– Przyszła do nas młoda rodzina. Mąż z żoną po trzydziestce z córeczką około 6-letnią. Opowiadali, jak uciekli z Iziumu. Żyli przez 2,5 miesiąca pod okupacją rosyjską. Żyli w piwnicy, w której cały czas było 5 stopni Celsjusza. Było tam pełno dzieci i starsze osoby, które chorowały i umierały. Bali się wyjść, żeby coś sobie ugotować lub przeszukać pobliskie mieszkania. Wszystkich ich sąsiadów zastrzelono – rozmowa z ukraińską działaczką społeczną, Marią Andruchiw, która mieszka w Poznaniu i pomaga Ukraińcom.
Spis treści rozmowy
- Pomoc Polaków Ukraińcom
- Propaganda i fake newsy
- Aneksja Krymu a inwazja Rosji na Ukrainę
- Czy Ukraińcy chcą zostać w Polsce?
- Wstrząsająca historia z Iziumu
- O nadziei…
Przez pierwsze cztery miesiące od rosyjskiej inwazji mieszkańcom Ukrainy udzieliło pomocy 7 na 10 gospodarstw domowych. Takie są dane Głównego Urzędu Statystycznego z października ubiegłego roku. Zauważalny był duży zryw pomocy ze strony Polaków na początku wojny. Od tego czasu pomoc wyhamowała.
Tak, zdecydowanie mniejsza pomoc jest zauważalna, ale to naturalna reakcja ludzi, co więcej moim zdaniem zaangażowanie Polaków i Polek było i jest wciąż większe, niż było można przewidywać. Trzeba wziąć pod uwagę, że pomoc nadwyręża psychikę i kosztuje. Dodatkowo każdy, kto pomaga, musi zadbać o własny komfort życia. Pomoc w Polsce maleje, ale nadal jest na bardzo wysokim poziomie. Większym niż się osobiście spodziewałam. Rozmawiałam ze znajomymi społecznikami i mamy podobne odczucia.
Jakie dalsze działania są szczególnie ważne?
Poza pomocą rzeczową powinniśmy działać przede wszystkim na polu informacyjnym i nie poddawać się dezinformacji, a także nie rozpowszechniać fake newsów. To jest najważniejsze, ponieważ w tej chwili można zauważyć, że tego typu działania są skierowane, aby nastawić Polaków negatywnie do Ukraińców. Misją społeczeństwa obywatelskiego jest dbanie i uświadamianie ludzi, że propaganda jest obecnie największym zagrożeniem. A jest jej coraz więcej. Po drugie ważna jest pomoc, jaką oferują państwa europejskie, czyli broń, której teraz bardzo brakuje. Ukraina jest na wyczerpaniu. Nasze państwo stara się o tym tak nie mówić, żeby nie demotywować wojska i swoich obywateli, ale rzeczywistość jest smutniejsza, niż jest to pokazywane. Dlatego ważne jest wsparcie militarne. Oczywiście nadal potrzebna jest pomoc humanitarna, czyli wsparcie tych, którzy mieszkają blisko walk. Tam, gdzie ludność jest przestraszona, a nie ma pieniędzy, aby wyjechać. Są to przeważnie ludzie samotni, schorowani, starzy, którzy nie mają zapewnionej odpowiedniej opieki. Oni są szczególnie narażeni na kryzys humanitarny. Różne małe organizacje charytatywne starają się im pomagać, ale ze względu na ostrzały, dojazd jest bardzo trudny.
Wspomniałaś o propagandzie. Nadal bardzo często wykorzystywany jest wątek historyczny, rzeź wołyńska, która ma obniżyć nastroje i prowokować niechęć do Ukraińców. Wykorzystuje się narrację, że Ukraińcy przyjechali tutaj, żeby lepiej żyć, zamiast skryć się przed wojną. I że żyje im się lepiej niż Polakom.
