– Jestem z klucza tych ludzi, którzy uważają, że trzeba mieć odwagę, żeby całe miasto rozwalić i zamiast robić etap po etapie, co by trwało dłużej, to zrobić to za jednym razem. Z mojej strony szacunek dla prezydenta Poznania, bo musiał popisać się odwagą, wiedząc, że ludzie będą źli i to może się odbić przy kolejnych wyborach – mówi nam Swiernalis.
Spis treści:
- O pierwszej edycji festiwalu Next Fest.
- O tym, czy Poznań jest miastem kultury.
- O nowej płycie pt. „Stoicki Niepokój” (premiera 28 kwietnia).
- O Polsce, którą kocha i nienawidzi jednocześnie.
- O artystach z Ukrainy i Mołdawii.
- O wyborach samorządowych i parlamentarnych.
Czy w Poznaniu brakowało festiwalu typu Next Fest? Kontynuacji formuły znanej ze Spring Break?
Zdecydowanie. Widać to po ludziach, po muzykach, po tym, co się dzieje między koncertami. Jak wychodzę z Zamku, to ciągle kogoś spotykam. Przez pandemię ludzie są spragnieni tego typu wydarzeń. Gdy mieszkałem w Poznaniu, to Spring Break zapewniał mi najlepsze trzy dni w roku. Całe miasto tętniło muzyką. Ludzie przyjeżdżali z całej Polski. Obawiałem się, czy Next Fest to udźwignie, ale sądzę, po tym, co widziałem dotąd, że tak.
To jest dobra trampolina dla młodych wykonawców, żeby się wybić?
Nie ma lepszego miejsca w Polsce. Przez te 30 minut koncertu musisz przygotować pigułkę, pełną kondensację swoich utworów. Nie wiesz, czy ktoś nie przyjdzie tylko na jeden utwór, czy zostanie na całości. Dla młodego zespołu to bezcenne doświadczenie. Pamiętam, jak grałem na Spring Breaku i dzięki temu nawiązałem później współpracę z Kayaxem (wydawca muzyczny Swiernalisa – przyp. red.), więc dla mnie to była okazja, aby mnie dostrzeżono.
A czego brakuje Poznaniowi, żeby był bardziej „kulturalnym miastem”, żeby stał się stolicą kultury w Polsce?
Nie czuję, żebym miał kompetencje się wypowiadać na ten temat, bo często jest tak, że ludzie, którzy tworzą kulturę, to nie mają już czasu lub siły na jej konsumowanie. Ja po ośmiu godzinach w studiu, też jak wracam do domu, to nie słucham muzyki, bo mi się nie chce. Czego brakuje Poznaniowi do bycia stolicą kultury? Myślę, że jest stolicą kultury, nikt nie powiedział, że stolica może być tylko jedna. Na pewno, jeśli myślę showcase muzyczny, to definitywnie w głowie mam Poznań. Byłem w Łodzi, Krakowie i Trójmieście na tego typu eventach i Next Fest, a wcześniej Spring Break jest największym wydarzeniem tego typu. Te mniejsze inicjatywy, jak „Poznań Wspiera” też są potrzebne i bardzo dobre. Sądzę, że Poznań jest po prostu Poznaniem. Nie sili się na udawanie Warszawy lub Krakowa. Życie tutaj płynie troszkę inaczej.
Jednak wyprowadziłeś się do Warszawy.
Tam się żyje szybciej, co może być minusem, ale też plusem, bo to tworzy okazje, które prawdopodobnie drugi raz się nie powtórzą. To wymaga szybkości w podejmowaniu działań i decyzji. Poza tym po 10 latach mieszkania w Poznaniu miałem wrażenie, że nie spotkam już nikogo nowego. A w Warszawie ciągle spotykam kogoś nieznajomego. Niemniej nie stawiam tych miast w konkurencji. Świetnie się czuję w Warszawie i w Poznaniu.
Po „Psychicznym fitnessie” czas na „Stoicki niepokój”. Czy to zwrot o 180 stopni w twoim życiu i muzyce?
To kontynuacja niepokoju życiowo-artystycznego. Płyta natomiast muzycznie jest inna niż poprzednia, czy też „Drauma”. To słychać. Podoba mi się, bo wyszła naturalnie. Jestem z niej dumny, z tego, jak te piosenki tworzą całość.
Pierwszym utworem pt. „Szum” zapraszasz słuchacza do tańca. Sądzę, że ta płyta jest w ogóle bardziej taneczna niż poprzednia.
Ja mam z tańcem dziwny romans, bo przez całe życie go nie lubiłem, mimo że kilka lat tańczyłem breakdance. Zawsze mnie jednak jakoś tańczenie zawstydzało. Dopiero kilka lat temu wróciła moja fascynacja. Odkąd mam studio w Warszawie, dużo gram na bębnach, może stąd ta rytmiczność.
