Kibice Lecha jeszcze pod koniec poprzedniego sezonu czuli zażenowanie grą zespołu. Teraz świętują zakończenie roku w świetnym stylu.
Podczas sobotniego meczu Lecha Poznań z GKS-em Katowice kibice przygotowali wyjątkową oprawę. W okolicach 70. minuty wystrzelili masę fajerwerków i odpalili race. Zadymienie na stadionie było na tyle duże, że sędzia był zmuszony wstrzymać grę. Przerwa w meczu trwała aż około dziesięciu minut. W ten sposób kibice świętowali ostatni mecz domowy Kolejorza w 2024 roku. Nowy rok niebiesko-biali rozpoczną z pozycji lidera Ekstraklasy.
Unoszący się nad stadionem dym widać było niemal z drugiego końca miasta. Takim widokiem podzielił się jeden z mieszkańców osiedla Tysiąclecia.
Z zażenowania w ekstazę
Nastroje kibiców w ciągu zaledwie pół sezonu odmieniły się o 180 stopni. Warto przypomnieć, że podczas ostatniej kolejki poprzednich rozgrywek sympatycy Kolejorza przy Bułgarskiej urządzili sobie „plażing i smażing”, a z trybun leciały piosenki topowych polskich wokalistów. Taki stosunek do kibicowania miał odzwierciedlić fatalną formę zespołu i trenera oraz bierność władz klubu.
Duńczyk odmienił klub?
Fani nie byli również do końca zadowoleni z przeprowadzonych na początku obecnego sezonu transferów. Wszystko w oczach kibiców odmienił Niels Frederiksen. Duńczyk, choć mało ekspresyjny, zdołał zbudować z pojedynczych jednostek zgrany zespół. Pod jego skrzydłami między innymi Afosno Sousa uwolnił swój prawdziwy potencjał. Co więcej, jak podkreślił trener, część piłkarzy stać na jeszcze wyższy poziom. Jego zdaniem skrzydła rozwinie jeszcze Patrik Walemark, który już w tym momencie wygląda nieźle. Aktualnie Lech utrzymuje się na pierwszym miejscu w lidze z przewagą czterech punktów nad Jagiellonią Białystok.