Joanna Lip prowadzi w social mediach profil „Poznańska Kamienica”. Śledzi go ponad pięćdziesiąt tysięcy osób. Jest przewodniczką miejską PTTK i prowadzi wykłady. Mimo, że nie jest z Poznania, wie o nim więcej niż niejedna osoba mieszkająca w stolicy wielkopolski. Nam „Poznańska Kamienica” zdradza jak zrodziła się jej pasja do tajemnic i ciekawostek Poznania.
Monika Statucka: Kim jest Poznańska Kamienica?
Joanna Lip: Nazywam się Joanna Lip, jestem przewodniczką miejską PTTK po Poznaniu. Oprowadzam hobbystycznie, nie jest to moja praca. Jest to moja pasja po godzinach, nie związana z tym co robię zawodowo. Jestem poznanianką z wyboru. Mieszkam tutaj od prawie ośmiu lat. Wcześniej często się przeprowadzałam, a na Łazarzu znalazłam swój dom. Dobrze się tutaj czuję. Na profilu chcę pokazywać to, co ujęło mnie w Poznaniu, chcę się tym dzielić.
M.S.: Skąd u Ciebie zainteresowanie tym miastem?
J.L.: W szkole zawsze najbardziej interesowała mnie historia i geografia. Przewodnictwo jest fajnym połączeniem tego i pozwala mi do tego wrócić. Poznań ujął mnie głównie kamienicami, stąd nazwa profilu.
M.S.: Kiedy narodził się pomysł aby piać o kamienicach i je fotografować?
J.L.: To była dość impulsywna decyzja. Zaczęło się od tego, że po tym gdy przeprowadziłam się do Poznania, szukałam informacji na temat swojego najbliższego otoczenia, czyli Łazarza. Nie było to wbrew pozorom takie proste. Literatura i wiedza na ten temat nie była dostępna. Próbowałam się wgryźć w te informacje. Podobało się mi się otoczenie, a nie znałam kontekstu. Pierwszym krokiem było to, że zaczęłam chodzić na spacery z przewodnikami miejskimi. W pewnym momencie uznałam, że fajnie byłoby wybrać się na taki kurs, aby dowiedzieć się więcej. W ten sposób znalazłam się na kursie dla przewodników. Ukończyłam go podczas pandemii. Bałam się, że przez brak wycieczek zapomnę wszystkiego, czego się nauczyłam. Notki na Instagramie pozwoliły mi utrwalać wiedzę. Co ciekawe, idąc na kurs dla przewodników zarzekałam się, że sama nie będę nikogo oprowadzać. Zrobiłam więc kilka zdjęć mojej najbliższej okolicy i uznałam, że podzielę się wiedzą, którą zdobyłam.
M.S.: Podczas kursu doszukiwałaś się konkretnych informacji, tematów i ciekawostek o Łazarzu?
J.L.: Początkowo zbierałam informacje o Łazarzu. Pamiętam, gdy wpisałam w Google „książka o Łazarzu” i nie znalazłam zbyt wiele wyników. Dopiero na kursie dowiedziałam się, że istnieją ciekawe materiały jak np. Kroniki Miasta Poznania. Zależało mi też, żeby informacje zmieściły się w formie posta na Instagramie. To co pisałam musiało być więc zwarte i wyselekcjonowane. Tak aby ktoś mógł szybko przeczytać najważniejsze informacje.
M.S.: To wcale nie jest takie oczywiste, że przeprowadzając się do innego miasta chcemy dowiedzieć się więcej na temat jego historii czy architektury. Twoje zainteresowanie tym bardziej jest wyjątkowe. Jednocześnie zaraziłaś pasją do Poznania innych ludzi. Obserwują Cię tylko rodowici poznaniacy i poznanianki?
J.L.: Są to ludzie w jakiś sposób związani z Poznaniem. Dostaję również wiadomości w stylu „Nie myślałam, że Poznań jest taki fajny”, „pierwszy raz wybrałam się do Poznania”. Jest to bardzo miłe, że udało się pokazać Poznań z takiej strony, która zachęca do przyjazdu tutaj. Ja sama zanim się tutaj przeprowadziłam, to nie miałam pojęcia jakie ciekawe jest to miasto.
