Reportaż

Dom L’Arche. „Stół jest najważniejszym meblem”

Nina jest artystką. Artur sportowcem. Adam pasjonatem komunikacji miejskiej. Mimo niepełnosprawności pokazują, że mogą być odpowiedzialni za swój własny dom. A w nim najważniejsza jest wolność i budowanie więzi.

Dzień jest upalny do tego stopnia, że nawet podmuchy wiatru nie przynoszą ulgi. Nad miastem wiszą ciemne chmury, lecz nic nie może ich zmusić, by spuściły na ziemię trochę deszczu. W piętrowym domu niedaleko rezerwatu przyrody Żurawiniec trwają gorączkowe przygotowania. Adam, jeden z mieszkańców, nerwowo krząta się po kuchni. Tego dnia do jego obowiązków należy nakrycie stołu. Wyciąga talerze, kubki i sztućce. – Ile osób dzisiaj będzie na obiedzie? – pyta. – Ala, możesz zobaczyć, czy są jeszcze dwa talerze? Te są brudne. Idę jeszcze przynieść łyżki. Gdy Artur wróci z warsztatu, będziemy nakładać – instruuje. Po kilku minutach ktoś dzwoni to drzwi. – To on! – krzyczy Adam. – Były dwa dzwonki. Artur tak zawsze robi. Możemy zaczynać?

Wstrząs wyobrażeniami

W domu L’Arche przy ulicy Polańskiej w Poznaniu na co dzień mieszka sześć osób z niepełnosprawnością intelektualną: Ala, Ela, Nina, Artur, Adam i Rafał. Nie są podopiecznymi wspólnoty, a domownikami.

Wszyscy mają swoje obowiązki. Artur kosi trawę, parzy kawę i wynosi śmieci. Zadaniem Ali jest rozweselanie innych za pomocą parodii i dbanie o deser. Nina podlewa kwiaty i gotuje. Rafał służy do mszy i gra na cymbałkach. Z kolei Adam zasłania i odsłania rolety, wybiera filmy na wieczór filmowy i pociesza innych. Ela motywuje do spacerów i dotrzymuje towarzystwa asystentom.

L’Arche to wspólnota, którą założył Kanadyjczyk Jean Vanier, doktor filozofii. Jest miejscem, gdzie osoby z niepełnosprawnością intelektualną i osoby intelektualnie sprawne dzielą razem życie codzienne i budują więzi przyjaźni. Celem L’Arche jest tworzenie domów o charakterze rodzinnym. W Poznaniu takie domy mieszczą się na ul. Polańskiej i Żytniej.

„Pragniemy, by świat był miejscem, w którym osoby z niepełnosprawnością są postrzegane jako dar, a nie problem. Chcemy, by słabość, niepełnosprawność nie była źródłem lęku i wykluczenia, ale miejscem spotkania, akceptacji i przemiany” – wskazuje L’Arche.

22 lutego 2020 r. Federacja L’Arche International opublikowała raport dotyczący przypadków nadużyć, który rzuca cień na osobę Jeana Vaniera. 30 stycznia 2023 r. Komisja Badawcza powołana na wniosek L’Arche International opublikowała swój niezależny raport, liczący ponad 900 stron.

„Tracąc określone wyobrażenie o naszym założycielu i naszej historii, straciliśmy określony obraz nas samych. Jeśli jednak jest coś, czego nauczyliśmy się przez prawie 60 lat istnienia L’Arche, to jest to przyjmowanie daru, jaki mają osoby z niepełnosprawnością, by wstrząsnąć naszymi wyobrażeniami i pomóc nam dotrzeć do prawdziwszej części nas samych. Jesteśmy dzięki temu z pewnością bardziej wrażliwi, ale także bardziej sprawiedliwi i wolni” – wskazano w dokumencie.

Na świecie istnieje obecnie ponad 150 wspólnot w 38 krajach na sześciu kontynentach.

Dom L’Arche. „Stół jest najważniejszym meblem” (fot. Łukasz Gdak/wpoznaniu.pl)

Zupa i pieprz

Artur jest byłym sportowcem. W latach 90. brał udział w olimpiadzie specjalnej w Atlancie. Pamięta, że dla paraolimpijczyków śpiewała wówczas Tina Turner. W swoim pokoju ma zdobyte medale. Lubi pływać, grać w ping-ponga i koszykówkę. Opowiada o tym wszystkim po powrocie z warsztatów terapii zajęciowej. Gdyby nie przerwa wakacyjna, ze swoich wróciłby też Adam.

