Tak zmienią się nasze rynki. „Chcę, żeby przestrzenie targowisk tętniły życiem”

Jeżycki, Łazarski czy Wildecki. Dotąd zarządzane przez spółkę Targowiska, poznańskie rynki miały przynosić dochody. To okazało się trudne, ze względu na m.in. zmieniające się nawyki zakupowe poznaniaków. Teraz zdaniem Miasta na rynki trzeba spojrzeć na nowo.

Być może niebawem kupimy na nich więcej lokalnych produktów spożywczych, ale i rzemiosła. Częściej wybierać się na nie będziemy też, by korzystać z kultury. O budowie nowego, a w zasadzie odkrywaniu starego potencjału tych wyjątkowych w skali nie tylko Poznania, ale i Polski miejsc rozmawiam z Joanną Jajus, dyrektor Wydziału Działalności Gospodarczej i Rolnictwa Urzędu Miasta.

Marek Jerzak: Skąd te zmiany organizacyjne? Zarządzająca rynkami spółka Targowiska ma zostać zlikwidowana. W jej miejsce powołane zostały Poznańskie Rynki i Place. Po co to wszystko?

Joanna Jajus: Od ponad 70 lat wszystkie targowiska miejskie, ich organizacja, znajdują się, jeśli mogę tak powiedzieć trochę kolokwialnie, w rękach Miasta. Najpierw były zarządzane przez przedsiębiorstwo komunalne, potem zmieniono to przedsiębiorstwo na spółkę prawa handlowego. Jeszcze ok. 10 lat temu zadanie organizowania targowisk było działaniem przychodowym dla miasta. Natomiast przez ostatnie lata bardzo zmieniły się warunki makro- i mikroekonomiczne, całe otoczenie gospodarcze. Okazało się, że przychodowe zadanie związane z organizacją targowisk miejskich stało się zadaniem deficytowym.

M.J.: I stąd likwidacja spółki Targowiska?

J.J.: Tak. Jak wszyscy wiemy, spółka z definicji ma przynosić zysk. Tego zysku jednak nie było. W związku z tym postanowiono, że trzeba zmienić formułę organizacyjną jednostki, która ma się opiekować targowiskami miejskimi. Stąd pomysł na to, żeby była to jednostka budżetowa miasta Poznania.

M.J.: I co to zmienia dla samych rynków i handlujących na nich kupców?

J.J.: Nadal pozostawiamy targowiska w rękach miasta. Będą one zarządzane i organizowane przez jednostkę miejską, która będzie miała dużo więcej elastyczności i możliwości organizowania dodatkowych elementów, na których nam wszystkim zależy.

fot. wPoznaniu.pl

M.J.: Co to za nowe elementy?

J.J.: Wszystkie te związane z odnową i ożywieniem przestrzeni targowisk. Poznańskie Rynki i Place jako jednostka budżetowa miasta nie będą już tak zależne od wyniku ekonomicznego jak spółka prawa handlowego, a tym samym będą mogły realizować dużo więcej działań o charakterze społecznym.

M.J.: Czyli jak rozumiem ważniejsze będzie przyciąganie ludzi na targowiska, a nie czerpanie z nich zysku?

J.J.: Dokładnie. Wszyscy oczekujemy, by targowiska miejskie stały się zupełnie innymi przestrzeniami. Żeby tętniły życiem, były zadbane, wielofunkcyjne. Innymi słowy, chodzi nam o to, by przywrócić trochę taką dawną przestrzeń, gdzie odbywały się wydarzenia, spotkania sąsiedzkie.

M.J.: No właśnie, bo to jest moje kolejne pytanie. Poznańskie rynki to troszeczkę coś innego niż targowisko w Szczecinie czy powiedzmy we Wrocławiu, prawda?

J.J.: Tak, unikatowość naszych placów targowych jest związana z historią miasta. Wiemy, że miasto jest zlepkiem okolicznych wsi, a każda wieś miała swój plac targowy. Gdy wsie były później przyłączane do Poznania, place też stawały się częścią miasta. Taka jest historia rynku Wildeckiego, Łazarskiego czy innych rynków – jak chociażby tego na Śródce. I to jest na pewno unikatowe.

M.J.: Czy w związku z tym i dziś poznańskie place targowe powinny jakoś różnić się od tych w innych miastach?

