowy, negocjacje, debaty, inicjowanie własnych działań. Pomyślałem o tym, że to jest absolutnie naturalne miejsce dla mnie, bo moja aktywność tam się po prostu przyda. Moje doświadczenie zgromadzone od 2018 roku do dzisiaj w Europarlamencie, w komisjach, ale też w sądach europejskich i w Strasburgu, i w Luksemburgu niewspółmiernie wzrosło. Jestem pełnomocnikiem w łącznie ponad 100 sprawach.
A.A.: Pana zdaniem kiedy zaczęło się psucie polskiego sądownictwa? Nie uważa Pan, że ten początek miał jeszcze miejsce za rządów PO-PSL w 2015 roku ? Kiedy wybrano 5 sędziów do Trybunału Konstytucyjnego i później okazało się, że dwójka z tej piątki sędziami być jednak nie może?
M.W.: Tak naprawdę zamach konstytucyjny zaczął się dopiero jesienią 2015 roku. Ten wybór ponadwymiarowy, który był dokonany przez poprzednią kadencję, został zweryfikowany przez Trybunał Konstytucyjny i wszyscy się do tego zastosowali. Uchwalanie ustaw, które czasami są niezgodne ze standardami konstytucyjnymi, zdarza się w każdej kadencji. To jest normalna rzecz w demokracji, ale po to jest Trybunał Konstytucyjny, żeby niezgodne z konstytucją ustawy wyrzucać do kosza, a wszyscy inni są od tego, żeby zastosować się do orzeczeń Trybunału. Po raz pierwszy wkroczono z butami do tego ogródka demokracji jesienią 2015 roku, kiedy po pierwsze wybrano dublerów, czyli nie sędziów Trybunału Konstytucyjnego, na miejsca, które już były obsadzone. Po drugie, kiedy prezydent Andrzej Duda, w sposób niewyobrażalny dla standardów demokratycznych, odmówił przyjęcia zaprzysiężenia od prawidłowo wybranych sędziów i powołał dublerów. Potem przez rok mieliśmy do czynienia z pacyfikacją Trybunału Konstytucyjnego, co zakończyło się dla władzy sukcesem w grudniu 2016 roku. Od tamtej pory my obywatele utraciliśmy niezależny sąd konstytucyjny, a to z kolei pociągnęło za sobą dalsze konsekwencje w postaci tego, że władza mogła uchwalać dowolne ustawy nie podlegające jakiejkolwiek systemowej kontroli konstytucyjnej
A.A.: Czym Parlament Europejski ten za chwilę nowo wybrany, powinien zając się w pierwszej kolejności.
M.W.: Jest kilka najważniejszych wyzwań dla Parlamentu Europejskiego nowej kadencji. Myślę, że to jest przede wszystkim bezpieczeństwo wszystkich Europejczyków. Pogłębianie integracji i przekonywanie poszczególnych państw do tego, aby wzmożyły swoją politykę obronną, aby przeznaczyły znacznie większe kwoty na zbrojenie, na produkcji amunicji. Wystarczy spojrzeć na to od strony danych. Unia Europejska jako całość, w momencie kiedy wybuchła wojna produkowała 230 000 sztuk amunicji do artylerii lufowej, czyli do haubic rocznie. Rosja produkuje taką liczbę miesięcznie, dlatego że przestawiła swój przemysł na tryby całkowicie zbrojeniowe, zatrudniła 1 200 000 ludzi więcej. Trzeba więc przekonywać poszczególne państwa, ale trzeba też przekonywać instytucje unijne, aby budować prawo, które będzie wzmacniać tę integrację obronną i przekonywać Unię Europejską, aby przeznaczała jako wspólnota znacznie większe środki na bezpieczeństwo. Dotychczas to była kwota 500 milionów euro. Dziś widzimy, że to jest za mało. Bezpieczeństwo nie tylko przed na napaść militarną, ale też przed cyberatakami, przed ingerencją wolne wybory i przed inwigilacją rosyjskich służb w nasze życie. Druga przestrzeń – to jest moja domena – to jest praworządność, czyli wzmacnianie i chronienie tej ramy Unii Europejskiej, jaką jest państwo prawa. Bez państwa prawa – o tym przekonaliśmy w Polsce, to widzimy również na Węgrzech, za chwilę to się może stać na Słowacji – niszczy się te filary państwa prawa, a bez tego nie mogą istnieć żadne polityki unijne. Nie może funkcjonować ani polityka rolna, ani klimatyczna, ani normalne rozdysponowanie funduszy europejskich. Myślę, że trzecia sprawa z tych najważniejszych, to jest mądre, roztropne dążenie do neutralności klimatycznej, czyli transformacja energetyczna robiona w sposób rozsądny z wrażliwością społeczną. Z patrzeniem się na potrzeby obywateli poszczególnych państw członkowskich. Przy tej transformacji energetycznej następuje transformacja gospodarcza, której my możemy być beneficjentami. Tutaj w Wielkopolsce doskonałymi przykładami są Turek i Konin. Można dokonywać skutecznej transformacji energetycznej i gospodarczej nie krzywdząc ludzi i wzmacniając efektywność gospodarki.
A.A.: Wspomniał Pan o Turku, Koninie. „Czuje” Pan w ogóle Wielkopolskę?
M.W.: Czuję doskonale Wielkopolskę. Przez lata byłem na dziesiątkach spotkań z ludźmi związanych z obroną praworządności. Jestem tu bardzo przyjaźnie odbierany, jak widzę to na spotkaniach na ulicach, wśród ludzi. Poza tym identyfikuje się z taką tożsamością wielkopolską pod względem wartości idei, które tutaj są najważniejsze. Pracowitość, konsekwencja, dążenie do celu, no i taka bezwzględnie zachodnioeuropejska cywilizacyjna kulturowa tożsamość, która tutaj jest. To jest w moim sercu i tu doskonale się odnajduje.
A.A.: Na co pieniądze z tego słynnego KPO powinny być wdane – Pana zdaniem – w Wielkopolsce?
M.W.: Wielkopolska na w przeciągu tych 20 lat uzyskała z funduszy unijnych około 35 miliardów złotych. Teraz z KPO jest kwota 6,5 miliarda złotych, która może trafić do Wielkopolski. Myślę, że pieniądze mógłby trafić na inwestycje związane z koleją czy z poznańskim lotniskiem. Na pewno na transformację energetyczną, bo tak jak wcześniej powiedziałem, Wielkopolska tu ma się czym chwalić. Frans Timmermans przyjeżdżał niejednokrotnie do Konina pokazywać to miejsce jako udany proces transformacji energetycznej. Myślę, że to są jeden z głównych celów, na co można by wydać unijne pieniądze.
A.A.: Dziękuję za rozmowę.