Wywiad

Napisał książkę, którą zachwycili się Polacy. Specjalnie dla fanów przyjechał z Japonii do Poznania

– Japończycy bardzo często wspominali, że Polacy niechętnie się uśmiechają. […] Mimo tego po przyjeździe do Polski jestem zaskoczony i szczęśliwy, ponieważ każdy, kto przychodzi na moje spotkania autorskie, wita mnie ciepłymi uśmiechami – opowiada nam Toshikazu Kawaguchi, japoński pisarz, autor bestsellerowej powieści „Zanim wystygnie kawa”. W Polsce sprzedano ponad 100 tys. egzemplarzy.

O powieściach…

Japończycy ponoć coraz rzadziej piją herbatę, a coraz częściej kawę. Czy miało to wpływ na pomysł i tytuł książki „Zanim wystygnie kawa”?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo tak naprawdę w Japonii jest bardzo mało miejsc, w których można się napić tylko herbaty. Są miejsca, gdzie serwowana jest i kawa i herbata, ale nie ma to związku z tytułem książki.

To skąd w takim razie pomysł na taką scenerię i tytuł?

Ma to związek, z tym że na początku zajmowałem się pisaniem sztuk teatralnych. Pomyślałem sobie o scenografii, jaką chciałbym umieścić w książce. Do głowy przyszła mi kawiarnia.

Pańska książka ma mało stron, ale jest bardzo esencjonalna. Czy takie było założenie od początku, czy powstało ono właśnie w trakcie adaptowania sztuki teatralnej na powieść?

Tak naprawdę „Zanim wystygnie kawa” jest pierwszą powieścią, jaką napisałem. Dlatego wyszła taka krótka. Z drugiej strony japońskie powieści niekoniecznie są długie. Adaptacja sztuki na powieść była dla mnie bardzo trudna. Zupełnie, jakbym pisał coś nowego. W teatrze piszę tylko kwestie dialogowe, a w książce musiałem napisać wszystko. W teatrze można też wszystko w ostatecznym rozrachunku zmienić w trakcie prac nad sztuką. A książka jest już wydana i nic nie mogę edytować.

Jaki jest pański sposób pracy? Rutynowe parę godzin dziennie czy w zależności od natchnienia?

Powieść piszę wszędzie, korzystając z notatnika w telefonie. Od razu notuję wszystko, co przyjdzie mi do głowy. Może to się wydać dziwne, ale w przypadku pisania scenariuszy do teatru, muszę pisać na komputerze. Telefon by się nie sprawdził. Sztuka i powieść wymagają ode mnie dwóch różnych procesów twórczych. Nie napisałbym powieści na komputerze, a sztuki na telefonie. Kiedy piszę scenariusz teatralny, to czuję, jakby w moim mózgu włączył się inny tryb. W takiej samej sytuacji jestem, gdy piszę powieść. Kiedy piszę jedno, nie jestem w stanie pisać drugiego.

fot. Łukasz Gdak

O przeszłości i przyszłości…

Przenoszenie się w przeszłość to znany motyw, ale zaskakujące jest to, że w pańskich książkach, nie zmienia to teraźniejszości. W jakim celu Pan by się cofnął do przeszłości?

Gdybym mógł, to chciałbym spotkać się z moim ojcem, który zmarł, gdy byłem mały. Chciałbym mu powiedzieć, kim się stałem, jakie książki napisałem, i że jestem w Polsce, i nawet tutaj są one czytane. Wiem, że to by go uszczęśliwiło.

Co powiedziałby Pan samemu sobie, swojej młodszej wersji z przeszłości?

Kiedy byłem młodszy, miałem wiele problemów. Chciałem zaprzestać pisania scenariuszy i książek. Teraz wiem, że powiedziałbym sobie: „nigdy tego nie rzucaj, jeśli będziesz to kontynuował, to może kiedyś nawet polecisz do Polski”. (śmiech)

Książka zaliczana jest do nurtu książek uzdrawiających. Pozytywnie wpływa na czytelnika. Pokazuje, w jaki sposób można spoglądać wstecz. A jaki jest pański stosunek do przeszłości, teraźniejszości i przyszłości?

