Na jarmarku na placu Wolności nie przyjmują już kubków bez paragonów. Trudniej więc odebrać wpłaconą za naczynie kaucję. Czy to wina grasujących po okolicy amatorów cudzej własności?
Jarmarki na placu Wolności i Starym Rynku cieszą się sporym zainteresowaniem. W tym grzaniec, który rozlewany jest do specjalnie przygotowanych z okazji jarmarku kubków. Każdego roku znajdują się na nich nowe, wyjątkowe wzory. Od lat kubki to objęte były kaucją. Klienci za pierwszym razem płacili osobno za kubek i grzańca, a przy kolejnym zakupie płacili już tylko za napój, jeżeli mieli ze sobą kubek z wcześniejszego zakupu. Tak także jest w tym roku, jednak z pewną różnicą. Zawsze po kilku wypitych grzańcach klient mógł po prostu oddać kubek i odzyskać kaucję albo zabrać go do domu. Teraz jednak by zwrócić kubek potrzebny jest dodatkowo paragon, którego w poprzednich latach nie trzeba było mieć. Jeden z naszych czytelników napisał do nas właśnie w tej sprawie.
– Ostatnio nie mogłem oddać kubka z jarmarku by dostać z powrotem kaucję. Zawsze dostawałem pieniądze z powrotem bez paragonu, ale tym razem sprzedawczyni nie przyjęła ode mnie kubka, bo nie mogłem przy sobie znaleźć paragonu – pisze do nas rozżalony Pan Łukasz.
Po jarmarku grasują złodzieje kubków?
Wymóg posiadania paragonu jest o tyle zastanawiający, że kubki z jarmarku na placu Wolności i Starym Rynku są bardzo charakterystyczne. To wykonane na specjalnie zamówienie wzory. Nie ma więc mowy o tym by klienci zwracali kubki z innych jarmarków. Powód jest inny, są nim rzekomi złodzieje kubków, którzy mają grasować po jarmarku i kraść kubki. Jarmarkowy kubek jest niemałym łupem, ponieważ kaucja go obejmująca wynosi 25 złotych. Gdy takiemu złodziejowi uda się ukraść np. dziesięć kubków dziennie, to wychodzi mu z tego niezła dniówka.
– Sprzedawczyni tłumaczyła się, że po jarmarku chodzą ludzie, którzy kradną kubki. Tyle, że ja kubka nie ukradłem, ani jak złodziej nie wyglądam – pisał dalej w wiadomości do nas, nasz czytelnik.
Kubki mają kraść osoby bezdomne koczujące w okolicach Starego Miasta, chodzące po jarmarku i szukające nieuważnych klientów.
– Nikogo nie złapałam za rękę na zasadzie, że mam kogoś przyłapanego na kradzieży i go złapałam – mówi nam organizatorka Betlejem Poznańskiego, Anna Dorna.
Tak chcą wyeliminować kradzieże
Podejrzenia pracowników jarmarku wynikają jednak z czego innego. Wyglądający na zaniedbanego człowiek oddający kilka kubków po grzańcu, nie wzbudza zaufania co do tego, że może być ich prawowitym właścicielem. Wręcz przeciwnie, budzi to wśród pracowników podejrzenia.
– Widzimy tych ludzi, którzy oddają kubki, a pewnie nie są ich właścicielami. Więc po prostu wolimy wyeliminować kradzieże, wymagając paragonów – informuje nas Anna Dorna.
Bez paragonu nie otrzyma więc kaucji za kubek ani jego właściciel, ani osoba, która naczynie na grzańca ukradła. Od teraz trzeba uważniej chować paragon do kieszeni, jeżeli chcemy otrzymać zwrot pieniędzy za kubek.
















