Pracownicy laboratorium analityczno-biochemicznego w szpitalu przy ul. Przybyszewskiego od dłuższego czasu skarżyli się na przykry zapach unoszący się w pokoju, w którym odpoczywali podczas dwudziestoczterogodzinnych dyżurów. Po wielu prośbach o interwencję u przełożonych, okazało się, że w pomieszczeniu jest podwyższone promieniowanie gamma.
O sytuacji dowiedzieliśmy się ze źródła w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Poznaniu. W pokoju socjalnym pracowników laboratorium analityczno-biochemicznego od stycznia unosił się przykry zapach. Jest to pomieszczenie, w którym zgodnie z przepisami BHP, diagności i technicy laboratoryjni mogą odpocząć w trakcie całodobowych dyżurów lub zjeść posiłek. Odór, przypominający zapach z nieszczelnej kanalizacji, skutecznie im to uniemożliwiał. Doraźne działania nie przynosiły żadnego rezultatu. Smród nadal dobywał się zza zamkniętych drzwi rewizyjnych, za którymi biegły różnego rodzaju rury. Jedną z nich okazała się być stara rura odprowadzająca nieczystości zawierające radioaktywny jod, podawany pacjentom z oddziału endokrynologicznego. Kiedy problem się utrzymywał, poprosili o interwencję.
– Przedstawiciele pracowników skontaktowali się z kierowniczką laboratorium i zażądali wyjaśnień, bo szerzyły się plotki – informuje nasze źródło. – W odpowiedzi zorganizowała spotkanie z kobietą, która zajmuje się bezpieczeństwem radiacyjnym w szpitalu – dodaje.
Wspomniana pracowniczka działu BHP sprawdziła pokój socjalny dozymetrem, który wykazał podwyższone promieniowanie gamma. Szpital nie dysponuje niestety sprzętem, który mógłby wykryć groźniejsze dla zdrowia promieniowanie cząstek alfa i beta.
W efekcie, 5 lutego pokój socjalny został wyłączony z użytku, a pracownicy laboratorium zostali zmuszeni do spędzania przerw wśród aparatury służącej m.in. do analizy kału oraz moczu lub w niewielkim pokoju dyżurnego biochemicznego.
– Zorganizowano nam łóżko polowe, które stawiamy w pracowni, w zależności gdzie mniej śmierdzi –.
Po tygodniu pracy w takich warunkach, pracownicy laboratorium zażądali dalszych wyjaśnień. W odpowiedzi usłyszeli jedynie, że w pokoju odnotowano pięciokrotnie podwyższone tło radiacyjne, które jednak nie jest groźne dla zdrowia, jeśli przebywa się w nim krócej niż 45 minut dziennie.
– A przecież zdarza się, że w ciągu długiego dyżuru uda nam się tam odpocząć nawet dwie godziny w nocy – zaznacza nasze źródło.
Pracowniczka działu BHP nie była w stanie udzielić informacji, od jak dawna pracownicy byli narażeni na promieniowanie.
Reakcja szpitala
Poprosiliśmy o komentarz Kamilę Rosadzińską-Michtę, regionalną koordynatorkę Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Medycznych Laboratoriów Diagnostycznych, która miała skontaktować się z zastępcą dyrektora ds. ekonomicznych szpitala, Stanisławem Szczepaniakiem. W odpowiedzi usłyszeliśmy od niej jedynie, że nie chce nagłaśniać tej sprawy.
Próbowaliśmy skontaktować się z dyrekcją szpitala. Niestety, bez rezultatu.
Zgłoszenie do Państwowej Agencji Atomistyki
Smród w pokoju socjalnym przez cały czas się utrzymuje i jest wyczuwalny pomimo zamkniętych drzwi. 27 lutego, po trzech tygodniach od wyłączenia pomieszczenia z użytkowania, dyrekcja szpitala miała oficjalnie przyznać, że doszło do zdarzenia radiacyjnego, które zostało zgłoszone do Państwowej Agencji Atomistyki, a wszyscy pracownicy laboratorium otrzymali status osób poszkodowanych w zdarzeniem radiacyjnym. Nie przedstawiono jednak żadnych propozycji przeciwdziałania promieniowaniu. Pracownicy laboratorium nie otrzymali również zastępczego pomieszczenia, w którym będą mogli odpocząć lub zjeść posiłek.