Wywiad

Feliks Falk: Kino w PRL-u było lepsze. Teraz brakuje arcydzieł

– Uważam, że najlepsze kino, paradoksalnie było w PRL-u. Nie dlatego, że ja wtedy pracowałem, ale zupełnie obiektywnie. Teraz brakuje arcydzieł. Paweł Pawlikowski zrobił dwa bardzo dobre filmy, w których zakochał się świat, ale poza tym brakuje filmów, takich, jakie robił Andrzej Wajda, Wojciech Jerzy Has, Andrzej Munk, Jerzy Kawalerowicz, Krzysztof Kieślowski – mówi nam w rozmowie reżyser filmowy, Feliks Falk.

Z twórcą „Wodzireja” porozmawialiśmy m.in. o:

  • jego nowej książce „Gmach. Opowieści prawdopodobne i prawdziwe”,
  • literaturze,
  • kinie,
  • serwisach VOD,
  • moralnym niepokoju,
  • wojnie w Ukrainie,
  • rosyjskich artystach.

Dlaczego Pan, czyli znany reżyser, zdecydował się na wydanie swojej pierwszej prozy?

Przez kilkadziesiąt lat pisałem opowiadania do szuflady. Jedno z nich opublikowano w „Almanach młodych”, a reszta leżała i czekała. Po zaprzestaniu kręcenia filmów napisałem autobiografię. Potem zacząłem robić porządki w szafach. Znalazłem w niej opowiadania lepsze i gorsze. Wybrałem te, które były w podobnej konwencji. Na granicy prawdopodobieństwa i nieprawdopodobieństwa. W zbiorze pojawia się też opowiadanie pt. „Portier”, które pisałem z myślą o scenariuszu filmowym. Dotychczas go nie zrealizowałem, ale jeśli trafi się reżyser, który się nim zainteresuje, to proszę.

A co było powodem, że pańskie opowiadania przez tyle lat trafiały do szuflady?

Nie myślałem o tym, żeby je komuś pokazywać. Trzydzieści lat temu wydano kilka moich scenariuszy filmowych. Poza tym bardzo dużo moich sztuk zostało wydrukowanych w „Dialogu”, ale co do opowiadań, nie byłem zdecydowany. Nie miałem ich też tyle, żeby je wydać. Stopniowo pisałem, coraz więcej. „Portiera” przykładowo napisałem dwa lata temu. Są również dwa opowiadania, które pisałem z myślą o powieści, ale ich nie rozbudowałem i pozostały w krótszej formie.

Katalog” to bardzo krótkie opowiadanie, ale w ciekawy sposób pokazuje pęd życia i digitalizację świata.

To jest starsze opowiadanie, które przystosowałem do współczesności. Ono było właśnie drukowane kilkadziesiąt lat temu w „Almanach młodych”. Dodałem do niego wątek digitalizacji, aby było bardziej współczesne i wiarygodne, chociaż i tak jest surrealistyczne, bo to, co się tam dzieje jest oczywiście umowne.

Opowiadania są surrealistyczne, ale też oparte na aktualnych zjawiskach, dylematach codzienności. Część jest zabawna, część przerażająca.

Myślę, że część z nich jest uniwersalna. W niektórych nic nie poprawiałem, bo nie musiałem. Przykładowo w „Łowcy”, „Dymie” i „Judaszu”. W tym trzecim jest też surrealnie, bo podglądamy, co się dzieje dookoła i sami jesteśmy tego ofiarą. Moje opowiadania można odbierać współcześnie niezależnie od czasu i miejsca.

fot. Wydawnictwo Lira

A kogo Pan ceni, jeśli chodzi o światową literaturę?

Bardzo wielu pisarzy, ale sądzę, że w moich opowiadaniach pobrzmiewa echo Antona Czechowa i Fiodora Dostojewskiego. Dawno ich nie czytałem, ale nawet po tylu latach pamiętam ich twórczość. Oczywiście jest też trochę z Franza Kafki: absurdalności i tajemniczości. Może też klimat Jorge Luisa Borgesa.

Opowiadania Pan zilustrował własnymi pracami.

To są stare rysunki, z czasów, gdy kończyłem Akademię. Gdy jeszcze nie zaangażowałem się tak mocno w film. One nie są na temat, są obok opowiadań, ale mają podobny klimat. Są nie z tego świata.

Czy we współczesnym kinie mogłyby powstawać filmy w duchu kina moralnego niepokoju, które Pan współtworzył?

Myślę, że ciągle powstają. Właściwie większość filmów na świecie zawiera wątki moralne czy społeczne. Ale sądzę, że nadeszła pora na nowe gatunki, pomysły i poetykę.

Jak ocenia Pan współczesne, polskie filmy?

Uważam, że najlepsze kino, paradoksalnie było w PRL-u. Nie dlatego, że ja wtedy pracowałem, ale zupełnie obiektywnie. Teraz brakuje arcydzieł. Paweł Pawlikowski zrobił dwa bardzo dobre filmy, w których zakochał się świat, ale poza tym brakuje filmów, takich, jakie robił Andrzej Wajda, Wojciech Jerzy Has, Andrzej Munk, Jerzy Kawalerowicz, Krzysztof Kieślowski.

