Wywiad

Tłumy turystów. Takiego lata jeszcze nie było

Lipiec turystycznie był po prostu doskonały. To samo mówią hotelarze i przewodnicy – cieszy się Jan Mazurczak, prezes Poznańskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej. Jacy turyści odwiedzają nas najczęściej? Co ich przyciąga do Poznania? Czy sami potrafimy być turystami we własnym mieście? O to pytamy w rozmowie.

Marek Jerzak.: Skąd wiemy, ilu nas odwiedza turystów i skąd przyjeżdżają?

Jan Mazurczak: Z bardzo nowoczesnych narzędzi. Dane pochodzą z firm, które badają np. logowania telefonów komórkowych do sieci albo czerpią dane z płatności dokonywanych kartami. To nam podpowiada, na których rynkach powinniśmy funkcjonować. Dane te wskazują także np. ile średnio wydają turyści w Poznaniu i jak długo u nas zostają. To w dużym stopniu pozwala nam dostosować działania promocyjne do danego rynku, a wręcz je zrewidować, gdy okazuje się, że nie przekładają się one na satysfakcjonującą liczbę turystów z danego kraju.

M.J.: Do czego jeszcze można wykorzystać takie dane?

J.M.: Mogą one być ciekawe dla linii lotniczych, które planują uruchomienie nowego połączenia. Widać po nich, jak wielu turystów z danej lokalizacji przybywa. Można sprawdzić, czym przyjeżdżają. Może się okazać, że wielu przyjeżdża samochodem, ale gdyby mieli połączenie lotnicze pewnie, by z niego korzystali.

fot. Łukasz Gdak

M.J.: I czy z tych danych wynika, że ten rok faktycznie jest lepszy od pozostałych? Gołym okiem widać, że turystów jest całkiem sporo.

J.M.: Proszę spojrzeć, weekend od 14 do 16 czerwca tego roku. W jednym czasie mieliśmy Pyrkon, dwa koncerty Dawida Podsiadły i Puchar Świata w Wioślarstwie. Widać to w naszych danych. Wynika z nich, że mieliśmy w Poznaniu aż 109 tys. ludzi spoza miasta. W zwykły weekend liczba turystów oscyluje w okolicach 20 tys. To jednak nie wszystko. Możemy sobie sprawdzić, ilu turystów przyjechało na jeden dzień, a ilu zdecydowało się na nocleg. I tu jest bardzo dobra wiadomość. W naszym mieście nocowało wówczas 57 tys. osób przy 5-10 tys. w zwykły weekend. Podczas tego najlepszego jak dotąd w historii badań weekendu aż 98 proc. łóżek hotelowych było zajętych.

M.J.: Ceny pewnie wówczas poszybowały w kosmos?

J.M.: Były odosobnione przypadki, ale cena w hotelach od 3 do 5 gwiazdek wynosiła średnio 700 zł. To pokazuje maksymalny  poziom cen w Poznaniu, a Poznań często jest konkurencyjny cenowo w stosunku do innych miast, szczególnie w weekendy. To może jest mniej ważne przy wyjazdach biznesowych, ale już może decydować o tym, jakie miasto wybiorą turyści na weekendowy wypad. Stolica Wielkopolski nie jest droga, a często jeszcze pokutuje wizerunek miasta z targowymi cenami.

M.J.: A jak na tle innych dużych miast wygląda w Poznaniu średnie obłożenie hotelowe w roku?

J.M.: To 65,4 proc. To wynik od stycznia do czerwca tego roku. Jeszcze kilka lat temu był to wynik bliższy 40 proc. No i to jest mniej więcej poziom Trójmiasta czy Wrocławia. W zasadzie tylko Warszawa i Kraków nam nieznacznie odjechały i mają lepsze wypełnienie hoteli.

M.J.: A tu na tym wykresie widzimy to, skąd przyjeżdżają do nas turyści krajowi?

J.M.: Tak. Dominują goście z Warszawy.

M.J.: A dlaczego z lubuskiego jest tak mało gości? Mają przecież blisko.

J.M.: Bo to województwo w ogóle ma zdecydowanie mniej mieszkańców niż Mazowsze. Dolny Śląsk jest znacznie bardziej ludny i też stąd mamy wielu przyjezdnych, podobnie jak i ze Szczecina, dla którego jesteśmy najbliższym dużym polskim miastem na weekendowy wypad.

M.J.: To Polska, a z jakich krajów gości przyjmujemy najwięcej?

J.M.: Numer 1 to Niemcy. Coraz chętniej odwiedzają nas berlińczycy. Drugie miejsce jest pewnym zaskoczeniem. Bo to wcale nie sąsiedzi czy nawet Europejczycy nas odwiedzają najchętniej po Niemcach. To Amerykanie. Ma to oczywiście związek z obecnością wojsk Stanów Zjednoczonych w Wielkopolsce i samym Poznaniu. Przyjeżdżają więc rodziny i znajomi żołnierzy, którzy postanawiają wykorzystać okazję i zwiedzają nasze miasto. Dalej są obywatele Wielkiej Brytanii. Ci trafiają niekiedy do nas przez przypadek. Decydująca jest dla nich często niska cena biletu lotniczego, mnogość połączeń oraz to, że można u nas taniej dobrze zjeść w świetnych restauracjach.

fot. Łukasz Gdak

M.J.: Jakie nacje spotykamy jeszcze na ulicach stolicy Wielkopolski?

