Często pracują po godzinach, czasami na 24-godzinnych zmianach, za które nie dostają dodatkowego wynagrodzenia. Zarabiają niewiele więcej od najniższej krajowej, a w ponad 80 proc. mają wyższe wykształcenie. Pracownicy wymiaru sprawiedliwości wyszli dziś na ulice Poznania walczyć o godziwe wynagrodzenie.
ŻĄDAJĄ 20-PROCENTOWYCH PODWYŻEK
Pracownicy sądownictwa z całej Wielkopolski wyszli dziś na ulice Poznania, by pokazać swoje niezadowolenie z warunków pracy. Od lat walczą o wyższe zarobki. W zeszłym roku domagali się podwyżek w wysokości 12 procent. Rząd tłumacząc się brakiem pieniędzy, podniósł ich pensje o zaledwie 4,4 proc., czyli 198 złotych brutto. Teraz natomiast urzędnicy żądają 20-procentowych podwyżek.
My te 4,4 proc. traktujemy jako zachętę do dalszych rozmów z ministerstwem, z rządem, żeby odnieśli się do tych 12 proc. jeszcze w tym roku. W przyszłym nie zejdziemy poniżej 20. – tłumaczy Elżbieta Aleksandrowicz, wiceprzewodnicząca NSZZ pracowników wymiaru sprawiedliwości.
fot. Łukasz Gdak / wpoznaniu.pl
Swoje żądania argumentują między innymi szalejącą inflacją, która w tym momencie wynosi 16,1 proc. Zwracają również uwagę na to, że podczas pandemii musieli pracować równie ciężko za te same pieniądze. Co więcej, urzędnicy nie czują wystarczającego wsparcia od swoich przełożonych, skarżą się na mobbing oraz na to, że ich praca, poza tym, że ciężka, jest „czarną robotą” sądownictwa.
JAK WYGLĄDA PRACA URZĘDNIKA SĄDOWEGO?
Przybliżyła nam to Marta Łykowska, kierowniczka sekretariatu wydziału rodzinnego. Przede wszystkim jest to praca wymagająca ogromnej dyspozycyjności i dużego zaangażowania po godzinach. Urzędnicy muszą stawiać się niekiedy na 24-godzinne zmiany, za które często nie otrzymują dodatkowego wynagrodzenia. W teorii w zamian za nadprogramowe godziny mogą wziąć wolne w innym terminie.
W praktyce jednak często wygląda to tak, że nie ma wtedy pracownika na zastępstwo. Co więcej, urzędnicy pracują często nawet na 8 różnych systemach, których działania muszą nauczyć się sami. Często również je udoskonalają. W ponad 80 proc. są to ludzie z wyższym wykształceniem, między innymi prawnicy.
Mamy teraz problem z etatami, bo ludzie nie chcą u nas pracować. Nasza praca jest ciężka, odpowiedzialna i wpływa na naszą psychikę. Słyszymy, że rodzice piją, znęcają się nad dziećmi, że szkoły się znęcają. Ja nie mogę sobie pozwolić na zwolnienia, prawie w ogóle nie choruję, bo muszę pilnować, żeby ta machina właściwie chodziła. – powiedziała Marta Łykowska.
fot. Łukasz Gdak / wpoznaniu.pl
CO DALEJ?
Pracownicy zapowiedzieli, że jeżeli nie dostaną takich podwyżek, jakich żądają, kolejne manifestacje czy strajki nie będą największym problemem rządzących. W takim przypadku urzędnicy zapowiadają zmianę pracy. Związek zawodowy cały czas umawia spotkania z rządem. Dzisiaj także odbyło się takie spotkanie. Urzędnicy mieli wytłumaczyć, dlaczego zamierzają manifestować. Zapowiedzieli, że nie wyjdą na ulice, jeśli jeszcze dzisiaj dostaną potwierdzenie podwyższenia pensji. Po 4 godzinach nie dostali odpowiedzi.
Chciałabym móc dać premie. Żebym mogła dać kwartalną premię pracownikowi za to, że jest, że mogę w każdej chwili na nim polegać, że jeżeli jest sytuacja, w której trzeba od razu wykonać zarządzenie, to mi nie powie: “nie chce mi się”. Tak nie mówią, tylko od razu wykonują obowiązki. – podsumowała Marta Łykowska.