Historię 60-latka opisała poznanianka, która próbowała mu pomóc.
– Skrzyżowanie Grunwaldzkiej i Grochowskiej w Poznaniu. Jest południe. Na chodniku leży starszy Pan, około 60-latek. Zatrzymały się 3 osoby, patrzą na niego. Podbiegam, chwytam go za ręce i wołam czy mnie słyszy. Brak reakcji, w oczach brak życia, źrenice puste. Nagle Pan nabiera ostatniego oddechu i na tym koniec. Sinieje. Puls ledwo wyczuwalny, krzyczę „pompujemy- ten Pan nam odchodzi! – relacjonuje kobieta i dodaje – Zdziwionych dwóch chłopaków patrzy na mnie -co ja sobie wymyśliłam? Ktoś kto zadzwonił już po karetkę, mówi do 112 przez telefon, że Pan nam się zatrzymał, nie oddycha, odchodzi. „Pompujemy!” mówię drugi raz, dwoje chłopaków układa Pana na wznak i zaczynają na zmianę reanimację. Karetka w drodze, liczę serie, wysyłam gapiów na poszukiwania defibrylatora (obok dwa duże banki, biurowce, stadion, nie mają nigdzie).
Po chwili przyjeżdża karetka przejmują reanimacje, adrenalina w żyłe, intubują, ekg pokazuje migotanie(!), serce jeszcze sie nie poddało! JEST! Po elektrowstrząsach zabierają Pana do szpitala. Walka trwa.
-Mija doba. Otrzymuje informacje, że niestety Pan Emeryt zmarł. Przyczyną był rozległy zawał oraz brak przyjmowania leków z powodu trudnej sytuacji finansowej. (Chorował na serce, nie stać go było na leki) – konkluduje kobieta i zauważa – Emerytów nie stać na leki, nie stać ich na to, żeby żyć.
Następnie kobieta pyta, dlaczego w bankach, biurowcach nie ma defibrylatorów i dlaczego władza ma pieniądze na patriotyczne ławki, na propagandę w TVP, a nie ma ich na leki na serce dla seniorów?
Czytaj także: Tragedia w Siernikach. Znaleziono ciała dwóch osób