Jak wykorzystaliśmy dwie dekady w Unii Europejskiej? Jakim krajem była Polska i jaki był Poznań? W jakim państwie i mieście żyjemy dziś? Czy możemy być dumni? O tym rozmawiamy z prof. Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza dr hab. Szymonem Ossowskim z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa.
Marek Jerzak: Co Pan sobie myślał na temat Unii Europejskiej właśnie ponad dwadzieścia lat temu, gdy mieliśmy do niej wejść?
Szymon Ossowski: Byłem przekonany, że nasze wejście do Unii Europejskiej to dziejowa konieczność. Zgadzałem się z tymi, którzy porównywali to wręcz do przyjęcia chrztu przez Mieszka. Wiem, że to duże słowo, jednak nasze wejście najpierw do NATO, a później do Unii było ewidentnym awansem cywilizacyjnym. Polska wchodziła wówczas do elitarnego klubu państw bogatych, demokratycznych, chroniących prawa człowieka. Tak staliśmy się częścią światowej elity państw. Złamano podziały na Wschód i Zachód. Było to dziejowe wydarzenie. Wskoczyliśmy z drugiej ligi do ekstraklasy.
M.J.: Pojawiały się jednak wówczas i sceptyczne głosy. Mówiło się o utracie suwerenności, jak również o tym, że wykupią nas Niemcy.
S.O.: Pamiętam te głosy. Mówiono też, że „kiedyś Moskwa, dziś Bruksela”. Trzeba jednak pamiętać, że po pierwsze, do Unii wchodziliśmy dobrowolnie. Nikt nas nie wciągał siłą. Po drugie, jest różnica między klubem państw niedemokratycznych, totalitarnych a klubem państw demokratycznych. Nawet sceptyczny wobec, nazwijmy to liberalnego światopoglądu dominującego na Zachodzie, Kościół katolicki był za. Jan Paweł II zaznaczał, że Polska musi być częścią zjednoczonej Europy. Jak mówił: „od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej”.
M.J.: Czyli przewidywania sceptyków były kompletnie chybione.
S.O.: Nie ma bytów idealnych. Unia też ma swoje wady, takie jak niekiedy nadmierna biurokracja. À propos suwerenności trzeba wyjaśnić, że myśmy jej nie oddali, a jedynie część suwerenności przekazaliśmy instytucjom, tak, żeby za nas decydowały. O tym, że to nie oznacza utraty suwerenności przekonała nas Wielka Brytania, która zdecydowała się z Unii wystąpić i nikt jej tego prawa nie pozbawił. Unia opiera się bowiem na dobrowolności członkostwa. Pamiętam też jak straszono Unią rolników, a tymczasem to właśnie chyba ta grupa najbardziej skorzystała finansowo na naszym wejściu do UE. W kwestii wykupowania przez Niemców polskiej ziemi okazało się coś zupełnie odwrotnego. To Polacy wykupują domy we wschodnich landach.
Prof. Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza dr hab. Szymon Ossowski z Wydziału Nauk Politycznych
i Dziennikarstwa (fot. archiwum Szymona Ossowskiego)
M.J.: Może po prostu człowiek nie dostrzega pozytywnych zmian, łatwo się do nich przyzwyczaja.
S.O.: Warto przypomnieć sobie, że na początku lat dziewięćdziesiątych byliśmy na podobnym poziomie co Ukraina. Oczywiście pomijam kwestie wojny, bo to jest inna sprawa, ale jeszcze przed jej wybuchem pamiętamy, jaka była korupcja na Ukrainie, jakie były różnice w dochodach i w poziomie życia. To chyba najlepiej pokazuje, jak Polska te lata w Unii wykorzystała.
M.J.: Czy nasza integracja z Unią Europejską zmieniła także pozycję Polski w świecie?
