Dzisiaj, 28 czerwca rozpoczyna się największy festiwal teatralny w Poznaniu. W tym roku będzie to jednak jedna z najbardziej kameralnych edycji Malta Festival. – Od pandemii próbujemy się podnieść i powrócić na właściwe tory. To nie jest łatwe. W tym roku festiwal Malta jest najmniejszy od około 20 lat. To się wiąże najzwyczajniej w świecie z finansami – mówi nam dyrektor festiwalu, Michał Merczyński.
Maciej Szymkowiak: Jak przebiegało przygotowywanie festiwalu Malta w tym roku? Jak wcześnie było trzeba zacząć?
Michał Merczyński: Tak naprawdę, organizacja festiwalu nigdy się nie kończy. To jest taki cykl, który trwa przez cały rok. W tym roku byłem trochę wyłączony z powodu poważnej operacji kardiologicznej, ale współpracownicy pracowali nieustannie. Festiwal Malta kończy się w okolicy lipca, a potem następuje okres podsumowań, sprzątania i rozliczeń. Następnie zaczynamy przygotowania do kolejnej edycji festiwalu. Fundacja Malta działa przez cały rok. Przy tak zaawansowanych pracach przygotowawczych nie ma innej możliwości.
Jak dobierani są artyści i z jakim wyprzedzeniem trzeba się z nimi kontaktować?
Wybór artystów zależy od sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Teraz pracujemy w dwuletnim planie. Kiedyś jednak możliwości były większe. W obecnych czasach, ze względu na wojnę w Ukrainie i pandemię COVID-19, musimy wszyscy odnaleźć się na nowo. Na przykład opera Orhana Pamuka była efektem mojej pierwszej rozmowy z nim, która miała miejsce kilkanaście lat temu. Spotkaliśmy się w 2012 r. w Krakowie. Zapytałem go, czy zgodziłby się, abyśmy wystawili operę na podstawie jego książki i czy mógłby napisać libretto. Powiedział mi od razu, że nie pisze librett, ale pracuje nad książką i możemy odkupić od wydawcy prawa autorskie. Oczywiście, to było wówczas żartobliwe, ale później wielokrotnie wracaliśmy do tego tematu i ostatecznie udało się go nam zrealizować. W tym roku prezentujemy operę, przedstawiając libretto i wybrane fragmenty muzyczne, ale mam nadzieję, że za rok będziemy mieli premierę pełnowymiarowego widowiska operowego.
Malta to kawał historii dla Poznania. Jak pan ocenia zmiany, jakie zaszły w organizacji festiwalu w ciągu tych wszystkich lat? Corocznie część osób zarzuca, że festiwal zamyka się w czterech ścianach, a nie odbywa się na ulicach miasta.
To już 33. edycja. Malta nie porzuciła swojego otwartego charakteru i organizacji na ulicach miasta. Chociaż formuła się zmieniała przez te wszystkie lata. W przeszłości, zwłaszcza w pierwszej dekadzie festiwal skupiał się głównie nad jeziorem Malta. Tam prezentowaliśmy wielkie widowiska. Później organizowaliśmy mnóstwo dużych koncertów, które w pewnym stopniu zastępowały poznaniakom te widowiska. Na przykład, koncerty, takie jak Nine Inch Nails, Jane’s Addiction czy Sinéad O’Connor. Oprócz tego, w ramach działalności Fundacji Malta, mieliśmy koncert dekady, czyli występ Radiohead. To były lata 2000-2010. Następnie po 2010 r. nadszedł kolejny okres, który można nazwać dekadą Malty, gdzie dominowały idiomy. Jednak nie porzuciliśmy miasta i otwartej formuły festiwalu. Nadal mieliśmy pl. Wolności i Generator Malta, które stanowiły serce festiwalu. Tam właśnie, w przestrzeni publicznej, otwartej dla wszystkich, na ulicy prezentowana była część spektakli, tam odbywało się Forum, czyli debaty i spotkania autorskie, koncerty czy Silent Disco. Jeszcze wcześniej działaliśmy w przejściu pomiędzy Galerią Arsenał a Muzeum Powstania Wielkopolskiego na Starym Rynku, w miejscu, które nazwaliśmy Pasaż Kultury. Malta była i nadal jest obecna na ulicach, choć w różnych formach i odsłonach. W ostatniej dekadzie, czyli w latach 2010-2019, prezentowaliśmy największych artystów teatralnych oraz przygotowywaliśmy wielkie widowiska, w tym opery, takie jak „Czarodziejska góra”. To zaowocowało tym, że jako pierwszy festiwal w Polsce otrzymaliśmy nagrodę EFFE („Europe for Festivals, Festivals for Europe”) przyznawaną przez Unię Europejską. Spośród 1200 aplikacji i wniosków, wybrano tylko 12 festiwali, a Malta była pierwszym polskim festiwalem z tą nagrodą. Od pandemii próbujemy się podnieść i powrócić na właściwe tory. To nie jest łatwe. W tym roku festiwal Malta jest najmniejszy od około 20 lat. To się wiąże najzwyczajniej w świecie z finansami.