A jak to jest nienawidzić i kochać Polskę jednocześnie? O tym śpiewasz w utworze „0048”.
Okropnie. Mieszkałem trochę za granicą, w różnych miejscach, na krócej i na dłużej. Podróże to coś, co sprawia, że zaczynasz inaczej patrzeć na pewne sprawy. Zupełnie inaczej oddychasz polskim powietrzem. Wracasz do Polski i myślisz sobie, że to musi być jakaś klątwa. Uważam się za patriotę, ale jak Maria Peszek pisała: dbam o to, co dookoła mnie, ale jednocześnie brzydzę się wielu polskich rzeczy, tych tytularnych, które nas określają. Myślę, że wiele osób czują tak samo. Stąd moja piosenka, wiadomość do nich, że to w porządku. Emocje niezależnie, czy są dobre, czy złe, to jeżeli są silne, to znaczy, że sytuacja nie jest nam obojętna. Moja słabość do kraju jest taka, że wciąż tu jestem. Nie wyjechałem.
Śpiewasz po polsku, a nie po angielsku. To też kultywowanie polskości.
Tak, to prawda. Mnóstwa rzeczy nienawidzisz, ale inne kochasz. Nasz język jest wspaniały i bardzo się cieszę, że los zesłał mnie tutaj, że rozmawiamy po polsku, a nie np. po włosku, chociaż to też piękny język.
Doprecyzujmy. Co się tobie nie podoba w Polsce?
Ciąży na nas koktajl zawiści i zazdrości. Życzymy innym źle, jakbyśmy we wszystkim konkurowali. Jeżeli mieszkamy razem w jednym miejscu, to powinniśmy być zwartą ekipą. Nie byliśmy, nie jesteśmy i prawdopodobnie nigdy nie będziemy. Gdy wracam do Polski, to widzę te smutne, obrażone, zdenerwowane twarze, że trzeba z kimś porozmawiać, gdzieś popracować. Nie rozumiem tego: czy mamy to wpisane w genach, czy to ciążące na nas fatum, a może uczymy się tego w domu i to jest przekazywane z pokolenie na pokolenie? Niemniej jest coraz lepiej, młodsze pokolenie się zmienia. Ja jestem człowiekiem, który się cieszy, że się obudził, że świeci słońce, ale potrafią mnie rozstroić zachowania innych. Dużo w tym bipolarności.
Dlaczego twoje otoczenie myślało, że utwór „Kryptowaluta” nie będzie dobrym singlem?
Zasięgałem opinii wśród wydawnictwa, u znajomych bliższych i dalszych. Każdy mówił, że to nie jest singiel, ale stwierdziłem, że muszę postawić na swoją decyzję. Bo wolę trudniejszą, ale własną ścieżkę niż prostą, ale cudzą, bo i tak nie wiesz, gdzie dotrzesz koniec końców. Z drugiej strony lubię słuchać ludzi mądrzejszych od siebie, ale tutaj dobrze zrobiłem, że zaufałem sobie. Dużo osób potem przyznało mi rację, że to był dobry ruch.
Jednym z utworów na nowej płycie jest ballada „Lalka”. Śpiewasz o potrzebie akceptacji.
Zagrałem go kiedyś przed nagraniem płyty i podeszła do mnie moja była dziewczyna. Miała pretensję, że, co to za tekst. Dlaczego śpiewam, że jest mi z nią źle. To było dziwne, bo to była moja muzyka, mój tekst, ale niekoniecznie musi się odnosić do „tu i teraz”. Później zrozumiałem, że to, co mi powiedziała, nie było głupie. W związku są lepsze i gorsze sytuacje, ale te gorsze faktycznie sprawiły, że tak się czułem i doszedłem do takich wniosków, jak w tym tekście. Obnażyłem się lirycznie w nim.
„Part Time Filozof” to niewątpliwie kawałek, który będzie miał swoich fanów i antyfanów. Nie pozostawia obojętnym. Przełamuje też płytę na pół.
Lubię, jak jest dziwnie. Wychowałem się m.in. na rapie, bo od dziecka go słucham. Podoba mi się, że w nim można być w całkowicie innej otoczce, niż w muzyce alternatywnej, popowej czy rockowej. Można być bardziej agresywnym, wulgarnym. A ja to od czasu do czasu lubię, gdy nikogo przy tym nie ranię.
Nawiązałeś kontakt z mołdawskim wykonawcą Sheppordem.