J.J.: Od roku pracuję nad tym, żeby powołać nową jednostkę i wymyślić ideę dla tych przestrzeni publicznych. Rozmawiałam z wieloma samorządami – mniejszymi i większymi. Mamy podobne problemy, jak w innych dużych miastach. Wszystkie one akurat mniej więcej w tym samym momencie myślą o tym, jak na nowo zorganizować miejskie place targowe. My jako Poznań mamy o tyle dobrą sytuację, że tak jak mówiłam od ponad 70 lat targowiska znajdują się w rękach Miasta. Dzięki temu możemy dość elastycznie, dość swobodnie pewne rzeczy na nowo wymyślać i organizować.

M.J.: A inne duże miasta nie mogą?

J.J.: W takim Krakowie czy Gdańsku każde z targowisk miejskich jest zarządzane przez inną spółkę kupiecką. Jest to ogromny problem, ponieważ miasto ma niewielki wpływ na to, co na targowiskach się dzieje. Jaka jest infrastruktura, jaka jest branżowość tych targowisk, jak one działają. Nie ukrywam, że jesteśmy cały czas w kontakcie przede wszystkim z Krakowem, bo podpatrują nas, jak to będziemy robić w Poznaniu. My bowiem mamy duży początkowy kapitał, czyli możliwość wdrażania jednolitej wizji targowisk w związku z tym, że są one zarządzane przez Miasto. 

M.J.: Dobrze to, jaka ta wizja teraz jest? Czy została ona już wypracowana? Czy to jeszcze cały czas operacja na żywym organizmie?

J.J.: Powiem w ten sposób – na pewno bardzo szczegółową wizję i sposób działania wymyślać będzie dyrekcja nowej jednostki. Niebawem zaczniemy szukać osoby, która podejmie się tej roli. Moje dotychczasowe zadanie polegało na tym, aby wymyślić logistykę, formę organizacyjną i kompetencje nowej jednostki. To, co dla mnie jest najważniejsze, zawiera się właściwie w jednym zdaniu: Chcę, żeby przestrzenie targowisk tętniły życiem, żeby integrowały lokalną społeczność, ale aby pełniły też funkcję zaopatrzeniową, żebyśmy do tej funkcji również starali się wrócić.

M.J.: To tak naprawdę to, co postulowali radni osiedlowi, np. z Jeżyc. Od lat koncepcja zmiany wizji gdzieś wybrzmiewała, że ta funkcja powiedzmy kulturowa powinna być bardziej zaznaczona. Natomiast ta handlowa, zwłaszcza asortymentowo, powinna bardziej różnić się od tego, co oferują duże sieci handlowe.

J.J.: Dokładnie tak. Oczywiście wszyscy oczekujemy, by oferta handlowa na targowiskach różniła się od oferty dużych marketów. Chcielibyśmy mieć tu lokalne produkty żywnościowe czy przemysłowe. Musimy jednak pamiętać o tym, że aby to się wydarzyło, należy wziąć pod uwagę realia pracy naszych lokalnych producentów. Oni są zazwyczaj małymi przedsiębiorstwami z niewielką załogą. Nie można oczekiwać, że będą codziennie czy trzy razy w tygodniu przyjeżdżać na targowisko, sprzedawać swoje produkty, bo po prostu tego się nie da zrobić. Obecność lokalnych producentów na targowiskach wiąże się z koniecznością wspólnego ustalenia dogodnych dla nich warunków, również w zakresie czasowym.  By handlowanie na targowiskach nie zakłócało rytmu ich pracy.

M.J.: Czyli trochę jak dawniej, kiedy wyznaczane były dni targowe?

J.J.: Formuła dni targowych, czyli skumulowania do kilku dni dostępności towarów na targowisku ma swoje plusy – to taka oferta limitowana. Na rynek przyjeżdża więcej klientów w konkretnym czasie wiedząc, że w tym dniu będzie wielu kupców, a tym samym asortyment towarów będzie szeroki. Czas i koszty oszczędzają zarówno kupcy, jak i klienci. Taka formuła jest również spójna z pomysłem, aby w dniach, w których nie odbywa się handel działo się na rynkach coś innego. Wówczas byłoby możliwe wypełnienie przestrzeni targowisk wydarzeniami i usługami. Rozmowy z obecnymi i przyszłymi kupcami pokażą, jaka forma handlowania będzie najlepsza.