Skoro rozmawiamy o finansach, ile kosztuje zorganizowanie festiwalu Malta? W 2017 r. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego odmówiło przyznania pieniędzy. Jak jest obecnie?
Festiwal Malta jest jednym z dwóch projektów wpisanych w strategię rozwoju miasta Poznania, obok Konkursu Wieniawskiego. To się nie zmieniło, ale niestety dotacje stają się coraz mniejsze. Rozumiem trudną sytuację samorządów i jestem realistą, zdaję sobie sprawę, jak wygląda sytuacja z podatkami i tym, co rząd robi wobec samorządów. Jednak od pewnego czasu nie mam poczucia, że jesteśmy traktowani strategicznie jako wydarzenie kulturalne, szczególnie biorąc pod uwagę spadek dotacji z miasta o 50 proc. w porównaniu do poprzedniego roku.
To nie wynika tylko z kwestii podatkowych, ale być może zmianie uległa strategia miasta. Tylko nikt mi tego nie powiedział i nikt nie wykreślił Festiwalu Malty z tej strategicznej grupy. Co do ministerstwa, faktycznie, w 2016 r. Ministerstwo obcięło nasz budżet o milion złotych, a w 2017 r. zabrano nam dodatkowe 300 tys. złotych z powodu sprawy z p. Frljićem. Wówczas sprawę skierowaliśmy do sądu i wygraliśmy proces. Od 2019 r. rząd nie przyznaje nam żadnych pieniędzy, mimo że co roku składamy wnioski. To jest jedna sprawa. Druga dotyczy zmniejszających się dotacji miejskich. Po trzecie jest trudna sytuacja ze sponsorami zewnętrznymi. Obecnie wszyscy skupiają się na pomocy charytatywnej, ponieważ jesteśmy państwem przyfrontowym. Rozumiem to, jednak uważam, że płacimy dość wysoką cenę w kontekście publicznych dotacji, biorąc pod uwagę nasze znaczenie dla historii kultury w Poznaniu, regionu, Polski, a nawet Europy.
Ministerstwo nie przyznaje pieniędzy. Czy można z tego wnioskować, że ma swoje polityczne powody i nie chce wspierać Malty? Przypisano Maltę do konkretnej frakcji politycznej?
Dzisiaj wszystko wydaje się polityczne, więc to nie jest zaskakujące. Choć zmiana w podejściu ministerstwa mnie trochę dziwi, to jeszcze bardziej zdziwiony jestem zmianą podejścia miasta. Wartość budżetu festiwalu Malta wynosi szacunkowo około 2 milionów złotych, podczas gdy w 2017 r., było to około 7,5 miliona złotych. Dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę inflację, co oznacza, że nie tylko dotacje są zmniejszane, ale też koszty są wyższe. Szczególnie jeśli chodzi o organizacje pozarządowe, takie jak nasza fundacja. Kiedyś prezes telewizji zapytany o abonament i misję, powiedział: tyle misji, ile abonamentu. Ja dzisiaj mówię tyle festiwalu, ile dotacji. Nie użalam się nad sobą, ale musimy realnie podchodzić do tego, co jest i mieć nadzieję, że będzie lepiej.