J.M.: Mamy więcej Francuzów w tym roku. Pojawili się wreszcie Włosi i Hiszpanie. To jest taka ciekawostka, bo przez dwa lata nas unikali. Obawiali się, że graniczymy z krajem, w którym trwa wojna. Teraz nabrali ponownie przekonania, że u nas jest naprawdę bezpiecznie. No i już tradycyjnie gościmy kraje Beneluxu. Jest więcej Belgów. Być może to pokłosie kampanii, którą mieliśmy w restauracjach w okolicach lotniska w Charleroi. Pojawiło się w nich dwieście kilkadziesiąt tysięcy kolorowanek z Poznaniem. 

M.J.: Czy Poznań potrzebuje dużych wydarzeń, żeby ściągać turystów? Bez nich nie przyciągamy tak mocno?

J.M.: Miasto potrzebuje wydarzeń z kilku powodów. Po pierwsze, to świetna promocja. Wszyscy lubimy jeździć w inne miejsca, jeśli mamy do tego pretekst. Każdy z nas ma w swojej głowie pewnie dziesięć czy dwadzieścia, lokalizacji do których bardzo chętnie by pojechał. Natomiast nie jesteśmy w stanie pojechać wszędzie jednocześnie i czasami decyduje pretekst. Jest to albo nowe połączenie lotnicze, albo kolega nas zaprosi, albo wygraliśmy jakiś nocleg w konkursie, albo właśnie jest koncert czy mecz.

M.J.: Sport też przyciąga do Poznania? Ale które wydarzenia? Mecze?

J.M.: Tak, ale myślę tu także o maratonach. Biegacze często zabierają ze sobą rodziny. Wówczas przyjeżdżają w piątek. W sobotę trochę zwiedzają i przygotowują się do biegu, w niedzielę biegną i wyjeżdżają z Poznania dopiero w poniedziałek.

M.J.: A czy my, poznaniacy, korzystamy z atrakcji Poznania? Czy potrafimy być turystami we własnym mieście?

J.M.: Na dzisiaj trochę zgadujemy. Natomiast myślę, że w ciągu kilku tygodni poznamy i te dane i oszacujemy, na ile aktywnie poznaniacy cieszą się życiem w mieście i korzystają z jego atrakcji. Możemy to wyciągnąć z danych komórkowych. Jeżeli założymy, że telefon musi minimum pół godziny spędzić w jakiejś przestrzeni, żeby był zaliczony jako gość danego miejsca, to szybko dowiemy się, jak dużym powodzeniem cieszy się wśród poznaniaków np. nowa wystawa w Muzeum Narodowym.

M.J.: A dla przykładu, to jak często jest ono odwiedzane ogólnie przez turystów?

J.M.: Mamy tu 134 tysiące zwiedzających w ciągu roku. Bardzo dobry wynik jak na Poznań. Natomiast muzea w innych miastach często już notują powyżej pół miliona.

M.J.: A jaka jest rekordowa atrakcja miasta?

J.M.: Termy Maltańskie są zdecydowanym liderem, bo tam mamy 2 miliony osób w ciągu roku.

M.J.: A skąd ten nagły awans Poznania i wzrost jego atrakcyjności turystycznej?

J.M.: To po części pandemia spowodowała, że Poznań został odkryty przez turystów krajowych. Mieliśmy niestety wizerunek miasta biznesowego i drogiego. W czasie pandemii Polacy przez dwa lata byli „zmuszeni” do odkrywania Polski. Tak też odkryli Poznań. To jest jedna z najlepszych rzeczy spośród tych negatywnych, jakie pandemia zrobiła w turystyce. Druga rzecz, która nam pomogła wtedy, to bon turystyczny. Wszyscy w Polsce z dziećmi dostali po 500 zł. No i musieli się zastanowić, gdzie najlepiej te pieniądze wydać. Nagle się okazało, że stosunkowo najwięcej można otrzymać latem w Poznaniu. U nas był to niski sezon i hotele były dużo tańsze, nawet o połowę niż w innych miastach. Za ten sam bon można było więcej czasu spędzić w Poznaniu niż w innych miastach. Więc jak ktoś chciał, mając dwójkę dzieci, wydać tysiąc złotych, no to w Poznaniu naprawdę mógł żyć luksusowo. Nawet w hotelach cztero-pięciogwiazdkowych mógł spędzić trzy fajne dni.

M.J.: A jak turyści w ogóle oceniają Poznań? Wyjeżdżają stąd zadowoleni czy raczej rozgoryczeni?

J.M.: Z badań, które robiliśmy, wynika, że turyści, którzy przyjeżdżali, wyjeżdżali z bardzo wysoką opinią na temat Poznania. W skali od 0 do 10 to była taka silna dziewiątka.

M.J.: Z czego wynika ten sukces?

J.M.: Wiadomo, dlaczego tak jest. Nie wynika to z tego, że jesteśmy faktycznie największą perełką turystyczną na świecie i być może te średnie wyniki czasami nawet przewyższają ocenę jakichś topowych miast na świecie. Wynik ten pokazuje nam zadowolenie z pobytu. Jeżeli gdzieś jedziemy i nasze oczekiwania nie są ekstremalnie wysokie, to nasze zadowolenie z pobytu jest stosunkowo łatwiejsze do uzyskania niż kiedy nasze oczekiwania są rozdmuchane. Stąd wzięło się pojęcie syndromu paryskiego. Wielu turystów obiecuje sobie po Paryżu zdecydowanie więcej niż miasto jest im w stanie zaoferować. Wyjeżdżają z niego niezadowoleni. Dokładnie odwrotnie jest z Poznaniem. Turyści nie spodziewają się wiele, bo mało o nas wiedzą. Pojawiają się u nas i są pozytywnie zaskoczeni.

fot. Łukasz Gdak

Czytaj też: Było 8 pociągów, a pojadą 2. Niedobre informacje dla pasażerów z Poznania

Marek Jerzak
Zdarzyło się coś ważnego? Wyślij zdjęcie, film, pisz na kontakt@wpoznaniu.pl