W Krakowie – obwarzanki. W Toruniu – pierniki. A w Poznaniu, oczywiście, rogale. I to nie byle jakie – pękate, nadziane białym makiem, polane lukrem i obsypane orzeszkami. Kojarzone z 11 listopada, ale coraz częściej zajadane przez cały rok. Czy na dobre wpisały się w kanon symboli Wielkopolski?
Tradycja pieczenia rogalików na imieniny Marcina jest od lat powszechna nie tylko w Wielkopolsce, ale i w innych zakątkach Polski. Jednak rogale świętomarcińskie to nie byle jakie rogaliki. Są wykonane z ciasta półfrancuskiego, czyli połączenia ciasta drożdżowego i francuskiego, które jest lekkie, warstwowe, delikatnie maślane. W środku kryje się obfity farsz z białego maku, orzechów, migdałów, rodzynek, kandyzowanych owoców, często z dodatkiem aromatu migdałowego lub rumowego. Całość przykryta jest lukrem i posypana siekanymi orzechami. Jeden może ważyć nawet 250-300 gramów. I jeśli chcemy poczęstować gości zza granicy lub z odległego zakątka Polski tradycyjnym poznańskim przysmakiem, sięgniemy właśnie po niego. Czy można uznać więc, że rogal stał się symbolem Poznania?
– Zdecydowanie widać, że rogal to wizytówka naszego miasta. Turyści pytają o niego w piekarniach. I jest popularny przez cały rok, nie tylko na 11 listopada, choć z tym świętem kojarzy się najbardziej – mówi Zbigniew Piskorski, właściciel Piekarni-Cukierni NATURA.
Rogal z supermarketu zaszkodzi poznańskiej sławie?
Dyskonty, które wprowadziły ten produkt na ogólnopolski rynek, owszem, przyczyniły się do jeszcze większej popularyzacji wypieku. Jednak jak zaznacza Zbigniew Piskorski, ten zabieg wcale nie musi wyjść rogalom na dobre.
– Przygotowanie rogala to dwudniowa procedura. Ciasto musi odleżeć kilkanaście godzin, mak musi się „przegryźć”. Rogal przygotowywany masowo, a w dodatku wypiekany w formule odpieku, nie zrobi takiego wrażenia jak rogal świeżo wypieczony. Co więcej, może wywołać zawód, a tego nie chcemy dla naszej regionalnej dumy – mówi cukiernik.
Zaznacza też, jak ważny jest proces certyfikacji. By go przejść, trzeba mieć odpowiednie zaplecze produkcyjne, korzystać tylko z dobrej jakości składników, oczywiście świeżych. W tym roku cukierni, które będą mogły sprzedawać rogale opatrzone certyfikatem jest poniżej stu. Jeszcze kilka lat temu było ich nawet 116. Nie każda pracownia cukiernicza jest jednak w stanie spełnić założone wymogi.
Sezon na rogala trwa
Czy 11 listopada można porównać do tłustego czwartku? Zdaniem poznańskiego cukiernika to zupełnie inne święto.
– Przede wszystkim tłusty czwartek to tylko jeden dzień, w którym pączki są kupowane masowo. W przypadku 11 listopada jest inaczej, sezon trwa już od początku listopada. Kiedy święto przypada tak, że można zrobić sobie długi weekend, poznaniacy wyjeżdżają i kupują rogale jako prezent dla tych, których odwiedzą. Dlatego rogale świętomarcińskie sprzedaje się już na długo przed samym świętem – wskazuje.
Zbigniew Piskorski zaznacza też, że rogale, które są często zawożone w odległe krańce Polski albo i dalej, muszą zachowywać odpowiednią świeżość dłużej niż przez kilka godzin.
– Jakiś czas temu pojawił się szał na rogale przygotowywane na maśle. Niewielu jednak wie, że taki wypiek zachowa świeżość dużo krócej niż ten z margaryną w składzie. Dlatego używa się jej w przepisach – dodaje właściciel NATURY.
Wygląda na to, że z rogalami wcale nie trzeba czekać do 11 listopada. Sezon na nie trwa w Poznaniu zdecydowanie dłużej.
Czytaj także: Poznań wystroi się na święta. Nowe dekoracje w centrum




