Do niespodziewanego zwrotu doszło w sprawie katastrofy tramwajowej w Poznaniu. Według prokuratury powodem, przez który motorniczy nie zahamował, była jego choroba. W związku z tym wycofuje ona zarzuty, z czym nie zgadzają się poszkodowani.
Do zdarzenia doszło 5 sierpnia 2021 r. Motorniczy tramwaju nr 12 nie zatrzymał się i uderzył w inny tramwaj, który stał na przystanku przy rondzie Starołęka w Poznaniu. 27 osób odniosło obrażenia, przeważnie średnie i lekkie. Wyjątkiem była 67-letnia pasażerka, która z połamanymi żebrami i urazem głosy znalazła się w śpiączce pod respiratorem.
Według poznańskiego MPK straty oszacowano na 4 miliony złotych. W grudniu 2021 r. prokuratura zarzuciła motorniczemu nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym. W jej opinii motorniczy nie obserwował w należy sposób przedpola jazdy i nie uruchomił hamowania.
W czasie przesłuchania motorniczy nie przyznał się do winy. Przekazał prokuratorowi, że nie pamięta momentu wypadku.
Motorniczy chorował na cukrzycę
W poniedziałek, 19 czerwca poznańska „Wyborcza” podała, że prokuratura po postawieniu motorniczemu zarzutów zwróciła się o opinię do biegłych lekarzy. Według niej motorniczy zasłabł z powodu wysokiego poziomu cukru we krwi.
– W tej sytuacji uznaliśmy, że podejrzany nie popełnił przestępstwa i umorzyliśmy śledztwo – przekazał w rozmowie z „Wyborczą” Łukasz Wawrzyniak.
Mężczyzna nie odpowie przed sądem, bo według śledczych nie wiedział o swojej chorobie.
– Zebrane dowody nie wskazują, że podejrzany miał świadomość choroby i zbagatelizował jej leczenie, a tylko w takiej sytuacji moglibyśmy rozważać postawienie go przed sądem – dodał prokurator Wawrzyniak.
Prokuratura wycofała zarzuty i umorzyła śledztwo w kwietniu 2023 r., ale nie publikowała tej informacji. Postanowienie nie jest prawomocne, a poszkodowani nie zgodzili się z nim. Zaskarżyli ją do sądu i domagają się wznowienia śledztwa i ukarania motorniczego.