Przede wszystkim jestem bardzo wdzięczny, że mówi Pan, że moja książka potrafi w pewien sposób leczyć ludzi, bo nie pisałem jej z taką intencją. Po prostu chciałem napisać powieść. Kiedy byłem młody, to bardzo często zamartwiałem się przyszłością. Wiedziałem, że jeśli będę pisał scenariusze, to nigdy nie będę bogaty. Bałem się o to, czy będę w stanie zdobyć pracę, która zapewni mi godne do życia dochody. Byłem biedny i zastanawiałem się, czy tak nie będzie całe moje życie. Teraz czuję, że mam większą swobodę, jeśli chodzi o pieniądze i żałuje tego, jak myślałem dawniej. Najbardziej jednak żałuję, że stałem się pisarzem tak późno, że nie zacząłem wcześniej.

fot. Łukasz Gdak

O Polsce…

Spodziewał się Pan tak dużej liczby sprzedanych egzemplarzy w Polsce?

Zupełnie nie! To było coś, czego nie mógłbym sobie nawet wyobrazić. Nawet tego, że tu teraz będę.

A co Pan sądzi o Polsce?

Kiedy byłem dzieckiem, zdawałem sobie sprawę z istnienia Polski, ponieważ słyszałem utwory Fryderyka Chopina. Po przyjeździe do Polski również to poczułem, ponieważ po przyjeździe do Warszawy zatrzymałem się w hotelu, który jest inspirowany Chopinem. Bardzo mi się to spodobało. Zauważyłem też, że w Polsce jest dużo zieleni. Wzrusza mnie to. Wrażenie robią na mnie też budynki, które przypominają zamki. Europa okazała się jeszcze piękniejsza, niż sobie wyobrażałem. Po ukończeniu liceum nie poszedłem na studia. Zająłem się dramatopisarstwem. Z tego powodu nie miałem zbyt wiele okazji, aby się uczyć o innych krajach. Po przyjeździe do Polski wiem, że chciałbym dowiadywać się coraz więcej o tym kraju. Nawet od dzisiaj.

To, kogo Pan zna jeszcze poza Fryderykiem Chopinem?

Znam Mikołaja Kopernika. Zobaczyłem jego pomnik w Warszawie. Wiem, że obalił teorię geocentryczną i utworzył teorię heliocentryczną. W Japonii wydano pewną mangę. Kopernik nie jest, co prawda jej głównym bohaterem, ale mówi się w niej o jego teorii heliocentrycznej. Na chwilę obecną tyle o nim wiem, ale chętnie dowiem się więcej.

W Polsce wydano dwie pańskie książki. W Japonii pięć. Trwają prace nad szóstą. Jak liczny może to być cykl?

Ludzkich żali i cierpień jest na świecie bardzo wiele. W mojej książce każda z postaci przeżywa jakąś historię. Gdy stracę wenę, to przestanę pisać, ale póki moja wyobraźnia działa, to chce pisać dalej.

fot. Łukasz Gdak

O inspiracjach…

Inspiracją są prawdziwe historie czy popkultura?

Filmy, książki, newsy – wszystko potrafi być dla mnie inspiracją. Największą jest jednak to, że rozmawiam z innymi ludźmi. Przede wszystkim z aktorami teatralnymi, którzy odgrywają postacie, które dla nich napisałem. Podchodzą do mnie i pytają: „co dana postać chciała przekazać, co mogła czuć?”. Takie pytania dają mi do myślenia i mnie inspirują do opisywania kolejnych historii.

Czy to prawda, że pańska książka będzie adaptowana w Hollywood?

Tak. Umowy są już podpisane. Coś będzie robione w Hollywood, ale jeszcze nie wiemy, czy będzie to film, czy serial.