Nie jestem historyczką ani socjolożką, więc trudno będzie mi się wypowiedzieć, posiłkując się danymi statystyczny, ale oczywiście te stereotypy, o których wspomniałeś, są dostrzegalne. Obserwuje je coraz częściej w przestrzeni informacyjnej. To zaledwie cząstka tego, w jaki sposób obecnie toczona jest wojna informacyjna i jakie są techniki manipulacyjne. Wystarczy krótka, niesprawdzona historia puszczona w obieg, a potem ona żyje własnym życiem. Często jest wykorzystywana przez osoby, które są nieświadome tego, że rozpowszechniają nieprawdę. Te działania prowadzą do smutnych skutków – nienawiści, przemocy, stygmatyzacji. Dostrzegam, że często ten przekaz jest kierowany do osób już ukierunkowanych, które nie miały do Ukraińców pozytywnego stosunku przed wojną. Takie wiadomości są dla niech jak woda na młyn. Wzmacniają ich poglądy, a to przeradza się w coraz większą machinę nienawiści. Obawiam się, że poglądy antyukraińskie będą rosnąć ze względu na tego typu wrzutki w przestrzeń informacyjną.
Misją społeczników, dziennikarzy i aktywistów jest, aby pracować nad weryfikacją tego typu treści i je wyjaśniać. Trzeba zwiększać poziom edukacji. Teraz pracuję wraz ze swoim zespołem nad kampanią społeczną, która pomoże rozpoznawać działania IPSO, czyli informacyjno-psychologiczną operację specjalną, które bazuje na tego typu retoryce i narracji. Pojedyncze posty tworzą falę hejtu, ale poprzez proste narzędzia możemy zweryfikować źródło informacji i przeciwdziałać nieprawdzie. W Ukrainie mamy tego typu szkolenia, ponieważ Internet jest pełen oszustw, niestety w Polsce wydaje mi się, że to się dopiero rozwija i społeczeństwo nie jest do końca świadome, że często publikowane są wymyślone historie lub nadinterpretowane sytuacje. Co nie zmienia faktu oczywiście, że rzeź wołyńska, o której wspomniałeś, nie ma znaczenia i że powinno się o niej zapomnieć. Uważam, że to będzie jedno z głównych zadań dla władzy ukraińskiej, gdy już minie wojna. Wyjaśnienie przeszłości jest bardzo ważne dla budowania zdrowych relacji między Polską a Ukrainą.
Mieszkasz w Polsce od 2014 roku. Jak zmieniło się nastawienie ludzi? Wtedy była aneksja Krymu, teraz inwazja Rosji na całą Ukrainę.
To były zupełnie różne okresy i różne spojrzenia na sytuacje. Inaczej szacowano zagrożenie, które teraz się urealniło. Wtedy ludzie nie wgłębiali się w problem relacji ukraińsko-rosyjskich. W Europie nikt nie czuł zagrożenia ze strony Rosji. Oczywiście było europejskie potępienie aneksji Krymu, politycznie zachowano się poprawnie, ale nikt wtedy nie zdawał sobie sprawy, do czego dojdzie później. Gdybyśmy wszyscy – włącznie z rządem ukraińskim – wtedy wiedzieli, co się wydarzy, można by ocenić inaczej skalę zagrożenia i lepiej przeciwdziałać.
Do końca zeszłego roku prawie 17 mln Ukraińców zdecydowało się opuścić Ukrainę. Duża część wróciła. Myślisz, że ukraińskie rodziny, które teraz są w Polsce, wyczekują już powrotu? Czy zostaną?
Trudno to ocenić, ponieważ nie ma jeszcze przeprowadzonego dogłębnego badania, które by odzwierciedlało nastroje Ukraińców, którzy są w Polsce. W mojej opinii większość wróci, ale nie w najbliższych miesiącach. Teraz skupiają się na tym, aby maksymalnie pomóc swoim dzieciom, które zaczęły chodzić do polskich szkół, a także na pracy, którą otrzymali w Polsce. Natomiast powrót jest bardzo wyczekiwany przez osoby, które zostawiły na Ukrainie swoje rodziny lub dobytek życia. Jednak trudno mi wypowiadać się w tej kwestii, ponieważ ja mieszkam w Polsce, i może gdybym została w Ukrainie, to miałabym inny ogląd tej sytuacji. Z mojego najbliższego środowiska wynika, że wracają te osoby, którym zależało na jak najszybszym powrocie, bo np. mąż został w Ukrainie.
