Po obcięciu przez Ministerstwo Edukacji Narodowej subwencji oświatowej władze Poznania zrezygnują z finansowania zajęć dodatkowych dla uczniów. Poznań musi przeznaczyć 23 mln zł na podwyżki dla nauczycieli. MEN daje tylko niecałe 12 mln subwencji.
Taką informację na swoim profilu na Facebooku zamieścił zastępca prezydenta miasta, Mariusz Wiśniewski.
W związku z ograniczeniem przez MEN od tego miesiąca i na lata kolejne subwencji oświatowej (dla przykładu na podwyższenie wynagrodzeń dla nauczycieli na 4 miesiące tego roku, co wyniesie 23 mln zł, MEN przekazał nam tylko … 12 mln zł), do tego koszty „podwójnego rocznika” w szkołach średnich, Miasto Poznań, podobnie jak inne samorządy, będzie zmuszone do ograniczenia od nowego roku szkolnego wielu wydatków, skupiając się na tym, co wynika z obowiązkowych zadań. Obniżenie subwencji przez MEN pozbawia nas środków m.in. na zajęcia dodatkowe w przedszkolach i szkołach podstawowych (ograniczone zostaną o połowę) oraz w szkołach średnich (całość).
Wynagrodzenie zasadnicze nauczyciela stażysty wyniesie więc od września (brutto) 2782 zł, nauczyciela kontraktowego – 2862 zł, nauczyciela mianowanego – 3250 zł i nauczyciela dyplomowanego – 3817 zł. Do 300 zł został podwyższony też dodatek za wychowawstwo, a 1000 zł jednorazowego „stażowego” dostaną młodzi nauczyciele rozpoczynający pracę w szkole czy w przedszkolu.
Na wysokość subwencji wpłynęło również to, że przy jej rozdzielaniu brane jest obecnie pod uwagę również kryterium zamożności miast. Bogatsze samorządy otrzymują subwencję uszczuploną o 6 proc. na rzecz biedniejszych.
Kolejny rok będzie jeszcze gorszy, ponieważ oprócz zmniejszonej subwencji, dojdzie zabranie przez rząd ok.175 mln zł (corocznie) z dochodów miasta w wyniku zmian podatkowych, z których są finansowane inwestycje miejskie, remonty i wiele innych wydatków społecznych ze wszystkich dziedzin miasta. Tak zatem w praktyce — okiem samorządowca — wygląda „dobra zmiana w polskiej oświacie” oraz tkwi „sekret” zrównoważonego budżetu państwa, którym chwali się rząd. Jest to robione kosztem samorządów oraz lokalnych społeczności i sztucznie ukrywane — napisał Mariusz Wiśniewski.