“Pan uczestniczy w procederze wyrzucenia kapłana i zakonnika z domu zakonnego, z tytułu, że ten zakonnik sprawuje chwałę bożą” – powiedział ksiądz Woźnicki do jednego z urzędników, podczas dzisiejszej eksmisji. Woźnickiego bronili jego wierni.
W 2018 roku ksiądz Michał Woźnicki został wydalony ze zgromadzenia Salezjanów za niesubordynację i haniebne prowadzenie mszy. Do tej pory odmawiał jednak opuszczenia domu zakonnego, w którym mieszkał. W swoim pokoju zbudował nielegalną kapliczkę i z niej transmitował msze na żywo. Msze odprawiał w rycie trydenckim (tyłem do wiernych, po łacinie) na co nie miał zgody przełożonych.
Można powiedzieć, że jego działania były bardzo szkodliwe, niepokojące, niebezpieczne. Wiele osób zwracało się do nas z zapytaniem, kiedy w końcu skończy się ta sytuacja, która dla ludzi wiary jest bardzo niekorzystna i wpływa na nich nie tylko w przestrzeni duchowej, ale i mentalnej – powiedział Jerzy Babiak, rzecznik prasowy salezjanów.
Eksmisja była możliwa dopiero teraz. Podczas pandemii obowiązywało prawo, które nie pozwalało jej przeprowadzić. Ksiądz Woźnicki zapowiadał opór, a komornika ostrzegał, że spotkają go kary boskie. Kiedy jednak do domu zakonnego przyjechała policja, ksiądz Woźnicki, jak gdyby nigdy nic, siedział w pobliskiej cukierni i wraz ze swoimi wiernymi pił kawę. Na eksmisji się nie pojawił. Komornik zastał niemal pusty pokój. Okazało się, że ksiądz Woźnicki wyprowadził się sam, późnym wieczorem w środę. Pomogli mu jego zwolennicy.