Jaką historię pamiętasz z ubiegłego roku, która śni ci się po nocach?
Takich historii było mnóstwo, niestety bardzo dużo z nich zapadło mi w pamięć. Jedna, którą dotąd pamiętam to ta, którą usłyszałam w magazynie, w którym wysyłamy pomoc do Ukrainy. Zapraszamy też osoby z doświadczeniem uchodźczym, żeby coś wzięły. Przyszła do nas młoda rodzina. Mąż z żoną po trzydziestce z córeczką około 6-letnią. Opowiadali, jak uciekli z Iziumu. Żyli przez 2,5 miesiąca pod okupacją rosyjską. To, co mnie uderzyło, to, że o wszystkim opowiadali bez emocji. Zdystansowali się od tego. Żyli w piwnicy, w której cały czas było 5 stopni Celsjusza. Było tam pełno dzieci i starsze osoby, które chorowały i umierały. Bali się wyjść, żeby coś sobie ugotować lub przeszukać pobliskie mieszkania. Wszystkich ich sąsiadów zastrzelono. Ten mąż opowiadał, że musiał wykarmić swoją rodzinę, więc ryzykował i w nocy chodził łowić ryby przy stawie, przy którym za dnia łowili rosyjscy żołnierze. Parę innych osób też próbowało w ten sposób zdobyć jedzenie, ale Rosjanie ich dostrzegli i zabili. Ostatecznie udało im się uciec samochodem. Uciekli przez Rosję, bojąc się o własne życie. To jest historia, której nie zapomnę.
Jakie są twoje najbliższe plany?
W tej chwili mam wiele pomysłów i propozycji współpracy ze strony organizacji i firm prywatnych, które chcą pomóc. Na pewno nasza działalność będzie się rozszerzać. Zastanawiam się nad sformalizowaniem naszej inicjatywy i stworzeniem fundacji, która pozwoli nam działać na jeszcze większą skalę.
Czy patrzysz w przyszłość z nadzieją? Wierzysz w pozytywne zakończenie?
Jest mnóstwo rzeczy, które natchnęły mnie pozytywnie, pomimo że wojna jest strasznym zjawiskiem. Mimo tego nie przestaję walczyć i pomagać. Uważam, że wojna otworzyła nas na drugiego człowieka. Dużo stereotypów udało się zwalczyć, a także zupełnie inaczej teraz postrzegamy innego. Wzrosła w nas empatia i moim zdaniem ona nie zniknie po wojnie. Ta transformacja dotyczy zarówno polskiego, jak i ukraińskiego społeczeństwa. Będziemy bardziej tolerancyjni dla siebie i dla osób z innych krajów. Wychowujemy w sobie teraz taką wyrozumiałość i próbujemy słuchać, a nie osądzać. Oczywiście to długi proces i musi iść w parze z odpowiednią edukacją społeczeństwa, ale już teraz wypracowaliśmy bardzo mocne, pozytywne relacje polsko-ukraińskie, które teraz należy pielęgnować. Gdy wojna się skończy, to nasza przyjaźń musi trwać dla dobra wspólnego Polski i Ukrainy. Uważam, że całe dobro, które Ukraińcy dostali od Polaków, oddadzą z powrotem. Wierzę, że gdy wygramy wojnę i będziemy odbudowywać nasz kraj, to powstaną biznesy, które będą współpracować z Polską, a polska gospodarka na tej współpracy skorzysta.
Czytaj też inny wywiad: Ukraińska reżyserka wystawia spektakl w Poznaniu i mówi o Kremlu: „To klan szaleńców”