To w ogóle śmieszna historia, bo zaczęła się w Suwałkach. Pojechałem do studia kolegi. Nagrywał zwrotkę dla jednego rapera. Powiedziałem, że super to brzmi, daj, nagram ci refren. Nagraliśmy, później wysłał mi po obróbce ten materiał i byłem z nim szczery, bo cenię, gdy ktoś mówi między sobą prawdę. Powiedziałem, że mogę to zrobić lepiej i żeby mi odstąpił ten kawałek bez jego wersów. Nagraliśmy utwór jeszcze raz, w studiu w Suwałkach poznałem Shepporda. Polubiliśmy się i powiedziałem, żeby mi położył na bit zwrotkę. I tak jak mówiłeś, utwór jest taki, że wiele osób mówiło mi: „po co to opublikujesz, rzucisz sobie kłody pod nogi”. Mam świadomość, że ktoś może tylko na ten utwór trafić i mieć błędny ogląd reszty moich kompozycji, ale najbardziej szanuję artystów, którzy mają wiele wizerunków i sam tak działam.
Nagrałeś też utwór z Morphomem, ukraińskim artystą.
Pojechałem do Budapesztu na międzynarodowy obóz muzyczny. Było dużo spotkań, wymian opinii. Tam poznałem Romana Morphoma. On słabo mówił po angielsku, ja słabo po ukraińsku, ale się dogadaliśmy. Wytworzyła się między nami więź. Powiedzieliśmy sobie, że trzeba coś nagrać wspólnie, bo on też mieszka w Warszawie. Nagraliśmy o tym, że chcemy, żeby nasze dzieci nie borykały się nigdy z wojną. Roman jest bardzo uzdolniony. Lubię gościnne wystąpienia, chociaż często ich odmawiam, bo nie zawsze mi pasują, ale tę współpracę wspominam bardzo dobrze.
W „Myśliwym” są wstawki latynoamerykańskie. W ogóle nowa płyta jest międzynarodowa, jeśli chodzi o brzmienia.
Ten utwór początkowo miał inną aranżację, ale Paweł Cieślak (producent – przyp. red.) powiedział: „zróbmy to po hiszpańsku”. Spróbowaliśmy i wyszło znakomicie. Jeszcze dodał, żebym coś zaśpiewał po hiszpańsku. Ten utwór jest smutno-wesoły. Tekstowo to spowiedź, ale jest energiczny przez hiszpańską rytmizację, dlatego sądzę, że wyszedł nieszablonowo.
Wrócę do tematów lokalnych. Wracasz do Poznania i widzisz tyle rozkopów. Co o tym sądzisz?
Jestem z klucza tych ludzi, którzy uważają, że trzeba mieć odwagę, żeby całe miasto rozwalić i zamiast robić etap po etapie, co by trwało dłużej, to zrobić to za jednym razem. Z mojej strony szacunek dla prezydenta Poznania, bo musiał popisać się odwagą, wiedząc, że ludzie będą źli i to może się odbić przy kolejnych wyborach. Kiedyś te remonty i tak było trzeba zrobić. Natomiast, to moja perspektywa. Nie mieszkam tu na co dzień. Słyszałem też głosy mieszkańców, którym się to nie podoba i ich rozumiem. Jest taki komiks, który lubię. Na nim scena: mąż i żona spadają ze skarpy samochodem i mąż mówi do żony: „zobaczysz, jeszcze będziemy się z tego za rok śmiali”. Myślę, że też tak będzie, że przyjedziemy na następny Next Fest i będziemy się śmiali, że były takie rozkopy.
Wspomniałeś wybory. Boisz się, że jesienią wygra PiS?
Przypominam sobie ostatnie wybory, przy których myślałem, że nie ma szans, żeby wygrali po tym, co zrobili. Niestety przestaję wierzyć w mądrość naszego narodu. Wracamy do tematu singla „0048”. Przygotowuję się na to, że wygrają. To będzie koniec. Pokładam jednak nadzieję w tym, że nie będą mieli większości.
To jaka ostatecznie deklaracja? PiS wygrywa wybory: Swiernalis zostaje w Polsce czy wyjeżdża?
Rozmawiałem wczoraj z moją koleżanką, że gdyby była wojna, to pakuje się i jadę do brata do Anglii. Nic mnie nie trzyma, żeby oddać krew za głupków, którzy podejmują takie decyzje u góry. Niemniej tak można mówić, ale nie wiem, jakbym się zachował w rzeczywistości. Może bym został. Aczkolwiek w przypadku wygranej PiS jest duże prawdopodobieństwo, że zmienię miejsce zamieszkania. Bo to będzie początek końca. Tak sądzę, chociaż wolałbym, żeby do tego nie doszło. Koniec końców jestem niepoprawnym optymistą i wierzę, że będzie dobrze.
Czytaj też: Ukraińska reżyserka wystawia spektakl w Poznaniu i mówi o Kremlu: „To klan szaleńców” [WYWIAD]