Norweg Carl Urbini, Francuzka Tania Perrin i poznanianka Karolina Mikołajczak razem pracują nad filmem, pt. „One Day in Hadsel”. To kryminalna historia o lokalnym gangu kontrolującym norweską społeczność, detektywie i starszym rybaku, który stara się zarobić dodatkowe pieniądze dla wnuka. Zdjęcia kręcono w Norwegii, ale postprodukcja trwa w Poznaniu. Porozmawialiśmy z twórcami norweskiego kryminału.
Postprodukcja filmu w Poznaniu
Film jest w trakcie kończenia. Carl Urbini poznał się z Karoliną Mikołajczak z Poznania dwa lata temu na jednym z najbardziej prestiżowych festiwali filmowych na świecie, czyli M. F. F. w Cannes. Reżyser jest Norwegiem, ale mieszka i pracuje we Francji. Stamtąd pochodzi też producentka, Tania Perrin. Razem połączyli siły, aby stworzyć norwesko-polsko-francuską koprodukcję. Kryminał, na który wydano ponad 1 mln 600 tys. zł (350 tys. euro).
– Film był kręcony na wyspie Hadsel na północy w Norwegii. Tuż przy kole podbiegunowym, więc mieliśmy okazję doświadczyć polarnych dni. Cały dzień było jasno, co było niesamowitym doświadczeniem – mówi nam Karolina Mikołajczak.
Film „One Day in Hadsel” to historia o starszym rybaku, który mieszka na tytułowej wyspie i opiekuje się swoim wnukiem. W celu związania końca z końcem współpracuje z gangsterami, którzy kontrolują lokalną społeczność. Wszystko układa się dobrze dla głównego bohatera do momentu, gdy na wyspę nie przypływa detektyw z innego rejonu. Ten pragnie wymierzyć sprawiedliwość.
Film po ukończeniu ma pojawić się na międzynarodowych festiwalach filmowych. Z kolei w obiegu kinowym na pewno wyświetlany będzie w Norwegii. Twórcy chcą, żeby później był dostępny m.in. w ofercie serwisów streamingowych.
Koprodukcja norwesko-polsko-francuska
To będzie produkcja międzynarodowa. W Poznaniu odbywa się cała postprodukcja, czyli montaż, balans kolorów, udźwiękowienie, efekty wizualne, a także postsynchronizacja dialogów z udziałem aktorów.
– Przyjechali w tym celu do Poznania specjalnie z Norwegii – dodaje Karolina.
Carl i Tania swoją firmę produkcyjną mają na południu Francji. Jednak ze względu na miejsce urodzenia reżysera, postanowiono, że debiut będzie nakręcony w jego ojczystym kraju.
– Dialogi w filmie są w dialekcie północno-norweskim. Strona francuska pełni tutaj rolę producenta, właściciela własności intelektualnej do filmu, ale obsada i proces jego powstawania ma charakter międzynarodowy. Muzykę skomponowano w Hiszpanii, a operator przyjechał z Los Angeles. Aktorzy oczywiście są Norwegami, ale ekipa na planie to już Francuzi – mówi nam Tania Perrin.
Karolina Mikołajczak, która była na planie w charakterze producentki, ale też montażystki przekonała ich, że w Poznaniu są idealne warunki do postprodukcji filmu.
Produkcja warta ponad 1,6 mln zł
– Oczywiście budżet nie jest najwyższy w kontekście całego przemysłu filmowego, ale Carlowi udało się w Norwegii załatwić wiele rzeczy na potrzeby filmu za darmo. Lokalni mieszkańcy bardzo chętnie nam pomagali i udostępniali transport, jedzenie i zakwaterowanie dla ekipy za darmo – mówi Karolina Mikołajczak.
Jak dodaje Carl Urbini, ekipa filmowa była mała. Łącznie obejmowała 10 osób. Taki był cel. Założeniem było, żeby nie zaburzać ekosystemu wyspy.
– Już nawet 50-osobowa ekipa zakłóciłaby lokalne środowisko i spokój, który tam panuje w weekend. Nie chcieliśmy tego – opowiada reżyser.
Norweg i Francuzka o Poznaniu
To pierwszy raz, gdy Carl Urbini i Tania Perrin są w Polsce. Wyjechali z miasta na chwilę na festiwal filmowy do Berlina, ale jak nam mówili: cieszyli się, że bezpośrednio z niego mogą wrócić do Poznania i dokończyć produkcję swojego filmu.
– Zaaklimatyzowaliśmy się już tutaj. Łącznie spędziliśmy w Poznaniu 2,5 miesiąca. Mamy swoje ulubione restauracje i kawiarnie, do których chodzimy. Podoba mi się szczególnie występująca tutaj mgła. W połączeniu z wieżowcami i wieżami kościołów tworzy specyficznym filmowy klimat miasta – mówi Carl Urbini.
W planach jest już drugi film. Nie będzie on niestety kręcony w Polsce, ale jego postprodukcja ma się odbyć ponownie w Poznaniu. Jak jednak twierdzi reżyser, stolica Wielkopolski jest miejscem, które może posłużyć za plan filmowy w przyszłości. Co przy okazji sądzi o polskiej kinematografii?
– We Francji jest bardzo mało wyświetlanych polskich filmów. O wiele więcej produkcji francuskich widziałem w polskim repertuarze kin. Wiem, że teraz głośnym sukcesem jest „IO” Jerzego Skolimowskiego. Z reżyserskiego punktu widzenia bardzo doceniam pracę z osłem, bo wiem, jakie to musiało być trudne – kończy Carl Urbini.
Czytaj też: Barbie trafi do Poznania. Nieznane oblicza lalki