Mężczyźni stoją w kuchni i przygotowują ostatni ważny element, bez którego nie byłoby obiadu – kawę. – Naprawdę dużo jej pijemy, z mlekiem, a czasami z miodem – mówi Adam.

W pokoju obok, do którego zaraz przejdziemy, toczy się rozmowa.

– Jaka będzie dzisiaj zupa? – ktoś pyta.

– Jakaś niewiadoma – odpowiada asystentka.

Wszyscy zasiadają do stołu. Nie ma przypisanych miejsc, każdy siada tam, gdzie chce. Do rozstawionych talerzy i sztućców dołącza gar z grochówką. Obok leży pokrojony chleb.

Każdy talerz trafia do Artura, który przejął honory i nalewa zupę. Gdy już wszyscy dostali swoją porcję, odmawiana jest krótka modlitwa. Po niej wszyscy milkną, pochylając się nad talerzem.

Ciszę przerywa Adam, który znalazł ziarno pieprzu. – Świeczka! – odzywa się Ania, wolontariuszka. – Możemy to nadrobić – dodaje.

– Zapalona świeczka na stole ma symbolizować obecność Jezusa – wyjaśnia Ala Nawrocka, będąca w L’Arche od blisko 35 lat.

Wspólnotę poznała w 1984 r. – Podczas zagranicznego wyjazdu wpadły mi w ręce skrypty o wspólnotach – opowiada. – Przeczytałam je i bardzo mi się spodobało. Pomyślałam, że ktoś opisuje niebo na ziemi. Zaczęłam szukać i tak trafiłam na L’Arche. Chciałam, żeby powstała w Poznaniu i ostatecznie tak się stało. Przygotowania zaczęły się pod koniec lat 80. Pierwszy dom powstał w 1994r. – dodaje.

Dom L’Arche. „Stół jest najważniejszym meblem” (fot. Łukasz Gdak/wpoznaniu.pl)

Domownicy nie są liczbami

Rozmowa przy stole angażuje wszystkich domowników. Opowiadają, co ich spotkało danego dnia. Ci, którzy wrócili z warsztatów, mówią, co tam robili. Tym razem obiad jest też pretekstem, by opowiedzieć o talentach.

– Artur jest dla mnie specjalistą od parzenia kawy. Z kolei Adam robi świetną jajecznicę, nierzadko z 15 jaj – przyznaje Kasia, księgowa. – W domu są rytuały. Jednego dnia robi się konkretną potrawę i wszyscy są na to przygotowani. Adam nie lubi zmian. Wszystko musi być ułożone, co zapewnia mu bezpieczeństwo – dodaje.

Adam uwielbia tramwaje i autobusy. Lubi grać w gry komputerowe, które polegają na prowadzeniu tych pojazdów – opowiada Ala Nawrocka. – Zna rozkład wszystkich połączeń w Poznaniu. Mimo że jest osobą słabowidzącą i poruszającą się o lasce, to sam dojeżdża do warsztatu. Początkowo zawsze ktoś za nim jechał, ale upewniliśmy się, że daje sobie radę – wspomina.

Nina jest artystką. W przeszłości tworzyła obrazy, które znajdują się we francuskich galeriach. Wydruki oryginałów wiszą na ścianie jadalni. – Przez lata odnosiła ogromne sukcesy – mówi Ala Nawrocka. – Jej obrazy były wystawiane w galeriach w Paryżu czy Warszawie. Dostawała przeróżne nagrody. To było zanim do nas trafiła – dodaje.

O Ninie opowiada dalej Kasia. – Otacza się pięknymi rzeczami: kwiatami, laurkami czy obrazami. Najpiękniejszym prezentem dla niej jest bukiet ciętych kwiatów – mówi Kasia. – Wtedy czuje się ważna – zapewnia.

Ala, kolejna domowniczka, uwielbia zbierać rzeczy. – Chowa wszystko, co ma – wyjaśnia Kasia. – Jest takim naszym duszkiem, u którego można znaleźć wszystko, co się zapodziało. Wszystko musi u niej stać na swoim miejscu. Nie można niczego wyrzucić. Ma kolekcję korali. Jest też fanką serialu „Na dobre na złe”, truskawek i dżemu truskawkowego – dodaje.

