Tylko u nas

Seniorzy nie muszą być samotni. „Potrzebuję kogoś, z kim mogłabym porozmawiać”

Wielkanoc jest trudna dla samotnych seniorów. – Pierwszy raz będę zupełnie sama podczas świąt – wyznaje pani Grażyna, która zasiadła do świątecznego stołu ze Stowarzyszeniem mali bracia Ubogich.

Przed wejściem do lokalu przy ul. Zwierzynieckiej ustawiła się kolejka. Seniorzy czekają, żeby otrzymać zieloną plakietkę z imieniem i nazwiskiem. Dla wolontariuszy przewidziany jest kolor niebieski.

Jedna rzecz jest wspólna: razem zasiądą do świątecznego stołu i doświadczą namiastki Wielkanocy dzięki Stowarzyszeniu mali bracia Ubogich.

Jedną z uczestniczek spotkania jest pani Barbara. Siedzi przy stole, czekając na swoich znajomych, którzy mają dojechać. – Jestem pierwszy raz na takim śniadaniu wielkanocnym – przyznaje. – Podoba mi się oprawa. Jest tak uroczyście. Cieszę się, że organizowane są takiego rodzaju spotkania, bo człowiek potrzebuje kontaktu z innymi. Jeszcze bardziej po pandemii, która nam sporo zabrała. Mogę powiedzieć, że w jakimś sensie przyzwyczaiłam się do samotności, ale nie jest to łatwe. Staram się optymistycznie podchodzić do życia – podkreśla.

Seniorzy w święta nie muszą być samotni. „Potrzebuję kogoś, z kim mogłabym porozmawiać”
Seniorzy w święta nie muszą być samotni. „Potrzebuję kogoś, z kim mogłabym porozmawiać” (fot. Łukasz Gdak/wpoznaniu.pl)

Optymistyczne podejście do życia

Pani Barbara ma 91 lat. Przez ponad pół wieku była księgową w poznańskiej firmie jubilerskiej. Obecnie mieszka na Sołaczu. Z tą dzielnicą ma wiele wspomnień, nie zawsze dobrych. Niektóre z nich powróciły za sprawą wojny w Ukrainie.

– Gdy rozpoczęła się II wojna światowa, skończyłam siódmą klasę podstawówki – mówi. – W czasie wojny byłam ciągle głodna. Doskonale pamiętam prezent, który dostałam na Boże Narodzenie, był to jeden orzeszek. Przerażające, że człowiek nie pamięta, co robił dwa dni temu, a o tym nie może zapomnieć – przyznaje.

Szczególnie przykrym doświadczeniem był okres wyzwalania Poznania. – Siedzieliśmy wtedy w piwnicy, choć inne dzielnice Poznania zostały już wyzwolone – wspomina. – Pewnego dnia Sowieci nas wyrzucili na dwór. Mieliśmy pokonać odcinek od ulicy Nad Wierzbakiem do Kościelnej. Stały tam działa, z których co chwilę przeprowadzany był ostrzał Cytadeli. Bałam się i nie przeszłam. Wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego. Rosjanin wstrzymał atak i kazał żołnierzom przeprowadzić mnie na drugą stronę – dodaje.

Kolejne wspomnienie z Sołacza związane jest z tramwajem linii 9. – Poznałam swojego męża w tramwaju – wspomina. – On jechał do swojej szkoły, ja do swojej. On z Winiar, ja z Sołacza. Zagadał mnie. Umówiliśmy się na spacer. Wtedy nie było telefonów. Mieliśmy wspólne zainteresowania, choćby wspólne podróże. Niestety zmarł 15 lat temu – dodaje.

Tegoroczne święta pani Barbara spędzi u córki. Nie jest już w stanie przygotować świąt u siebie w domu. – Doświadczam samotności, ale taki jest los człowieka i nie da się inaczej – przekonuje. – Najtrudniejsza jest ta niedyspozycja fizyczna. Niepewnie chodzę. Mam problemy z wejściem po schodach. Na szczęście mieszkam na pierwszym piętrze, więc nie jest tak źle. Na pewno łatwiej jest mieszkać we dwójkę. W pewnym wieku zna się już drugą osobę na tyle dobrze, że nie trzeba słów, by przekazać, co się myśli – stwierdza.

Kwiaty przed chlebem

Samotność boli każdego dnia, nie tylko od święta. Wie o tym Stowarzyszenie mali bracia Ubogich, które w 1946 r. zdecydowało się pomagać ludziom najuboższym. Wówczas byli to ludzie starsi – osoby samotne, opuszczone i bez szans na pomoc. Od tego czasu stowarzyszenie zajmuje się przeciwdziałaniem marginalizacji osób starszych, uświadamianiem o ich trudnej sytuacji, ale przede wszystkim tworzeniem relacji.

