„Zrobiliśmy to dla miasta”. Zwycięzcy Mistrzostw Motorniczych o swoim sukcesie

Monika Bocian i Dariusz Graj na co dzień przewożą pasażerów w poznańskich tramwajach. W sobotę, 13 września, wystartowali w I Światowych Mistrzostw Motorniczych w Wiedniu. Przywieźli z nich wicemistrzostwo.

Nie znali taboru, byli obserwowani przez tłum ludzi, konkurowali z reprezentantami ponad 20 krajów. Motorniczowie z Poznania przywieźli z Tramdriver World Championship w Wiedniu drugą nagrodę, ale przed nimi byli jedynie gospodarze mistrzostw, którzy po stolicy Austrii poruszają się na co dzień, a w dodatku znali też tamtejsze pojazdy.

– Dla mnie to mistrzowie. Różnica punktów była niewielka, a drużyna z Poznania zajęła miejsce tuż za gospodarzami. Ich udział w mistrzostwach to wspaniała promocja także naszego miasta oraz MPK – mówi Krzysztof Dostatni, Prezes Zarządu MPK Poznań.

Laureaci nagrody nie kryli, że byli zaskoczeni, że nagroda powędrowała właśnie do nich.

– Nadal to do mnie nie dociera. Były emocje, był stres, bo zależało nam na tych zawodach. Chcieliśmy pokazać, że nasza codzienna praca sprawia nam przyjemność, wkładamy w nią serce i chcemy ją wykonywać nadal – stwierdza motornicza Monika Bocian.

Wśród konkurencji na mistrzostwach znalazło się cofanie z tylnego pulpitu, podczas którego trzeba było wykonać trzy starty i trzy hamowania, rozpędzenie tramwaju do 25 km/h przy zasłoniętym prędkościomierzu, precyzyjne hamowanie elektrodynamiczne, przewrócenie ustawionych kręgli czy cofanie tramwaju, w którym pomogło nasłuchiwanie wskazówek wydawanych gwizdkiem przez drugiego zawodnika z drużyny. Zawody sprawdzały też umiejętność poradzenia sobie z kładką dla osób z niepełnosprawnościami.

– Najtrudniejszą dla nas konkurencją był tzw. curling, czyli pchnięcie wózka tak, by mógł się on swobodnie toczyć. Wcześniej nie ćwiczyliśmy tego, dlatego było to dla nas wyzwanie – przyznaje Dariusz Graj, motorniczy ze zwycięskiej pary.

Każdy z zawodników brał udział w tych samych konkurencjach, a punkty członków drużyny sumowały się.

– Daliśmy z siebie więcej niż 100 procent – mówi motornicza Monika Bocian.

„Nie znaliśmy tego pojazdu wcześniej”

Jak przyznaje Monika Bocian, udział w mistrzostwach był dla niej i jej kolegi z drużyny wyzwaniem także dlatego, że tabor, który musieli poprowadzić, różnił się od tego, którym jeżdżą na co dzień w Poznaniu.

– I wcześniej na zawodach w Warszawie, i teraz w Wiedniu, trafialiśmy na tramwaje, których nie znaliśmy. Każde miasto ma inny tabor, więc dla nas to był całkiem obcy wóz. A mimo to daliśmy radę – przyznaje uczestniczka.

Jak dodaje jej kolega z drużyny, treningi przed samymi zawodami nie zapowiadały sukcesu.

– Na treningach przed startem nie czuliśmy się pewnie, zadania nam nie wychodziły. Mieliśmy tylko 5 minut, żeby przejechać się danym tramwajem. To było bardzo mało, bo zdążyliśmy wykonać tylko dwa podjazdy. Nie mogliśmy nawet rozpędzić się do 25 km/h, które mieliśmy osiągnąć w jednej z konkurencji, bo na zajezdni maksymalna dozwolona prędkość wynosiła 15 km/h. Wszystko robiliśmy więc na tzw. czuja – wspomina Dariusz Graj.

Uczestnicy przyznają, że w centrum Wiednia znalazło się dużo kibiców, w tym Polaków. Rozdawali im nawet autografy. We wtorek skończy się jednak czas świętowania. Już przed 4:00 rano pan Grzegorz rozpoczyna pracę.

Zawodnicy wskazują też, że choć maszyny były dla nich całkiem nowe, to poprowadzenie ich było dla nich łatwe, bo zajmują się tym na co dzień.

– Umiejętności, którymi chwaliliśmy się w poszczególnych konkurencjach, bardzo przydają się w codziennej pracy – dodaje zawodnik.

Dwa razy w tygodniu po cztery godziny

Treningi przed zawodami były czasochłonne – zawodnicy spędzali na nich po cztery godziny nawet dwa razy w tygodniu. W dodatku trzeba było pogodzić je z terminami urlopów – i uczestników zawodów, i ich trenera.

– Zawody w Warszawie pozwoliły nam wyciągnąć wnioski. Wiedzieliśmy więc już, jak można się przygotować. Wyposażyłem więc tor w planszę, pachołki i do znudzenia powtarzaliśmy te same czynności. Hamowanie, rozpędzanie pojazdu do konkretnej prędkości. Miałem poczucie, że zamęczam zawodników, ale jak widać, przyniosło to efekty – mówi instruktor Robert Zieliński.

Zwycięzcy dodają, że nie czują się celebrytami wśród motorniczych. Zrobili to dla poznaniaków, dla Poznania i dla MPK.

Czytaj także: Notorycznie łamał polskie prawo. W końcu się doigrał

Marta Maj
Zdarzyło się coś ważnego? Wyślij zdjęcie, film, pisz na kontakt@wpoznaniu.pl