Kasia dołączyła do L’Arche w 2019 r. – Przychodzę do biura, ściągam szpilki i schodzę na dół. Traktuję to miejsce jak dom – wyznaje. – Czasami jak jest dużo pracy, zdarza mi się tutaj nocować. Wtedy mam okazję, by posiedzieć, porozmawiać i pobyć z domownikami. Mam też doświadczenie asystowania. Poznałam wtedy wszystko od drugiej strony. Dzięki temu mogę powiedzieć, że ci ludzie tutaj nigdy nie byli dla mnie liczbami. To nie są pracownicy, to nie są podopieczni, tylko moi znajomi – przekonuje.

L’Arche zapewnia całodobową opiekę dla domowników. – Ela często nie śpi w nocy, dlatego zawsze musi być ktoś w ramach opieki nocnej – tłumaczy Kasia. – Są też osoby asystujące, które pomagają choćby w czasie kąpieli – dodaje.

Jak przyznaje, niezwykłe w domu jest to, że wszystko zadziewa się wspólnie. – Domownicy wspólnie gotują i sprzątają. Chodzą razem na zakupy – wylicza. – Nina pomaga w kuchni, bo uwielbia piec. Ala jest mistrzynią w zmywaniu. Założę się, że nikt nie widział lepiej umytych naczyń – zapewnia.

Wszystkie talerze na stole zostały opróżnione. Pojawia się pytanie, które świadczy o końcu obiadu: „Kto zbiera naczynia?”. Reaguje Adam, który wstaje, by je pozbierać.

– Pomogę Ci Adaś. Mogę? – odzywa się Artur.

Wolność i dorosłość

Celem L’Arche jest stworzenie domowej atmosfery. – Chcemy, żeby nasi domownicy czuli się ważni, żeby mieli świadomość, że są dorośli i odpowiedzialni za swój dom i swoje życie – tłumaczy Aleksandra Jastrząbek, odpowiedzialna za wspólnotę w Poznaniu. – Mieszkańcy otrzymują wolność, dzięki której mogą być sobą. Zależy nam, żeby było jak najmniej przeszkód pomiędzy moją własną dorosłą decyzją, jako osoby z niepełnosprawnością intelektualną, a możliwością realizowania tej decyzji – wyjaśnia.

W domu dba się, by wszyscy domownicy byli zauważeni i wysłuchani. – Zapewniamy dyskretne wsparcie w myśl zasady: pomagam ci, ale na tyle, na ile mi pozwolisz i tego potrzebujesz. Rozumiemy, że wszyscy tutaj chcą żyć jak dorośli i podejmować samodzielne decyzje. Oczywiście na tyle, ile to możliwe – zaznacza Aleksandra.

Aleksandra przyznaje, że wiele uczy się od domowników. – Autentyczności, bycia sobą, dbania o swoje potrzeby i radości z małych rzeczy – wymienia. – Najważniejsze tutaj są relacje, w których nikt nie zwraca uwagi na takie światowe rzeczy: bogactwo, inteligencję czy urodę. Chcemy być w relacji i chcemy, by ona nas przemieniała. Pokazujemy, jak wyjątkowe są dary osób z niepełnosprawnością – dodaje.

Do L’Arche przychodzi wiele zgłoszeń od rodziców dorosłych osób z niepełnosprawnością intelektualną, którzy starzeją się i martwią, co stanie się z ich dziećmi. – Mamy bardzo długą listę. Widzimy, jak wielka jest potrzeba. Niestety, nie możemy ugościć większej liczby osób – przekonuje Aleksandra.

Dom L’Arche. „Stół jest najważniejszym meblem” (fot. Łukasz Gdak/wpoznaniu.pl)

Obowiązkowy deser

Ze stołu zniknęły już talerze i sztućce. W ich miejsce pojawiły się białe filiżanki, karton mleka i dzbanek z kawą. – Zawsze po obiedzie jest kawa – tłumaczy Ala Nawrocka. – Jesteśmy wspólnotą stołu. Wszystko dzieje się wokół niego. Jest miejscem, które daje nam czas na tworzenie relacji. To najważniejszy mebel w naszym domu – dodaje.

