Porcelana, obrusy, zastawa Społem i kilkunastolitrowe garnki. Trwa wyprzedaż rzeczy, z których jeszcze do niedawna korzystali goście Przystanku Jowita. Pani Marzenia, wraz z rodziną od ponad 22 lat prowadziła jedną z najsłynniejszych stołówek w Poznaniu. Latem wydano ostatni obiad.
Kultowa stołówka znika z kulinarnej mapy miasta. Do „Przystanku Jowita” przez lata chodziło się na tradycyjne, polskie obiady. Zupy, schabowe z ziemniakami czy delvolay’e z zestawem surówek. Za fenomen tej kuchni odpowiada Etiopczyk, Seifu Gebru. Latem 2025 roku „Przystanek Jowita” kończy działalność. Rodzina, z którą właściciel przez lata prowadziła gastronomiczny biznes zdecydowała się na tę trudną decyzję. Nam żona pana Gebru, Marzena Królska-Gebru zdradza powód zamknięcia stołówki.
„Dziennie sprzedawaliśmy nawet 800 obiadów”
– 6 stycznia 2003 roku przejęliśmy to miejsce po poprzednich właścicielach. Wystrój był jak w filmie „Miś”, tylko łyżki nie były na łańcuszkach. Taborety za niskie, stare stoły w kształcie „trumny” z metalowymi brzegami i lastryko na podłodze. Uniwersytet im. Adama Mickiewicza zrobił tutaj remont. Potem zatrudniliśmy jeszcze projektantkę wnętrz i dodaliśmy tutaj więcej koloru. Zainteresowanie jedzeniem było ogromne, a pod drzwiami ustawiały się kolejki. Dziennie sprzedawaliśmy nawet 800 obiadów. To były dania typowo domowe. Wszystkie zupy zawsze robiliśmy na świeżych warzywach. Nie było opcji, żeby ktoś miał po naszej kuchni problemy zdrowotne – mówi właścicielka, Marzena Królak-Gebru.
„Przystanek Jowita” kusił domową kuchnią i przystępnymi cenami. Oprócz codziennej stołówki właściciele obsługiwali również konferencje i bankiety na kilkadziesiąt osób. Sytuacja zmieniła się, gdy nadeszła pandemia. Lokal zamknięto 13 marca 2020 roku. To był trudny czas zarówno dla właścicieli, jak i dla pracowników.
fot. wPoznaniu.pl
Niepewne jutro
– Sytuacja była koszmarna, a wsparcie od Państwa bardzo małe w stosunku do opłat. Mieliśmy zatrudnionych 35 osób na podstawie umowy o pracę. Wtedy z pomocą przyszła nam rektorka UAM, Bogumiła Kaniewska. W całym zamieszaniu, gdy wszyscy zostali zamknięci, profesorzy, pracownicy uniwersytetu nie mogli korzystać ze stołówek i restauracji. Rektorka napisała list do emerytowanych profesorów i pracowników UAM, który roznieśli wolontariusze. Dzięki temu mogliśmy częściowo wrócić do życia. Zorganizowaliśmy dla nich catering i dowoziliśmy obiady do ich domów. Dziennie robiliśmy nawet 70 obiadów w pandemii. Późnij mój syn sprzedał mieszkanie, żeby dalej ratować rodzinny interes. Mieliśmy wtedy nadzieje, że już wszystko się ułoży – dodaje Marzena Królak-Gebru.
Niestety powrót po pandemii nie zaskoczył pozytywnie właścicieli kultowego „Przystanku Jowita”. Niepewny los akademika i mniejsza liczba klientów wpływały na nastroje w pracy.
fot. wPoznaniu.pl – zdjęcia z wyprzedaży w „Przystanku Jowita”
– Akademik został zamknięty. Zamknięto wjazd, więc mogliśmy parkować tylko od strony ulicy i wejścia do lokalu. To bardzo utrudniło dostawy. Nie było studentów, nie było tyle osób na konferencjach, a co za tym idzie ludzie przestali przychodzić na kawę czy obiad. Dookoła nas jest dużo pustych budynków, albo biurowców. Ludzie pracują częściowo zdanie, więc jedli u nas obiady ale dwa, a nie pięć razy w tygodniu. Poza tym zamawiają gotowy catering. Sytuacja się bardzo zmieniała i nie czuliśmy się już wystarczająco pewnie, aby dalej kontynuować działalność – wspomina Marzena Królak-Gebru.
Aktualnie w „Przystanku Jowita” trwa wyprzedaż niepotrzebnych już mebli, sprzętów kuchennych czy zastawy stołowej. Kelnerki zamiast gotować koleje obiady segregują rzeczy do sprzedania. Talerze, na których serwowano słynne devolay’e i kubki, do których nalewano kompot. Co powstanie w miejscu dawnej stołówki? Tego jeszcze nie wiadomo, jednak pani Marzena nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w poznańskiej gastronomii.
– Mamy plan i raczej nadal będziemy gotować, tylko nie tutaj. Jeszcze dokładnie nie wiem co to będzie, ale raczej bardziej kameralnie lub catering – dodaje właścicielka.