Smoleński blef Macierewicza. Skąd wiadomo, że kłamie?

Antoni Macierewicz w cieniu inwazji Rosji na Ukrainę postanowił wrócić do spiskowej teorii zamachu w Smoleńsku. Macierewicz uznał widocznie, że w obliczu autentycznej agresji Rosji będzie można przypisać jej nawet wymyślony na potrzeby polityczne przez PiS – zamach w Smoleńsku.

1.) CZAS WOJNY

Pierwszym dowodem na kłamstwa Macierewicza jest moment. Podkomisja ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego funkcjonuje od 2016 roku. Jedyne dowody jakie zebrała od 6 lat to dowody na bezsensowność jej powstania. Nie pojawił się żaden nowy materiał dowodowy, który zostałby uznany przez ekspertów badających wypadki lotnicze, a nie naukowców różnych dyscyplin związanych z Prawem i Sprawiedliwością. To, że Macierewicz swój raport prezentuje właśnie dziś wynika tylko z jednego. Inwazja Rosji na Ukrainę jest dla niego pretekstem do powrotu do spiskowej teorii bo uważa, że część osób uzna, że jeśli Rosja mogła napaść na Ukrainę to mogła też wysadzić samolot w Smoleńsku. Idąc tym tokiem rozumowania można by uznać, że doprowadziła też do zatonięcia Atlantydy. Gdyby zresztą taki wniosek był PiSowi do czegoś politycznie potrzebny pewnie też by się pojawił. Macierewicz postanowił więc cynicznie wykorzystać dramat Ukraińców do podtrzymania swojej spiskowej teorii. Mamy więc pierwszą przesłankę;

2.) BRAK DOWODÓW

Macierewicz zapowiedział przedstawienie dziś raportu dotyczącego rzekomego zamachu w Smoleńsku. Gdy rozpoczął swoją prezentację stwierdził:

Głównym i bezspornym dowodem ingerencji Rosji był wybuch w lewym skrzydle samolotu przed minięciem brzozy; komisja zlokalizowała miejsce i czas eksplozji; następna eksplozja nastąpiła w centropłacie.

Na potwierdzenie swoich tez Macierewicz nie przedstawia żadnych dowodów. Jego eksperci nie pojechali nawet do Smoleńska, nie widzieli na własne oczy miejsca wypadku, nie spróbowali samodzielnie pobrać żadnych próbek do swoich ekspertyz.

3.) DAWNO OBALONE PODEJRZENIA

Macierewicz mówił dziś:

Podkomisja stwierdziła obecność materiałów wybuchowych na wielu elementach samolotu Tu-154M; stwierdziła http://m.in. obecność trotylu i materiałów wysokoenergetycznych stosowanych w broni termobarycznej.

Tylko, że już kilka lat temu odkryto, skąd na częściach Tupolewa materiały wybuchowe. Opisała to Gazeta Wyborcza.

Zespół nr 1 Prokuratury Krajowej, który bada katastrofę prezydenckiego tupolewa z 10 kwietnia 2010 r., wysłał do badania na obecność śladów materiałów wybuchowych zapasowe fotele, których nie było w samolocie podczas tragedii. Na tych fotelach można było za to znaleźć cząstki takich substancji jak trotyl czy heksogen – informowała Wyborcza

A w artykule Gazety dr.inż. Wojciech Pawłowski, biegł powołany do pracy w prokuratorskim śledztwie dot. katastrofy w Smoleńsku tłumaczył, że części samolotu, które prokuratura wysłała do badań przechowywane były w magazynie, w którym znajdowały się też materiały wybuchowe i inne substancje chemiczne i że przechowywanie ich obok siebie mogło doprowadzić do zabrudzenia więc wartość materiałów jest żadna.

Zwracałem uwagę, że taki sposób składowania grozi kontaminacją [zanieczyszczeniem] tego materiału. Ale polecenie przełożonych było jasne – mówił Wyborczej dr. Pawłowski

Antoni Macierewicz nie przejmował się dziś jednak tym, że zarzuty, które przedstawia zostały dawno obalone przez naukowców. Nie o prawdę przecież w wystąpieniu Macierewicza chodziło tylko o efekt polityczny. PiS wrzuca do debaty publicznej temat Smoleńska bo jest on dla partii dużo wygodniejszy od rozmów Polaków o rekordowej inflacji, rekordowo wysokich stopach procentowych przekładających się na bardzo wysokie raty, rekordowo wysokich cenach paliw. Dlatego właśnie Polacy mają pokłócić się teraz o Smoleńsk. I zapomnieć o prawdziwych problemach. Przynajmniej do momentu wyborów, które mogą się odbyć już jesienią.

Komentatorzy wskazują także na inne aspekty dzisiejszego wystąpienia Macierewicza.

 

 

 

Jan Józefowski
Zdarzyło się coś ważnego? Wyślij zdjęcie, film, pisz na kontakt@wpoznaniu.pl