W Polsce mieszka ok. 1,5 miliona osób powyżej 80 roku życia. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Instytut Badań Pollster, ponad 25 proc. seniorów po ukończeniu 80 lat często odczuwa samotność.

W odpowiedzi na te dane Stowarzyszenie mali bracia Ubogich stworzyło program wolontariatu towarzyszącego „Twoja obecność pomaga mi żyć”.

Wolontariusze to nie tylko pomocnicy osób starszych, ale też ich przyjaciele. Odwiedzają ich w domach, troszczą się o ich zdrowie i kondycję psychiczną. Towarzyszą im na co dzień i zabierają na wycieczki do teatru, na wystawy czy za miasto.

W działaniach tych wolontariusze oraz pracownicy stowarzyszenia kierują się mottem „kwiaty przed chlebem”. Podkreśla ono znaczenie tworzonych relacji pomiędzy wolontariuszem a podopiecznym.

Stowarzyszenie chce docierać do osób najbardziej potrzebujących. Do tych, dla których największą bolączką jest samotność. Zaś samym celem wolontariuszy i pracowników jest poprawa jakości życia osób starszych poprzez przeciwdziałanie ich izolacji i wyobcowaniu społecznemu.

Zbliżająca się Wielkanoc nie dla wszystkich seniorów będzie łatwa. Niektórym z nich podczas świąt towarzyszyć będzie samotność. To właśnie z myślą o nich zorganizowane zostały spotkania w 10 miastach Polski, w tym w Poznaniu i Gnieźnie. Zanim seniorzy przystąpili do jedzenia, otrzymali drobny poczęstunek – w tym wspomniane kwiaty.

Nie lubię być sama”

– Staram się nie poddać chorobie – mówi 69-letnia pani Grażyna. – Każdego dnia ćwiczę nogi. Muszę je wzmacniać. Wszystko robię sama. Nawet włosy ufarbowałam, żeby nie mieć siwych. Staram się ładnie wyglądać, chociaż mam już swoje lata. Robię to z jednego powodu: nie mogę przestać o siebie walczyć – podkreśla.

Kobieta usiadła do stołu wraz ze swoim wolontariuszem, Bazylim. – Dopiero się będziemy spotykać – przyznaje mężczyzna. – Umówiliśmy się na oglądanie ogródka i ptaków. Taka typowa wiosenna aktywność. Pojedziemy też na cmentarz – dodaje.

„Stwardnienie rozsiane”. Taką diagnozę pani Grażyna usłyszała kilkanaście lat temu. – Potrzebuję rozmowy – mówi. – Nie tylko przez moją chorobę. Muszę rozmawiać, a gdy jestem sama, nie mam z kim. Dlatego się cieszę, że będę miała wolontariusza – stwierdza.

Seniorzy w święta nie muszą być samotni. „Potrzebuję kogoś, z kim mogłabym porozmawiać”
Seniorzy w święta nie muszą być samotni. „Potrzebuję kogoś, z kim mogłabym porozmawiać” (fot. Łukasz Gdak/wpoznaniu.pl)

Pani Grażyna była laborantką chemiczną. – To odpowiedzialna praca – zaznacza. – Lubię krzyżówki i nawet podczas pracy znajdowałam czas, by je rozwiązywać. Mózg wtedy pracuje – przyznaje.

Tegoroczna Wielkanoc będzie smutna dla kobiety. – Pierwszy raz będę zupełnie sama podczas świąt – wyznaje. – Trudno się obchodzi święta w pojedynkę. Mam rodzinę, ale daleko. Nie ma więc możliwości, żebyśmy spędzali każde święta razem. Obawiam się tej Wielkanocy, bo nie lubię być sama – kończy.

Brak czasu

Na końcu sali znajduje się pani Irena. Kobieta siedzi na wózku inwalidzkim. Rozmawia z nią Dominik, jej wolontariusz. Poznali się prawie rok temu. – Podczas pierwszego spotkania siłowaliśmy się na rękę – opowiada seniorka. – Gdy się spotykamy, idziemy na spacer, pijemy kawę, jemy obiad i zwiedzamy. Gramy też w gry. Czasami ja wygrywam, czasami Dominik. Nasza ulubiona gra to punto – stwierdza.

Pani Irena przeszła dwa udary. Ma sparaliżowaną lewą stronę ciała. Na co dzień mieszka w domu pomocy społecznej. – Wcześniej podejmowałam różne prace, ostatnio pracowałam w kwiaciarni – wspomina. – Z zawodu jestem elektromechanikiem, lepszym od Wałęsy. Nabijałam silniki okrętowe w Cegielskim. Przyjemna praca. Dawała mi dużo spokoju. Chciałam spróbować, bo słyszałam, że jest taki zawód dla kobiet. Teraz potrafię wszystko zrobić – podkreśla.

