Kristoffer Velde długo nie był ulubieńcem kibiców Lecha. Fani bowiem odbierali go jako chimerycznego, chaotycznego skrzydłowego, który nie potrafi zachować dyscypliny taktycznej, w dodatku bywał częściej efekciarski niż efektowny i efektywny. Jednak ostatnio notuje udaną serię, a trener John van den Brom potrafił do niego dotrzeć.
A przypomnijmy, że gdy Lech pokonał Djurgardens IF 2:0 w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Konferencji, Kristoffer Velde znalazł się poza kadrą meczową. John van den Brom wyjaśnił po spotkaniu, że ta nieobecność skrzydłowego była związana z względami dyscyplinarnymi. To był początek kwietnia, po dwóch miesiącach Velde gra jak natchniony. Na szczęście jego problemy mentalne to już przeszłość.
Gdy kadra Lecha jest osłabiona z powodu absencji, z dalszego planu wyłania się nieoczekiwanie nowy bohater, którym jest właśnie Norweg. Teraz nie mogą grać Salamon czy Ishak, czyli gracze fundamentalni dla Lecha, dlatego to istotne, że daje radę ktoś inny. O ile drugi ze skrzydłowych Lecha Michał Skóraś jest, jak to określają komentatorzy, żywym srebrem, to wzlot Velde nie był przecież wcale oczywisty.
Gol i piękna asysta w meczu z Cracovią, dwa trafienia w Kielcach, do tego dochodzi bramka zdobyta z rzutu karnego we Florencji w europejskich rozgrywkach. Velde „rośnie” jako piłkarz, jego gra już nie sprowadza się do beztroski. Pokazał, że potrafi myśleć racjonalnie na boisku i łączy to z dużym talentem jak na standardy polskiej ligi.
Jeśli zastanawiamy się nad zasługami holenderskiego trenera Lecha, to na pewno trzeba podkreślić, że właśnie on sprawił, iż krytykowany nie tak dawno notorycznie zawodnik ma już nie tylko przebłyski, ale de facto udaną serię w niebiesko-białych barwach.
czytaj też: Lech nie rezygnuje z walki o podium. Efektowna wygrana w Kielcach