W zeszłym roku były kontrowersje związane z listem otwartym ze strony Kolektywu Grupy Analog. Jak Pan spostrzega te sprawy po roku? Czy wszystkie kwestie, w tym finansowe, zostały uregulowane?
Sprawy finansowe zostały uregulowane. Kontrowersje dotyczyły jednak przede wszystkim kwestii solidarności i wsparcia, do których się odwoływaliśmy w programie festiwalu. Otóż, w zeszłorocznej edycji zaprezentowaliśmy około 10 spektakli i koncertów tworzonych przez artystów i artystki z Białorusi i Ukrainy. Do tego dochodzą warsztaty prowadzone przez osoby pochodzące z tych krajów i w ogóle przez osoby z doświadczeniem migracyjnym, debaty z ukraińskimi pisarkami i aktywistkami, a także osoby zatrudnione przy tworzeniu samego festiwalu. To łącznie ponad 50 osób. W tegorocznej edycji również prezentujemy artystów z Białorusi i Ukrainy. Olga Strizhniova, z którą współpracowaliśmy w poprzedniej edycji, w tym roku aranżuje centrum festiwalowe, prowadzi warsztaty. Kawiarnia polsko-białoruska MY prowadzi bar festiwalowy. Program festiwalu jest dostępny w języku polskim, angielskim i ukraińskim. Malta stała i stoi na stanowisku tolerancji, otwartości i demokracji. W tym sensie możemy powiedzieć, że jesteśmy polityczni. Jeśli ktoś próbuje przypisać nam inne wartości, to po prostu nie jest to prawda.
Na zakończenie, jakie są Pana ulubione wydarzenia z tegorocznego programu?
Jest wiele takich wydarzeń, chociaż program jest w tym roku mniejszy. Na pewno ważnym wydarzeniem będzie spotkanie z Orhanem Pamukiem, jednym z najważniejszych pisarzy XX wieku. Będziemy mieli okazję rozmawiać z nim o jego najnowszej książce „Noce zarazy”. Pamuk jest znany ze swojego wyczucia tematów, a w wywiadzie z czerwca 2020 r., po pierwszej fali pandemii, poruszał kwestie wojen i pandemii, które wywracają świat do góry nogami. Samą książkę zaczął pisać w 2016 r. Będzie to, więc niezwykłe spotkanie, może nie z prorokiem, ale z pewnością z jednym z najważniejszych myślicieli i autorów. Ze współczesnym Tomaszem Mannem.
Co jeszcze?
Cieszę się również, że w wersji kameralnej będziemy mogli zaprezentować operę „Ja, Şeküre”, która będzie dużym wydarzeniem w dniu Święta Patronów Miasta Poznania (29 czerwca). To będzie nasz prezent dla całej publiczności maltańskiej. Wystarczy tylko pobrać bezpłatną wejściówkę, nie trzeba kupować biletów. Będzie można usłyszeć wspaniałą muzykę i libretto czytane przez Andrzeja Chyrę. Na pewno warto również wspomnieć o paradzie, którą robi Piotr Tetlak (28 czerwca). To swoisty hołd i pamięć dla Jarosława Maszewskiego. Był jedną z najważniejszych postaci dla Malty. Jego uporowi zawdzięczamy m.in. to, że powstali „Nierozpoznani”, czyli jedna z największych instalacji Magdaleny Abakanowicz. Ponadto czekam z niecierpliwością na spektakl „Yishun Is Burning” Choy Kai Faia oraz na „Ich heisse Frau Troffea” Sergeya Shabohina i Igora Shugaleeva.
Zapraszamy do naszej fundacji przy ul. Ratajczaka, która w tym roku będzie centrum festiwalowym. Tam odbędą się warsztaty dla dzieci i dorosłych, a w parku im. F. Chopina także spektakle dla najmłodszych. Wieczorami spotykamy się na DJ setach i Silent Disco. Przypominam, że to właśnie Malta wprowadziła Silent Disco do Polski w 2009 r. na Pasażu Kultury. To będą niezapomniane doświadczenia festiwalowe.
Czytaj też: Napisał książkę, którą zachwycili się Polacy. Specjalnie dla fanów przyjechał z Japonii do Poznania