To prawda, że do 15 roku życia nie czytał Pan książek? Czy pamięta Pan swoją pierwszą przeczytaną książkę?

Będąc szczerym, to nie czytałem do 20 roku życia. Po raz pierwszy po książkę sięgnąłem, gdy przypadkiem znalazłem się w księgarni. Znalazłem tam książkę „Hattori Hanzo”. Opowiada o pewnym ninja. Książek w cyklu jest, aż 10 i pomimo tego, że nie czytałem wcześniej żadnej z nich, to zacząłem od jednej i przeczytałem je za jednym zamachem. Czytało się je bardzo lekko i właśnie to sprawiło, że poczułem z nimi połączenie. Minęło 30 lat, ale zdarza mi się do nich wracać. Za każdym razem, gdy je czytam, odkrywam coś innego. Pojawiły się w niej takie rzeczy, których nie rozumiałem, będąc młodym, a teraz w końcu je pojmuje.

Pańskie książki są tłumaczone z języka japońskiego na język angielski i dopiero z angielskiego na inne języki. Nie boi się pan, że w wyniku podwójnego tłumaczenia, oryginał znacząco będzie odbiegał od treści?

Nie boję się, że coś zostanie zmienione. W języku japońskim jedno słowo może mieć wiele tłumaczeń. Bardzo często opuszcza się też podmiot. Tłumacz angielski zrobił to bardzo porządnie, dlatego jestem pewien innych tłumaczeń. Jestem spokojny, ponieważ gdyby tłumaczenie było złe, to tyle książek nie sprzedałoby się ani we Włoszech, ani w Polsce.

fot. Łukasz Gdak

O wrażeniach po przyjeździe do Poznania…

Jakie są pańskie pierwsze wrażenia po usłyszeniu polskiego?

Mam wrażenie, że wszyscy Polacy mówią strasznie szybko. Nie mam pojęcia, o czym rozmawiają. Ogólnie jestem z miasta Osaka z regionu Kinki. Ponoć mamy szybki styl mówienia, ale w porównaniu do Polaków, tak nie jest!

Jakie było największe zaskoczenie dla Pana po przyjeździe do Polski?

Zjadłem potrawę, która jest podobna do gyozy [polskie pierogi – przyp. red.]. Byłem zaskoczony, jakie były dobre. Przed przyjazdem tutaj oglądałem Japończyków na YouTube. Opowiadali o Polsce. Bardzo często wspominali, że Polacy niechętnie się uśmiechają. Porównano japońskie sklepy i polskie. W Japonii sprzedawcy używają zwrotów, które pozdrawiają i witają klienta. W Polsce czegoś takiego nie ma. Mimo tego po przyjeździe do Polski jestem zaskoczony i szczęśliwy, ponieważ każdy, kto przychodzi na moje spotkania autorskie, wita mnie ciepłymi uśmiechami. To niesamowite.

CV: Toshikazu Kawaguchi urodził się 3 kwietnia 1971 roku w Osace w Japonii. Pisarz jest producentem, reżyserem i scenarzystą grupy teatralnej „Sonic Snail”. Pracując jako dramaturg, autor stworzył liczne prace, jak „COUPLE”, „Sunset Song” i „Family Time”. Tylko w Polsce w ciągu pół roku sprzedało się ponad 100 000 egzemplarzy książki, co więcej nadal nie schodzi ona z list bestsellerów. Na całym świecie to już ponad 3 miliony sprzedanych egzemplarzy. „Zanim wystygnie kawa” (wyd. Relacja) była nominowana do Bestsellerów Empiku 2022, otrzymała również tytuł „Książki Roku 2022” w plebiscycie popularnego serwisu czytelniczego Lubimyczytać.pl.

Czytaj też: Feliks Falk: Kino w PRL-u było lepsze. Teraz brakuje arcydzieł

Maciej Szymkowiak
Zdarzyło się coś ważnego? Wyślij zdjęcie, film, pisz na kontakt@wpoznaniu.pl