Gdy Adam otrzymał filiżankę z kawą, chwyta karton z mlekiem. – Zmieści się, zobaczysz – zapewnia Alę Nawrocką. – Patrz, udało się! – dodaje po czasie.

Po pierwszych wypitych łykach Adam zwraca uwagę na nieobecność Ali. – No właśnie, Ala zniknęła. Pewnie poszła po deser – przyznaje Ala Nawrocka.

Po kilku minutach pojawia się w końcu Ala. – Co? Nic nie przyniosłaś? – pyta z niedowierzaniem Adam.

– A, zapomniałam! – odpowiada i wraca do pokoju.

W końcu przynosi to, na co czekali domownicy – czekoladę. Tym razem białą z bakaliami, swoją ulubioną.

Ala łamie ją i podaje siedzącemu obok Arturowi. – Bardzo proszę – mówi, po czym czekolada wędruje wokół stołu. W czasie tej wędrówki domownicy opowiadają o swoich przyzwyczajeniach.

– Co tydzień oglądam „Na dobre i na złe”. Zawsze w niedziele – zapewnia Ala.

Adam opowiada o cotygodniowym wieczorze filmowym. – W soboty oglądamy filmy. Z Arturem, Niną i Olą. Ala uwielbia się spóźniać i przychodzi na ostatnią część filmu – opowiada. – Wcześniej idziemy do sklepu po colę, paluszki lub chipsy – dodaje.

Czekolada dokonała już pełnego okrążenia. Adam dopytuję Alę, czy może zrobić jeszcze jedną kolejkę. Deser rusza w dalszą podróż, a Ala Nawrocka zaczyna opowieść o działalności kulturalnej domowników.

– Artur i Ala występują w teatrze. W każdą środę w CK Zamek odbywają się zajęcia teatralne. Publiczny spektakl był w czerwcu, a następny będzie w październiku – tłumaczy. – Oprócz tego w piątki w domu mamy muzykowanie – dodaje.

Do stołu zasiada Patrycja, jedna z asystentek mieszkających na stałe w domu. W L’Arche mieszka od końca kwietnia. – Dowiedziałam się o tej możliwości przez internet – tłumaczy. – Spodobało mi się, napisałam, a na drugi dzień dostałam odpowiedź – dodaje.

Pochodzi z miejscowości oddalonej od Poznania o 70 km, do którego przyjeżdżała na uczelnię. Pytana o to, czego nauczyła się w tym okresie, odpowiada: – Cierpliwości do niektórych rzeczy. Szybko poczułam się tutaj swojo. Jak w domu.

Dom L’Arche. „Stół jest najważniejszym meblem” (fot. Łukasz Gdak/wpoznaniu.pl)

***

Trwa zbiorka na trzeci dom L’Arche, przy ul. Zagonowej. Jego przeznaczeniem ma być wyłącznie opieka wytchnieniowa. – Widzimy, jak ważny dla rodziców osób z niepełnosprawnością jest odpoczynek – mówi Aleksandra Jastrząbek. – Może być tak, że mama zajmująca się dorosłym dzieckiem musi iść do szpitala na zabieg, co wtedy? Stosunkowo często są to samotni opiekunowie, którzy opiekują się swoimi dziećmi przez kilkadziesiąt lat. Nierzadko 24 godziny na dobę. Potrzebny jest im czas, kiedy mogą odetchnąć i zająć się swoim zdrowiem, swoimi sprawami lub po prostu odpoczynkiem – wyjaśnia.

Pierwsze prace już trwają. – Wyremontowaliśmy jedno piętro – opowiada Aleksandra. – Przygotowujemy teraz jeden z poziomów, który zupełnie nie nadaje się do zamieszkania osób z niepełnosprawnością. Jednak, żeby wykonać wszystkie niezbędne prace, potrzebne nam wsparcia. Prosimy, zbieramy i wiemy, że każda pięciozłotówka ma znaczenie – dodaje.

Budowę trzeciego domu można wesprzeć na stronie zrzutka.pl.

Zobacz też: Pierwszy taki dom dla osób z niepełnosprawnościami. „Mamy będą mogły odetchnąć”
1

Hubert Ossowski
Zdarzyło się coś ważnego? Wyślij zdjęcie, film, pisz na kontakt@wpoznaniu.pl