Kryminalna powieść o Poznaniu w odcinkach

Miasto zamarło. Niby takie sytuacje zdarzały się już w historii ale, jak zwykle nikt nie był na to gotowy. Nad Wartą przy moście przy Katedrze zbierał się już tłum dziennikarzy, prasowych, radiowych, telewizyjnych, z Warszawy wysyłano już kolejne ekipy, nikt nie miał wątpliwości, co teraz będzie się dziać i co oznaczają zdarzenia dzisiejszego dnia. Nikt nie znał szczegółów poza komisarzem. Stał wewnątrz zamkniętej przez policję strefy, przy samej wodzie pochylając się nad nią. Był po czterdziestce. Miał silnego kaca po minionej nocy i spotkaniu z paroma kumplami ze szkoły z którymi próbował zapomnieć o robocie. Szybko go jednak dopadła i jak zwykle zdarza się ludziom na kacu – wtedy dzieją się rzeczy najgorsze i jest ich oczywiście najwięcej. Stał nad wodą, patrzył na „znalezisko” dnia i myślał o tym, że nigdy tak naprawdę nie przestał się bać patrząc na takie rzeczy. Nigdy, choć jako policjant od lat widział już naprawdę dużo. Niby się na to uodpornił i nie było po nim niczego widać, ale miał wrażenie, że strach po prostu przesuwa się do innych stref życia. Na przykład dopiero po pięciu minutach nad wodą zauważył, że w dłoni papieros dopalił mu się sam, ani razu się nie zaciągnął po odpaleniu, gdy szedł nad rzekę. W takich właśnie zachowaniach mieszkał strach. Pamiętał też, jak kiedyś usiadł w domu po powrocie z pracy, dopił piwo, myśląc o czymś innym i gdy podniósł głowę okazało się, że na stole stoją już dwa poprzednie. Tam też był strach. Nie zauważył w ogóle kiedy wypił pozostałe dwa piwa.

Patrzył teraz jednak w dół i myślał o tym, co to oznacza, jak bardzo świat zwali mu się teraz na jego skacowaną głowę, jak za chwile zadzwoni naczelnik, później komendant, potem zaczną dzwonić z Warszawy. Do tego dziennikarze, znajomi, wszyscy będą o to pytać, a na razie nie miał absolutnie nic do powiedzenia. I niczego mówić nie chciał. Patrzył na zbierający się nad Wartą tłum, rozpoznawał w nim reporterów, ich jeszcze rozumiał, im przynajmniej płacą za stanie tu w taki zimny, wietrzny, deszczowy dzień, ale po jaką cholerę przyłażą tu gapie? Tego zrozumieć nie mógł. I tak niczego nie zobaczą, poza taśmą z napisem policja i parawanem nad samą rzeką. Gapiów zbierało się jednak coraz więcej. Coś trzeba było z tym zrobić. Wiedział, że będą przeszkadzać, ale wiedział też, że gapiów przede wszystkim warto obserwować. Czasem to właśnie w tłumie ludzi otaczających miejsce zdarzenia znajdował pierwsze wskazówki. Po reakcji choćby kilku osób z dziesiątek wnioskował, że mogli coś wcześniej widzieć i dlatego podeszli teraz zobaczyć jak ostatecznie skończyły się sytuacje, które widzieli. Nie chciał jeszcze kazać ich przepędzać. Wyjął paczkę papierosów, trochę już mokrą od deszczu, za często ją wcześniej wyjmował z kieszeni. Zostały mu dwa ostatnie papierosy. Jeden będzie za mamusie, pomyślał, drugi za tatusia.

Zaczął obserwować gapiów. Już po kilku zaciągnięciach czerwonym mocnym ćmikiem, który trochę go budził i jak się wydawało – ogrzewał w ten zimny wieczór – zauważył kilka dziwnie zachowujących się osób. Nie widzieli go, nie wiedzieli, że ich obserwuje i to dawało mu przewagę. Zawsze. Potrafił zawsze umiejscowić się w życiu tak, by być trochę niewidzialnym. Może to czyniło go właśnie dobrym gliną. Choć, jak większość inteligentnych ludzi, miał sporo wątpliwości, czy coś faktycznie robi w życiu dobrze. Zamyślił się, ale cały czas obserwował dziwną grupę składającą się z dwóch na oko dwudziestolatków wyglądających jakby grali w filmie Sala Samobójców, ubranych na czarno z długimi przylizanymi włosami i jeszcze młodszej od nich dziewczyny, ubranej zupełnie na odwrót, w czerwony płaszcz, miała długie rozwichrzone włosy, cała trójką wyglądała jakby od dawna nie spała i zachowywała się bardzo dziwnie. Bardzo starali się przede wszystkim nie rzucać w oczy, natychmiast schodzili z drogi policjantom kursującym między samochodem a wygrodzonym miejscem. Była w ich zachowaniu jakaś dziwna czujność, nietypowa dla zwykłych gapiów. Zwykły obserwator nie zastanawia się, czy rzuca się w oczy, nie obchodzi go to. Ich obchodziło. To był jednak dopiero początek kłębka podejrzeń, ale postanowił za nim iść. W paczce papierosów znalazł ostatniego, postanowił wyjść bokiem, stanąć obok nich i poudawać gapia, przy okazji posłuchać, o czym mówią a później ich zagadać. Schował paczkę ćmików z powrotem do kieszeni. Założył kaptur kurtki i poszedł do najdalszego bocznego wyjścia, by nie zostać zauważonym.

KONIEC PIERWSZEGO ODCINKA

Artur Adamczak
Zdarzyło się coś ważnego? Wyślij zdjęcie, film, pisz na kontakt@wpoznaniu.pl