Pan Sebastian mieszka pod Krakowem. Na co dzień zajmuje się marketingiem internetowym i to zajęcie pozwala mu przeżyć. Jednak główną działalnością jest odwiedzanie dzieci i seniorów w stroju psa Marshall z jednej z najpopularniejszych bajek dla dzieci.
Wojna zainspirowała działanie
Pan Sebastian odwiedza przede wszystkim dzieci w szpitalach i hospicjach, domach dziecka czy ośrodkach terapeutycznych. Do tego seniorów w hospicjach i domach opieki. Początek działalności zainspirował wybuch wojny w Ukrainie.
– Kupiłem strój Marshalla i poszedłem pierwszy raz do dzieci na dworzec w Krakowie. Chciałem po prostu odciągnąć ich myśli od strachu, dać chwilę normalności. Potem zauważyłem, jak ogromną moc ma taka obecność, jak bardzo jest to potrzebne w wielu miejscach. Jedna wizyta zaczęła prowadzić do kolejnych, a z czasem to „na chwilę” zamieniło się w drogę przez całą Polskę – przyznaje pan Sebastian.
I ta droga ciągle trwa. Ostatnio pies Marshall odwiedził również Wielkopolskę. Pojawił się w domu dziecka w Kołaczkowie w powiecie wrzesińskim. Był tam, mimo że tego przystanku miało nie być.
– Kołaczkowo w ogóle nie było w planach. Dostałem wiadomość o małym, zapomnianym domu dziecka. Najpierw myślałem, że pojadę tam później, w nowym roku. Ale zobaczyłem zdjęcia dzieci i już wiedziałem, że nie dam rady tego odłożyć. Zmieniłem trasę, kupiłem dzieciakom konsole PS5 i pojechałem. Jak to u mnie — plan planem, a serce i tak zrobi swoje – dodaje pan Sebastian.
A serce zabiło mocniej, po wiadomości, którą otrzymał. „Potrzebujemy Twojej wizyty w domu dziecka w Kołaczkowie. To miejsce trochę zapomniane, dzieci nie mają tam wielu atrakcji. Pomagamy, jak potrafimy, ale Twoja obecność byłaby dla nich najpiękniejszym prezentem…”. Jak przyznaje pan Sebastian, kiedy zobaczył zdjęcia dzieci, odłożył zmęczenie i zmienił plan swojej świątecznej podróży.
Jeden spośród tak wielu…
Pan Sebastian przebiera się w kostium psa z jednej z najpopularniejszych bajek dla dzieci. Wybór tej postaci nie był przypadkowy.
– Marshall jest dobry, pomocny… i trochę gapowaty. A to akurat bardzo do mnie pasuje. W bajce potrafi się zgubić, pomylić, wpaść w kłopoty – ja w życiu dokładnie tak samo. Zdarza mi się pojechać 500 km w złą stronę, pomylić miasta albo wysiąść nie na tej stacji. Ale mimo to zawsze staram się dotrzeć tam, gdzie ktoś mnie potrzebuje – podkreśla pan Sebastian.
W miejscach, do których dociera, dzieci i seniorzy bardzo szybko nawiązują z nim kontakt. Wszystko przez osobowość pana Sebastina.
– Pod kostiumem Marshalla jestem zwykłym człowiekiem, który często się gubi — w trasie i w życiu — ale zawsze stara się być tam, gdzie ktoś czeka – przyznaje pan Sebastian.
A czekają na niego w całej Polsce. Podróżowanie z kostiumem psa nie jest łatwe. Jednak reakcje, z którymi na miejscu spotyka się pan Sebastian rekompensują zmęczenie.
-Najczęściej spotykam się z radością i wzruszeniem. Czasem są to wybuchy śmiechu, czasem ciche łzy. Chyba, że są to dzieci w wieku żłobkowym, to spotykam się z krzykiem. Nigdy nie przyjeżdżam z pustymi łapami, ale bardzo często słyszę, że nie chodzi o prezenty, tylko o samą obecność. I to jest dla mnie najważniejsze.
Pan Sebastian nie ukrywa, że bywają też trudne momenty. Czasem pojawia się zmęczenie. Najtrudniejsze dla niego są jednak rozstania.
– Najtrudniejsze jest zdecydowanie wychodzenie. Świadomość, że ja jadę dalej, a ktoś zostaje w szpitalu, hospicjum czy placówce. Trudne bywa też zmęczenie – fizyczne i emocjonalne – ale to jest cena, którą jestem gotów zapłacić.
Całą działalność psa Marshalla można śledzić na facebookowym profilu Marshall – Pies do zadań specjalnych.







Fot. Facebook Marshall – Pies do zadań specjalnych














