Od zeszłego roku w Poznaniu funkcjonuje Jezuicka Służba Uchodźcom (JRS). Placówka udziela pomocy psychologicznej i duszpasterskiej uchodźcom z Ukrainy. – Spotykamy się z osobami, które doświadczyły stresu. On może trwać latami – mówi ojciec Grzegorz Dobroczyński SJ.
29 marca 2023 roku odbyło się posiedzenie Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek. Głównym tematem obrad było omówienie bieżącej sytuacji w kontekście trendów migracyjnych w Polsce, działań władz krajowych, a także organizacji społecznych aktywnych w procesach przyjmowania oraz integracji migrantów i uchodźców.
„Coraz większa część uchodźców z Ukrainy zagrożona jest społecznym wykluczeniem. Działania skierowane do tej grupy powinny wpisywać się w szerszą ideę dążenia do spójności społecznej. Członkowie Rady zwracają także uwagę na obecność wśród wojennych uciekinierów z Ukrainy osób zagrożonych wykluczeniem także z dodatkowych powodów, jak np. choroba, niepełnosprawność, podeszły wiek czy też przymusowa samotność” – czytamy w komunikacie.
W dokumencie wspomniano o uruchomieniu Jezuickiej Służby Uchodźcom (Jesuit Refugee Service) w czterech miastach w Polsce. „Obok Caritas to największa organizacja katolicka zajmująca się pomocą uchodźcom i migrantom na całym świecie, zwłaszcza w sprawach prawnych, poradnictwa społeczno-psychologicznego, wsparcia medycznego, humanitarnego, edukacyjnego i integracji społecznej” – dodano.
Jezuici ruszyli na pomoc
Jezuicka Służba Uchodźcom od ubiegłego roku działa przy klasztorze jezuitów przy ul. Szewskiej w Poznaniu. Została uruchomiona zaraz po rozpoczęciu wojny w Ukrainie. – Była to nasza spontaniczna odpowiedź – wyjaśnia ojciec Grzegorz Dobroczyński SJ. – Jako zakon zorganizowaliśmy sztab, który połączył działania dwóch prowincji: krakowskiej i warszawskiej. Dodatkowo, ze Stanów Zjednoczonych przyjechał ukraiński jezuita, ojciec Witalij Osmołowskij. To człowiek gotowy do zmagań i pełen inicjatyw. Jest mistrzem judo, ale z naszego punktu widzenia najważniejsze jest to, że łączy dwa światy. Ma polskie korzenie, więc zna uwarunkowania i mentalność – tłumaczy.
Przed wybuchem wojny filie Jezuickiej Służby Uchodźcom funkcjonowały w różnych zakątkach świata. – Kuria Generalna stwierdziła, że skoro w czasie kryzysu ukraińskiego podjęliśmy działania w sposób nieformalny, to może najwyższy czas, by w Polsce powstały pełnoprawne oddziały – wspomina o. Dobroczyński. – Przez kilka miesięcy pracowaliśmy nad nadaniem temu wszystkiemu formy prawnej. Jesteśmy wpisani w KRS, mamy swój statut. Obecnie działają cztery ośrodki w Polsce: Warszawa, Kraków, Nowy Sącz i Gdynia – dodaje duchowny.
Poznańska filia specjalizuje się w poradnictwie psychologicznym oraz wsparciu duszpasterskim. Jej początki nie należały do najłatwiejszych. – Nie mieliśmy pojęcia, że to wszystko aż tak się rozwinie – przyznaje zakonnik. – Zaczynaliśmy ze środkami pozyskanymi z USA i zakładaliśmy, że wystarczą one na pół roku. Wyczerpały się po dwóch miesiącach. Ostatecznie od września 2022 roku przeszliśmy pod parasol i finansowanie JRS – zaznacza o. Dobroczyński.
„Cerkiew u jezuitów”
Zaraz po rozpoczęciu wojny w Ukrainie do Poznania przyjechał ksiądz Ivan Dziuba. – Wcześniej mieszkał w Irpieniu, więc miejsca doświadczonego terrorem wojny. Wyjechał ze swoją rodziną. Dostał akceptację władz kościelnych, by prowadzić duszpasterstwo w Polsce. Sam należy do Kościoła Prawosławnego Ukrainy. W pierwszym kroku udał się do parafii prawosławnej w Poznaniu, jednak niemożliwe okazało się nawiązanie współpracy – opowiada o. Dobroczyński.