A czy Pan by nie chciał czegoś nakręcić?

Chcieć bym chciał, ale nie chcę się o to starać. Dzisiaj jest trudniej, żeby zrealizować film. Trzeba dłużej czekać. A ja nie mam czasu na te wszystkie etapy: zatwierdzenie pomysłu, pozyskiwanie pieniędzy, ocenę. Za długo to wszystko trwa i mnie zniechęca. Jest się właściwie gotowym do biegu, a tymczasem czeka się i czeka, i spala całą energię.

Coraz większe znaczenie mają też serwisy streamingowe i seriale. Jak Pan to ocenia?

Ja też pokochałem seriale i filmy na platformach streamingowych. Łatwość dostępu i wyboru to coś wspaniałego. Jeśli coś mi się nie podoba po pierwszych 10 minutach, to mogę włączyć coś innego. Polskich filmów oglądam mniej, głównie śledzę amerykańskie i hiszpańskie produkcje. Produkują dużo świetnych seriali. Ostatnio mógłbym wymienić „Sukcesję”, ale tych tytułów jest naprawdę sporo.

To plusy, ale z minusów – mniejsza frekwencja w kinach.

I tak i nie. Kino jest przede wszystkim drogie. W mojej ocenie za kosztowne. Dystrybutorzy i właściciele kin muszą zarabiać, ale w porównaniu do streamingu, kino jest droższe. Natomiast, gdy jest jakaś rewelacja lub długo oczekiwany film, to ludzie przecież do kina chodzą. Ostatnio było mnóstwo widzów na drugiej części „Avatara” Jamesa Camerona. To dowód, że ludzie nie rezygnują z kina. Są ciekawi, czegoś, czego jeszcze nie widzieli. Z drugiej strony myślę, że na czwartą cześć już nie pójdą tak jak na pierwszą i drugą.

Urodził się Pan w Stanisławowie. Obecnie Iwano-Frankiwsk w Ukrainie. Zmienia to jakoś ogląd na to, co się dzieje w Ukrainie?

Urodziłem się tam, ale szybko zostałem wywieziony do Rosji, a wojnę oceniam tak samo, jak inni, czy to Kijów, Lwów, czy inne miasto ukraińskie. Serce się kraje. Obawiam się, że nastąpiło znieczulenie. Bo jeśli przez ponad rok się ogląda zamordowanych ludzi, zburzone miasta, to po czasie ludzka wrażliwość ulega stępieniu. A przecież tak jak wygląda teraz Ukraina, wyglądała po II wojnie światowej Warszawa. Jesteśmy świadkami barbarzyństwa Rosjan. Brakuje słów.

W sporcie niekiedy wykluczano rosyjskich sportowców. Co Pan myśli o idei, żeby wykluczyć z artystycznego obiegu m.in. festiwali międzynarodowych, artystów z Rosji, którzy nie sprzeciwiają się reżimowi Putina?

Uważam, że powinni być wykluczeni. Oczywiście rozumiem sytuację, że jeśli coś powiedzą, to pójdą do więzienia, ale mieli przecież możliwość wyjazdu z kraju. Są pisarze, którzy wyjechali. Są też tacy, co poszli na wewnętrzną emigrację tak jak wielu naszych twórców w czasie stanu wojennego, czy w latach 50. Tylko, wtedy tez było inaczej, bo Polska nie prowadziła z nikim wojny.

W kinie moralnego niepokoju stawał Pan z innymi reżyserami w obronie podstawowych wartości. W Rosji tego zbytnio nie widać.

Prawda, ale tamten czas w Polsce to była „kaszka z mlekiem” przy reżimie w Rosji. Tam jest groźniej. U nas powstał, choćby „Człowiek z marmuru”. Jak to się mówiło, byliśmy najweselszym barakiem w tzw. socjalistycznych krajach.

Feliks Falk, zdjęcie z 2023 roku (fot. Wydawnictwo Lira)

CV: Feliks Falk. Reżyser filmowy i teatralny, autor wielu scenariuszy filmowych, sztuk scenicznych i telewizyjnych oraz słuchowisk radiowych. Jedna z czołowych postaci polskiego kina, współtwórca nurtu kina moralnego niepokoju. Także malarz i grafik. W jego dorobku reżyserskim są m.in.: „Wodzirej”, „Szansa”, „ Samowolka”, „Komornik”, „Joanna”, za które otrzymał prestiżowe nagrody i wyróżnienia. W 1987 roku został nagrodzony Złotym Gronem za całokształt twórczości scenopisarskiej. Jest członkiem Stowarzyszenia Filmowców Polskich oraz Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla kultury polskiej (2011) oraz złotym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2014). Członek Polskiej Akademii Filmowej i Europejskiej Akademii Filmowej (EFA).

Czytaj też: Ukraińska reżyserka wystawia spektakl w Poznaniu i mówi o Kremlu: „To klan szaleńców” [WYWIAD]

Maciej Szymkowiak
Zdarzyło się coś ważnego? Wyślij zdjęcie, film, pisz na kontakt@wpoznaniu.pl