M.J.: Co jest więc w planach poza handlem produktami od lokalnych dostawców warzyw?

J.J.: To, na czym jeszcze bardzo by mi zależało to to, by na nasze targowiska przyciągnąć lokalnych rzemieślników. Mamy bardzo dużo pracowni rzemieślniczych. Wydział Działalności Gospodarczej i Rolnictwa prowadzi specjalny program miejski „Zaułek Rzemiosła” służący promocji i wsparciu unikatowych pracowni rzemieślniczych. Zależy mi na tym, abyśmy na rynki zapraszali właśnie nasze pracownie tak, by swoje usługi i produkty mogły oferować mieszkańcom.

Już teraz przy wielu okazjach zapraszamy rzemieślników na stoiska pokazowe, sprzedażowe czy warsztatowe. Cieszą się one dużym zainteresowaniem mieszkańców i myślę, że to może też być bardzo dobra oferta skierowana właśnie na place targowe. W ten sposób będziemy odkrywać rzemiosło dla poznaniaków. Jest ono naprawdę unikalne, jak i nasze lokalne produkty. Warto o tym wiedzieć i oferować także np. turystom. Pamiętajmy też, że dwa rynki – plac Bernardyński i plac Wielkopolski – znajdują się na Trakcie Królewsko-Cesarskim. To szlak, którym poruszają się turyści i naprawdę warto by było, żeby te rynki pokazać im z innej strony. To jest, powiem szczerze, zadaniem bardzo ambitnym. Nie uda się tego dokonać z dnia na dzień. Trzeba stworzyć całą szeroką koalicję z różnymi organizacjami pozarządowymi, rzemieślnikami, radami osiedli i całą masą producentów lokalnych. W tym wszystkim najważniejszą stroną są kupcy, którzy już teraz są obecni na rynkach. Również z nimi chcemy wypracowywać krok po kroku nowe wydarzenia, które mogą na tych rynkach się odbywać, a które przyciągną nowych klientów. Na to potrzebny jest czas, bo nie mamy czarodziejskiej różdżki, by zrobić to z dnia na dzień.

M.J.: Zapytam wprost – co z handlującymi dziś, powiedziałbym tak ogólnie, bielizną? Nie jest ona raczej od lokalnych dostawców, a bardziej z Chin i właśnie ten rodzaj handlu kojarzy się z latami 90.

J.J.: Wśród tej odzieży mogą być przecież produkty naszych lokalnych rzemieślników. W „Zaułku Rzemiosła” mamy np. producentów czapek, wyrobów z haftami czy innych podobnych rzeczy. Trzeba do tego bardzo ostrożnie podejść.

M.J.: Tak, ale jak nakłonić handlujących chińską odzieżą do tego, by do swojego asortymentu wprowadzili coś właśnie bardziej lokalnego?

J.J.: Tylko i wyłącznie przez przykład i przez rozmowy. Nie będziemy nic robić na siłę. Wierzę, że dobre przykłady procentują. Jeżeli pokażemy, że lokalne produkty cieszą się powodzeniem i do oferujących je stoisk ustawiają się kolejki, to kolejni kupcy również zaczną je sprzedawać.

M.J.: By przyciągać nowych klientów, rynki muszą też atrakcyjnie wyglądać. Na razie niektórym do tego jeszcze daleko i mam tu na myśli np. Jeżycki. Czy Miasto zamierza przekazać jakieś środki na poprawę rynków od strony wizualnej, tak by przyciągały, a nie odstraszały?

J.J.: W kompetencjach nowo powołanej jednostki jest odnowa rynków, także ta infrastrukturalna. Jeśli więc prezydent i radni miejscy zgodzili się na taki zapis, to nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby środki na ten cel się nie znalazły.

M.J.: Czyli powstanie Poznańskich Rynków i Placów przybliża remonty na przykład rynku Jeżyckiego?

J.J.: Mam taką ogromną nadzieję. Odnowa rynków od strony materialnej i niematerialnej – tej nawiązującej do długich tradycji kupieckich i targowych – muszą iść w parze.

fot. wPoznaniu.pl

Czytaj także: Skwer w centrum wypięknieje. Będzie bardziej zielono

Marek Jerzak
Zdarzyło się coś ważnego? Wyślij zdjęcie, film, pisz na kontakt@wpoznaniu.pl