Łukasz Majewski, znany w internecie jako „nomada w drodze” rowerem przemierza trasę z Poznania do Mongolii. W części podróży towarzyszy mu jego dziewczyna. Jadą na samodzielnie złożonych rowerach, a ich dieta wcale nie opiera się na konserwach i zupkach instant. Rowerowa podróż do Mongolii poznaniaka potrwa ponad pół roku.
Monika Statucka: Skąd pomysł aby pojechać rowerem z Poznania do Mongolii?
Łukasz Majewski: Podróżuję tak od 9 lat. Mam za sobą już parę takich transkontynentalnych, rowerowych podróży. Mongolia była w moim sercu od dawna, bardzo chciałem tam pojechać. Prowadzę kanał „nomadawdrodze” a Mongołowie są bardzo mocno nomadyczni, koczowniczy. Żyją w jurtach, a nie w skupiskach miejskich.
M.S.: Rozumiem, że jesteś poznaniakiem skoro Twoje podróże rozpoczynają się właśnie tutaj?
Ł.M.: Tak, jestem z Dębca. Moje wcześniejsze podróże były m.in. do Afryki, do Senegalu. Dwa lata temu byłem w Pakistanie. Kilka razy jeździłem do Iranu, nad Morze Czarne. Raczej interesują mnie kierunki bliskowschodnie.
fot. Łukasz Majewski
M,S.: Podróżujesz samodzielnie czy ktoś Ci towarzyszy?
Ł.M.: Z moją dziewczyną, Polą jadę do Gruzji. Potem może jeszcze dalej pojedziemy razem. Duża część podróży do Mongolii będzie więc naszą wspólną trasą. Cała podróż będzie trwała minimum osiem miesięcy.
M.S.: Zdradzisz proszę gdzie śpicie podróżując? Ciekawi mnie jak wygląda Wasza codzienność na trasie.
Ł.M.: Wszystko odbywa się niskobudżetowo. Śpimy najczęściej „na dziko”. Widomo, zdarzają się też ciepłe prysznice i hostele, jednak w większości wybieramy miejsca w naturze. Poruszamy się na rowerach więc odchodzą nam kolejne duże koszty. Dziennie pokonujemy ok 70 do 100 kilometrów. Jesteśmy bardzo mobilni. Dużo nie planujemy, raczej obserwujemy pogodę. Od tego zależy też gdzie śpimy i co zobaczymy po drodze. Dotychczas nie mieliśmy jakichś nieprzyjemności, ponieważ śpimy w miejscach, w których jest to legalne. Jest więc bardzo spokojnie. Jesteśmy dobrze przygotowani na wszelkie warunki atmosferyczne. Nie jeździmy w deszczu, a w przypadku wysokich temperatur wyruszmy wcześnie rano aby ominąć najgorsze momenty dnia. W Mongolii zimą będzie około -30 stopni Celsjusza. Na to również jesteśmy przygotowani.
M.S: Jak udało się Wam spakować na tak długą podróż? Pakowanie się bywa problematyczne nawet w przypadku powróży samochodem czy samolotem, a co dopiero rowerem.
Jesteśmy minimalistami pod tym względem. Mamy kilka sztuk bielizny, koszulek, dobrą bluzę i coś na zimną porę. Na ciepło łatwo się przygotować. Pod kątem zimna – trzeba mieć dobry sprzęt np. odpowiednie śpiwory. Często pod koniec dnia pierzemy ręcznie to co danego dnia mieliśmy na sobie. Działamy na bieżąco.
fot. Łukasz Majewski
M.S.: Co jecie podczas podróży? Na jednym z filmików widziałam kultowy paprykarz szczeciński.
Ł.M.: Tak, pojawił się również paprykarz, jednak większość jedzenia przygotowujemy własnym sumptem. Jedzenie jest naszym paliwem, musimy dobrze jeść. Gotujemy sobie sami pełnowartościowe posiłki. Najczęściej w oparciu o kaszę, ryż lub makaron. Jemy dużo warzyw. Dziennie 5-6 różnych rodzajów. To jest nasza podstawa żywieniowa. Nie jemy szybkich zupek i przetworzonej żywności. Może podczas krótkiej podróży by się to sprawdziło. W przypadku kilkumiesięcznej wyprawy z pewnością nie. Mamy palnik na benzynę, który jest dość ekonomiczny. Dzięki temu możemy gotować wszystko.
M.S.: A jak wygląda Wasze przykładowe menu na jeden dzień?
Ł.M.: Dzisiaj rano jedliśmy kaszę z warzywami, do tego trochę hummusu i do tego była kawa. Na obiad będzie kiełbasa z chlebem i pomidory z cebulą. Na wieczór zjemy ryż z resztą warzyw. Dziennie spalamy około 4000 kalorii.
M.S.: Czy uważasz, że każdy mógłby się wybrać w taką podróż? Jak sam przygotowujesz się do długich podróży rowerem?
Ł.M.: To ciężki wysiłek fizyczny. Po pierwszym tygodniu jazdy jest się już właściwie przygotowanym. Ciężko inaczej odtworzyć jazdę rowerem z 40 kilogramowym bagażem. Wystarczy wsiąść na rower, jeździć tyle ile da się radę, a potem szukać noclegu aby odpocząć. Można zacząć od jeżdżenia po Wielkopolsce, gdzie jest płasko. Nie zaczynać od gór. Rowerowa forma turystyki jest dla każdego tylko trzeba znać swoje siły. Nie każdy przejedzie 100 kilometrów. Dystans jest tylko liczbą, chodzi raczej o to żeby być w terenie i patrzeć na świat z perspektywy siodełka.
fot. Łukasz Majewski
M.S.: Rowery potrafią kosztować naprawdę dużo. Tym bardziej gdy patrzy się na opcje profesjonalne lub popularne firmy. Jakie jest Twoje podejście do tego sprzętu?
Ł.M.: Rowery zrobiliśmy w sumie sami. Pola, moja dziewczyna jedzie na starym rowerze swojego taty z 2001 roku. Przerobiliśmy go, dodając mu nowoczesnego sznytu. Myślę, że teraz z nowym osprzętem wart jest około 1500 tysiąca do 2000 złotych. Mój rower jest bardzo podobny. Najważniejsze są nowe części czyli koła, napęd i opony. Rama jest stalowa. Nie są to więc bardzo drogie rowery. Na ewentualne awarie jesteśmy przygotowani. Potrafię je naprawić własnym sumptem. Mamy najważniejsze narzędzia przy sobie. Mechanika rowerowa nie jest taka trudna.
M.S.: Jak zorganizowałeś życie w taki sposób, żeby móc sobie pozwolić na kilka miesięcy w nieustannej podróży?
Ł.M.: Jestem kurierem rowerowym. Pracuję na około 1,5 etatu przez sześć miesięcy. Nie jestem więc informatykiem, który dużo zarabia. Odkładam pieniądze na to aby móc sobie pozwolić na podróż. Moje rowerowe przygody też są dość budżetowe. Myślę, że na trasie wydaję mniej niż kiedy jestem na stałe w Poznaniu. Rezygnuję w wielu rzeczy i żyję prosto na rzecz poznawania świata.
fot. Łukasz Majewski