Lech Poznań nie zagra w IV rundzie eliminacji Ligi Konferencji. Kolejorz przegrał ze Spartakiem Trnawa 1:3 i odpadł z dalszej rywalizacji. – Kiedy nie spodziewamy się tego my, piłkarze, trenerzy, kibice i coś takiego się przydarza, to jest to na pewno bolesne – mówił po meczu trener John van den Brom.
Na Słowację Lech jechał z jednobramkową zaliczką. Holenderski szkoleniowiec Lech na przedmeczowej konferencji prasowej zapowiedział, że Kolejorz nie jedzie bronić wypracowanej przewagi. Lechici mieli zagrać ofensywnie i przejąć kontrolę nad spotkaniem. I faktycznie, pierwsze minuty tak wyglądały, jednak im dalej w las, tym częściej Spartak zaczął zagrażać bramce Filipa Bednarka. Zwieńczeniem przewagi Słowaków była bramka Kelvina Oforiego z 37. minuty. Po przerwie prowadzenie podwyższył Erik Daniel.
Lechici odpowiedzieli efektownym trafieniem Kristoffera Velde z 63. minuty. W 74. minucie Lukas Stetina zdobył przepiękną bramkę przewrotką. Do końca meczu wynik już się nie zmienił. Tym samym Lech, z najdroższą kadrą w historii, będący faworytem dwumeczu i mający zapewnioną autostradę do fazy grupowej Ligi Konferencji, odpadł z rozgrywek.
– Dla nas jest to ciężka chwila – wyznał na konferencji pomeczowej John van den Brom. – Uważam, że ten mecz zaczęliśmy nieźle, mieliśmy kontrolę, graliśmy piłką, natomiast po piętnastu minutach zaczęło się to zmieniać. Rywale strzelili gola i z wynikiem 0:1 schodzili na przerwę. Rozmawialiśmy o tym, że musimy coś zmienić po zmianie stron, ale straciliśmy drugiego gola i w tym momencie odpadaliśmy z Ligi Konferencji. Udało się trafić na 2:1 i wróciliśmy do meczu, ale rywal zdobył kolejną bramkę – opisywał.
Zdaniem Holendra, jego drużyna nie była wystarczająco dobra, aby wywalczyć awans do następnej fazy eliminacji. – Musimy znaleźć powody dlaczego tak się stało. Dzisiaj jesteśmy niezadowoleni, ale pamiętajmy, że mamy dopiero sierpień i przed nami jeszcze cały sezon Ekstraklasy, w którym musimy powalczyć o najwyższe cele – podsumował.
Bolesne spotkania w Europie
Nie jest to pierwsze rozczarowanie dla kibiców Lecha w XXI wieku. Wystarczy tylko wspomnieć nazwy takie, jak: Żalgiris Wilno, Strajnan czy AIK Solna.
Lech mierzył się z Żalgirisem w sezonie 2013/2014. Co ciekawe, wszyscy piłkarze litewskiego klubu zarabiali wtedy tyle, co Manuel Arboleda. Pierwszy mecz zakończył się zwycięstwem Żalgirisu, który na własnym stadionie pokonał Kolejorza 1:0.
Kolejorz wygrał przy Bułgarskiej 2:1. Wynik premiował jednak Litwinów, którzy w dwumeczu byli lepszym zespołem. Inaczej uważał ówczesny trener Lecha, Mariusz Rumak, który stwierdził, że gdyby jego podopieczni wykorzystali co czwartą okazję, to by awansowali.
Kompromitacja z Islandczykami
Kolejny kompromitujący dwumecz odbył się w sezonie 2014/2015. Kolejorz mierzył się wtedy z islandzkim Strajnan. – W moim zespole grają niemal wyłącznie amatorzy, tylko czterech Duńczyków ma kontrakty półprofesjonalne – mówił po meczu Runar Pall Sugmundsson.
Pierwszy mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla Islandczyków. Z kolei w rewanżu przed własną publicznością Kolejorzowi nie udało się strzelić nawet jednej bramki.
– Stjarnan reprezentuje kraj piłkarsko wyżej notowany od nas. Islandia dopiero co walczyła w barażu o mistrzostwa świata w Brazylii, a my nie. Islandczycy są także wyżej notowani w rankingu i mają więcej piłkarzy w dobrych ligach europejskich – analizował po dwumeczu Mariusz Rumak.
Niepotrzebnie atakowali
Warto jeszcze wspomnieć o meczu ze szwedzkim AIK Solna. W 2012 r. los rzucił Kolejorza na mecze z kazachskim Żetysu Tałdykordan i azerskim Chazarem Lenkoran. W trzeciej rundzie lechici mierzyli się ze Szwedami.
W pierwszym meczu Kolejorz przegrał 3:0, a przed rewanżem trener Rumak zapowiadał, że plan na rewanż jest jeden: strzelić cztery bramki i żadnej nie stracić.
Przy Bułgarskiej Lech wygrał 1:0. – Zawaliliśmy mecz w Solnej, bo przegraliśmy tam za wysoko. Nie znaczy to jednak, że zagraliśmy tam słabo. Po prostu niepotrzebnie rzuciliśmy się do ataku w Sztokholmie i przeciwnik nas skontrował – mówił po meczu Rafał Murawski.