S.O.: Jako Polska, w obliczu globalizacji, chcąc konkurować z Rosją czy Chinami bylibyśmy małym graczem. Mao kiedyś powiedział, że Europa jest tylko niewielkim półwyspem na końcu Azji. Okazuje się jednak, że jako zjednoczona Europa znaczymy bardzo dużo i jesteśmy silni. Jeśli zsumujemy potencjały, to w wielu dziedzinach jesteśmy numerem 1 na świecie. Myślę tu nie tylko o gospodarce, ale nawet o sporcie. Gdyby zsumować wszystkie medale, jakie zdobywają sportowcy krajów unijnych, to na igrzyskach wyprzedzamy i Chiny, i Stany Zjednoczone. Wyprzedzilibyśmy też Rosję, ale ta nie weźmie udziału w najbliższych igrzyskach. Okazuje się, że ta mała Unia Europejska z 450 milionami obywateli jest światową potęgą pod względem gospodarczym, ale i jakości życia.
M.J.: Możemy równać się ze Stanami Zjednoczonymi?
S.O.: Unia Europejska to specyficzny zbiór państw liberalnych i socjalnych. Choć może sobie z tego nie zdajemy sprawy, to my żyjemy dużo lepiej statystycznie niż wielu Amerykanów. Ktoś powiedział, że Ameryka to bogaty kraj biednych ludzi. Dysproporcje dochodowe w USA są potężne. Natomiast w Europie tego nie ma. Unia zbudowała państwa dla społeczeństw, a nie elit biznesowych.
fot. Poznaniu.pl
M.J.: W tej chwili Polska cały czas więcej dostaje środków finansowych z Unii niż wpłaca do wspólnej kasy. Kiedyś to się jednak zmieni.
S.O.: I to będzie bardzo dobra informacja. Znaczyło to będzie, że dzięki Unii osiągnęliśmy taki poziom, że będziemy dopłacać na rzecz biedniejszych państw takich, jak np. Rumunia czy Bułgaria.
M.J.: Jakim miastem byłby Poznań, gdyby nie przystąpienie do Unii Europejskiej?
S.O.: Przed wyborami narzekaliśmy na remonty. Gdyby nie Unia, nie byłoby ich. Nie byłoby nas na nie stać, bo te inwestycje w dużej mierze realizowane są dzięki środkom z unijnego budżetu. Cała infrastruktura drogowa, komunikacyjna czy informatyczna powstaje dzięki unijnym dotacjom.
Bez Unii nie bylibyśmy „Wolnym Miastem Poznań”. Program Erasmus dał setkom tysięcy uczniów i studentów możliwość odwiedzania innych państw i otwierania się na świat. Bez tego bylibyśmy dużo bardziej zamkniętym społeczeństwem. Młodzi ludzie nie znają już świata bez Unii Europejskiej – kontynentu podzielonego granicami i pełnego ograniczeń. Dziś moi studenci kupują tani bilet na samolot i lecą do dowolnego państwa, np. na majówkę, by spędzić tam czas, korzystać z darmowego roamingu dzwoniąc do Polski. To dla nich zupełnie naturalne, a przecież nie zawsze tak było.
M.J.: A jak wyglądamy teraz, po 20 latach w oczach świata?
S.O.: Przed wejściem kojarzeni byliśmy z zimnym Wschodem, Związkiem Radzieckim i Białowieżą. Pokazywane w mediach zdjęcia z Polski przedstawiały zacofane rolnictwo, przestarzały przemysł ciężki i lasy. Dziś mówiąc o Polsce pokazuje się nowoczesną infrastrukturę. Ostatnio pewna naukowczyni z Gruzji zachwycała się naszym uniwersyteckim kampusem. Stwierdziła, że często na Zachodzie nie mają takiej infrastruktury. Nie mamy się wreszcie czego wstydzić.
Zmieniło się także postrzeganie Polaków wśród starych nacji EU, a z drugiej strony ci, którzy nie są w Unii, traktują nas jako pełnoprawnych członków tej bogatej Unii Europejskiej. I dlatego chcą do nas przyjeżdżać. Dobrze być w Unii.