Kobiecie ciągle brakuje czasu. – Jestem stale zajęta – przekonuje. – Mam zajęcia, rehabilitacje i posiłki. Jak jest ładna pogoda, staram się wyjechać poza ośrodek. Robię też takie obrazy z koralików. Zazwyczaj tworzę na nich zwierzęta, kwiaty czy góry. Stworzenie jednego obrazu, w zależności od rozmiaru, zajmuje mi pięć dni. W przeszłości malowałam zimowe pejzaże – wyjaśnia.

Pani Irena stara się być samodzielna. – Rzeczy, których się nauczyłam w przeszłości, procentują – zaznacza. – W domu mamy zajęcia i warsztaty techniczne. Niektóre czynności muszę wykonywać jedną ręką, ale daję radę. Umiem obierać jabłka czy ziemniaki. Gorzej z pomarańczą i grejpfrutem. Ubieram się też prawie sama – wylicza.

Rocznica znajomości

Kobieta nie wychodziła z domu przez siedem lat. – Potrzebowałam kogoś do towarzystwa – opowiada. – O stowarzyszeniu dowiedziałam się od pani psycholog. Początkowo źle ją zrozumiałam. Myślałam, że to ja mam być dla kogoś wolontariuszem. Wyprowadziła mnie z błędu. Po prostu potrzebowałam kogoś do towarzystwa i rozmowy – wyjaśnia.

Dominik złożył aplikację przez stronę internetową stowarzyszenia. – Widziałem reklamę o wolontariacie – tłumaczy. – Postanowiłem się zaangażować, bo chciałem poświęcić swój czas dla drugiej osoby. To coś, co wyniosłem z domu rodzinnego. Niedługo po tym odezwała się pani koordynatorka. 26 kwietnia z panią Ireną będziemy obchodzić naszą rocznicę – dodaje.

Mężczyzna zamierza wydrukować wszystkie zdjęcia, które zrobił przez ostatnie miesiące. – Chcę pokazać, gdzie byliśmy i co robiliśmy. Tych wydarzeń było bardzo dużo, bo pojechaliśmy m.in. do Kórnika, Palmiarni i na Cytadelę – wylicza. – Usiądziemy i powspominamy, jak ten rok wyglądał i co przez ten czas się wydarzyło – zaznacza.

Seniorzy w święta nie muszą być samotni. „Potrzebuję kogoś, z kim mogłabym porozmawiać”
Seniorzy w święta nie muszą być samotni. „Potrzebuję kogoś, z kim mogłabym porozmawiać” (fot. Łukasz Gdak/wpoznaniu.pl)

Pani Irena nie kryje wzruszenia. – Lubię niespodzianki, ale jestem skrępowana – wyznaje. – Nigdy mnie coś podobnego nie spotkało. Chciałabym się odwzajemnić, ale nie mogę – stwierdza.

Z opinią kobiety nie zgadzał się Dominik. – Pani Irena odwzajemnia się swoją obecnością. Również humorem i rozmową. Po prostu miło spędzamy czas – przekonuje.

Upór

Zbliżające się święta będą trudne dla pani Ireny. – Niby wszystko w domu będzie, choćby święcenie potraw wielkanocnych i uroczyste śniadanie – mówi. – To jednak przygnębiający czas. Gdy nie ma się rodziny, to nie można niczego z tym zrobić. Po prostu jest smutno – podkreśla.

Mimo wszystko kobieta nie narzeka. – Mogło być gorzej – przyznaje. – Przy całej mojej sytuacji jestem bardzo sprawna. Mam też kolegów w domu, z którymi mogę porozmawiać. Bardzo lubię starsze osoby, które zmagają się z demencją i mają zaniki pamięci. Nie poznają swoich bliskich. Dzielę się z nimi cukierkami. Generalnie lubię osoby od siebie starsze – zaznacza.

Pani Irenie nie brakuje sił. – Czerpię je z mojego charakteru, bo jestem uparta – twierdzi. – Ciągle jeszcze mi się chce. Nie poddaję się. Dla mnie ten upór jest pozytywną cechą. Zawsze będę coś robiła tak długo, aż mi to w końcu wyjdzie. Mimo że mam tylko jedną rękę sprawną, jestem w stanie wykonać wiele rzeczy – podkreśla. 

Hubert Ossowski
Zdarzyło się coś ważnego? Wyślij zdjęcie, film, pisz na kontakt@wpoznaniu.pl