M.S.: Zdradzisz skąd jesteś?
J.L.: Pochodzę z okolic Malborka, urodziłam się w Sztumie. Wychowałam się w małej miejscowości. Liceum ukończyłam w Gdyni, a studia w Gdańsku. Potem wyprowadziłam się do Warszawy, a następnie w związku z pracą przeprowadziłam się do Poznania.
M.S.: Wiele Poznańskich perełek odkryłam właśnie dzięki tobie. Tak jak wspominałaś wiele z tych zdjęć nie jest dostępnych w Internecie. To co pokazujesz na swoim Instagramie niewątpliwie wiąże się z dużym rozeznaniem z twojej strony. Zdradzisz jak się do tego przygotowujesz?
J.L.: Inspiracje do zdjęć, które pokazuje często są w książkach albo pojawiają się na różnych grupach. Pierwszy, niezawodny sposób, to po prostu spacerowanie i wchodzenie do budynków.
M.S.: Bywa więc, że można Cię spotkać kiedy spacerujesz sobie po poznańskich kamieniach?
J.L.: Czasem tak. Chociaż teraz spaceruję mniej, bo mam już tyle materiału, że staram się po prostu udostępnić wszystko to, co już zgromadziłam. Odkryłam ostatnio, że mam pełno zdjęć, które nigdy nie zostały opublikowane oraz miejsc, które nie zostały opisane. Teraz opisuje też inne budynki niż kamienice. Staram się pokazywać bardziej turystyczne miejsca. Czasem na moich wycieczkach ludzie zaskakują mnie informacją, że nigdy nie weszli do Fary, a mieszkają tu całe życie. Także, według mnie warto też te atrakcje przybliżać.
fot. Łukasz Gdak
M.S.: Jak to się stało, że Poznańska Kamienica wyszła poza centrum?
J.L.: Zostałam zaproszona, aby poprowadzić wykład towarzyszący wystawie „Obok i w” o peryferiach Poznania w CK Zamek. Moim tematem były dworki i folwarki w granicach Poznania. Miejsca, które w pewnym momencie pochłonęło miasto. Przygotowując się do tej prezentacji, przeżyłam prawdziwą przygodę. Odkrywałam historię miejsc, które jeszcze niedawno były wsiami. Poznałam właścicieli, rozmawiałam i piłam z nimi kawę. Dowiedziałam się, że w jednym z dworków jest obserwatorium astronomiczne, a w innym nadal mieszkają przedwojenni właściciele. Teraz staram się co jakiś czas dodać informację o folwarkach na swój profil dla osób, które nie mogły przyjść na wykład. Chcę też tym zachęcić ludzi aby wyszli poza centrum i zobaczyli ciekawe miejsca. To jest według mnie fajna forma spędzenia wolnego czasu, kiedy nie mamy przestrzeni na urlop. Można rowerem lub komunikacja miejską w weekend pojechać na Krzesiny, Szachty czy Naramowice. Dzięki temu można poczuć się jak w innym mieście.
M.S.: Teraz przyszło mi do głowy, ponieważ wspomniałaś o spotkaniach, wspólnym piciu kawy z właścicielami, że to materiał na książkę. To o czym mówisz nie świadczy jedynie o suchych faktach historycznych ale również o życiu jakie toczyło się w tych miejscach lub dookoła nich. Odnosisz wrażenie, że ludzie przeprowadzając się do Poznania nie traktują go już tylko jak przelotne miejsce? Chodzi mi o to, czy chcą znać historię miejsca, w którym spędzą najbliższe miesiące, lata lub może osiedlą się na stałe?
J.L.: Na pewno tak jest. Widać to choćby po frekwencji wykładów w Schronie. Zjawia się tam bardzo wiele młodych osób. Fajnie, że udało się do nich dotrzeć, bo to też wcale nie jest takie oczywiste. Pewnie nasza organizacja PTTK kojarzy się z czymś trochę zaśniedziałym. Cieszę się, że udało mi się dotrzeć przez Instagram do młodszych użytkowników, którzy jak się okazało są tym zainteresowani tylko korzystają z innych kanałów informacyjnych. A książka jest w trakcie przygotowania.
fot. Łukasz Gdak