Po nieudanej pierwszej próbie ks. Dziuba wybrał się na Ostrów Tumski. – Stwierdził, że skoro w Poznaniu jest biskup, to trzeba się do niego udać. Poszedł do kurii zupełnie z ulicy. Trafił na księdza, któremu opowiedział, z jakim problemem przychodzi. Okazało się, że był to biskup Szymon Stułkowski, który sprawę przedstawił arcybiskupowi Stanisławowi Gądeckiemu. Reszta potoczyła się już błyskawicznie – przyznaje jezuita.
Niedługo po tym odbyło się spotkanie, podczas którego zdecydowano, by to u Jezuitów stworzyć duszpasterstwo dla Ukraińców. – Mamy dobrą lokalizację i sporo przestrzeni – podkreśla o. Dobroczyński. – Pierwsza liturgia z licznym udziałem wiernych odbyła się w Wielkanoc 2022 roku. Później pojawili się też harcerze, swoje próby ma również chór „Jesteśmy z Ukrainy”. Wśród społeczności ukraińskiej utarło się takie powiedzenie, że idzie się do cerkwi u jezuitów. To brzmi trochę zabawnie, ale jest zarazem nobilitujące, bo pokazuje, że w tym miejscu odnaleźli oni swój dom i jakoś się z nim utożsamiają – przekonuje.
Dramat rozłąki
O. Dobroczyński przekonuje, że w pracy z uchodźcami istotne jest zapewnienie wsparcia psychologicznego. – Na początku mieliśmy do czynienia z osobami, które przeżywały pierwszą traumę. Słuchaliśmy o tym, jak nad głowami osób czekających na pociąg w Charkowie latały rosyjskie samoloty. Ci, którzy przyjechali do Poznania, doświadczyli stresu. Przy czym ten syndrom stresu pourazowego ma swoje trwanie i nie jest tak, że w krótkim czasie człowiek jest w stanie się go pozbyć. To może trwać i często trwa latami – opowiada.
Jezuita zwraca też uwagę na inne problemy, z którymi mierzą się uchodźcy z Ukrainy. – W naszym przypadku większość osób, którym pomagamy to młode kobiety z dziećmi oraz seniorzy. Często są to rodziny rozbite, ponieważ mąż jest w wojsku i nie mógł opuścić kraju. Ten dramat rozłąki wiąże się z kryzysem więzi. Jednym z jego skutków może być szukanie ucieczki w używkach – tłumaczy.
W skład zespołu, oprócz o. Dobroczyńskiego, wchodzą trzy Ukrainki i jedna Białorusinka. – Rozmawiamy o tym, co możemy jeszcze zrobić. Znamienną sprawą była kwestia uruchomienia spotkań grupowych. Zastanawialiśmy się, czy może lepsze i łatwiejsze będzie stworzenie grup terapeutycznych. Moje współpracowniczki powiedziały jednak, że jest na to za wcześnie i póki co powinniśmy prowadzić indywidualne spotkania. Być może na zmianę przyjdzie jeszcze czas – zapewnia duchowny.
Integracja najważniejsza
O. Dobroczyński do Poznania trafił niedawno. – To taki paradoks, że w tej całej konfiguracji odnalazłem swoje miejsce w poznańskiej wspólnocie – wyznaje. – Zastanawiałem się, co mogę zaoferować i odkryłem, że pomoc Ukraińcom jest moim szczególnym zadaniem. Wyznacza rytm życia – przekonuje.
Zakonnik nie ukrywa, że wszelka pomoc materialna jest mile widziana. – Dzięki niej możemy się rozwijać. Najważniejsze jest jednak, by doprowadzić do powstania takich mieszanych zespołów czy grup, które dążyłyby do integracji i włączenia uchodźców w życie lokalnej społeczności. Nie wiemy, jak długo Ukraińcy pozostaną z nami. Dlatego chcemy przeciwdziałać wszelkiej izolacji i gettoizacji. Naszym celem jest stworzenie sytuacji, w której będzie dochodzić do prawdziwej wymiany kulturowej – podkreśla.