Domy Pomocy Społecznej to miejsca, w których – wydawać by się mogło – jest więcej samotności niż radości. Szczególnie w okresie Bożego Narodzenia. I być może w wielu przypadkach tak jest. Ale są też takie miejsca, w których to uśmiech jest najczęściej widzianym obrazem wśród pensjonariuszy. Tak dzieje się między innymi w DPS przy ul. Konarskiego w Poznaniu.
Ile by nie było… to wciąż za mało
Poznański DPS przy ul. Konarskiego z oddziałem przy ul. Zamenhofa powstał w 1963 roku. Łącznie mieszka tam około 170 pensjonariuszy. To ludzie pochodzący z różnych środowisk. Każdy z nich ma swoją historię, przyzwyczajenia i potrzeby. Każdy ma też własne ograniczenia.
– Mieszkają u nas osoby o różnym stopniu sprawności. Są pensjonariusze na wózkach i stale leżący. Ale są też mieszkańcy samodzielni, dla których organizujemy zajęcia, zarówno na terenie DPS-u, jak i poza domem. Organizowane są wyjścia do placówek kultury, do innych DPS-ów czy ośrodków dziennych. Na terenie placówki również organizowane są różne wydarzenia. Oprócz zajęć prowadzonych przez terapeutów zajęciowych i instruktorów k-o, odbywają się u nas wspólne zajęcia z uczniami szkół podstawowych i średnich, gry stolikowe czy zajęcia plastyczne. Występują u nas chóry i zespoły muzyczne. Staramy się dać szeroką ofertę spędzania czasu wolnego mieszkańcom – mówi Piotr Michalak, dyrektor DPS w Poznaniu.
To pozwala aktywizować mieszkańców, ale wpływa też pozytywnie na integrację.
– Dom Pomocy Społecznej jest takim środowiskiem, które wymusza aktywizację mieszkańców. Po to, żeby nie byli bierni, żeby nie siedzieli tylko w pokojach, nie oglądali telewizji i nie zajmowali się sami sobą – podkreśla Piotr Michalak.
Dyrektor poznańskiego DPS w placówkach takich jak Domy Pomocy Społecznej pracuje od 20 lat. Jak podkreśla, na przestrzeni tego czasu profil mieszkańca DPS bardzo się zmienił. Jednak to, co wciąż jest niezmienne, to zapotrzebowanie na tego typu placówki.
– Kolejki są cały czas. W Poznaniu jest siedem DPS-ów. Miejsc jest zawsze niewystarczająca ilość. I to nie tylko tych stacjonarnych, bo coraz częściej są potrzebne miejsca opieki wytchnieniowej. A więc miejsca krótkoterminowego pobytu po to, żeby dać odpocząć rodzinie od opieki. I my takie miejsca będziemy przygotowywać – zauważa Piotr Michalak.
DPS jak więzienie?
Mimo że takie placówki funkcjonują od wielu lat, w społeczeństwie ich postrzeganie wciąż pozostawia wiele do życzenia.
– Przez szereg lat DPS był postrzegany jako instytucja zamknięta. I my do tej pory spotykamy się z tym, że przychodzą do nas różne osoby i dziwią się, że mieszkańcy mogą opuszczać DPS samodzielnie. Mogą wychodzić do miasta, załatwiać swoje sprawy, iść na zakupy, jechać do rodziny. Dom Pomocy Społecznej to nie więzienie, że wychodzi się tylko z przepustką – zaznacza Michalak.
Otwartość jest dla kierownictwa jedną z podstawowych zasad. Dlatego w DPS przy ul. Konarskiego przez cały czas pojawiają się m.in. uczniowie z poznańskich szkół. Okazji jest wiele. Najważniejsza jednak jest nauka, która rozwija młodzież.
– Ważna jest integracja międzypokoleniowa i środowiskowa. Dla mnie to jest istotne, bo jeżeli przychodzi młodzież szkolna i widzi niepełnosprawność, choroby, starość czy demencję, to dla nich w przyszłości to nie będzie szokiem. Żyjemy w świecie, gdzie jest kult młodości i zdrowia. Jak uczniowie zobaczą chorego mieszkańca, który się uśmiecha mimo to i widzi potrzebę tego spotkania, to jest zupełnie inne spojrzenie z ich strony – zauważa Piotr Michalak.
Dla młodzieży to też doskonała okazja, żeby zobaczyć, że w takich miejscach nie wszystko jest proste.
– Najtrudniejszy jest ten pierwszy etap, czyli okres adaptacji. To niezwykle trudny czas. Nowy mieszkaniec, który do nas przychodzi, został wyrwany ze swojego środowiska naturalnego. Dom Pomocy Społecznej jest instytucją i ma pewne ograniczenia. Są regulaminy, są inni ludzie. I to jest duża zmiana w życiu nowego mieszkańca. Z drugiej strony mamy rodziny, które mają różne nastawienie, różne oczekiwania dotyczące pobytu. Biorąc to wszystko pod uwagę, bywają sytuacje trudne – przyznaje Michalak.
W DPS funkcjonuje Rada Mieszkańców, która jest organem doradczym. Jej zadaniem jest wskazywanie spraw, które można zmienić lub poprawić.
Trudny czas Bożonarodzeniowy
Okres Bożego Narodzenia kojarzy nam się z czasem radości. Są jednak takie miejsca, gdzie więcej jest nostalgii niż uśmiechu. A żeby tego pojawiało się jak najwięcej, w DPS organizowane są różne akcje, które pomagają. Od początku grudnia odbywa się dekorowanie domu w świąteczne ozdoby. Uczniowie przychodzą na wspólne ubieranie choinek, które każdy mieszkaniec, jeśli tylko chce, dostaje do swojego pokoju. W tym okresie pracownicy DPS szczególnie starają się, żeby święta dla mieszkańców były jak najbardziej domowe.
– Staramy się, żeby wszystko było tradycyjnie. Mamy wspólną Wigilię, jest spotkanie z księdzem, łamanie się opłatkiem. Jemy wspólny posiłek, a później jest czas dla rodzin, które przychodzą w odwiedziny – zaznacza Piotr Michalak.
Część pensjonariuszy na święta jedzie do swoich najbliższych. Większość tworzą jednak ci, którzy zostają na miejscu.
Czym właściwie jest DPS?
Domy Pomocy Społecznej to miejsca, które zapewniają całodobową pomoc, wsparcie i utrzymanie osobom, które tego wymagają.
– W naszym przypadku jesteśmy Domem Pomocy Społecznej dla osób przewlekłych i somatycznie chorych. Wśród pensjonariuszy mamy przekrój wieku od 40 do ponad 90 lat. Te osoby w większości wymagają od nas organizowania dla nich całodobowej opieki pielęgniarskiej i usług opiekuńczych – przewlekle Piotr Michalak, dyrektor DPS w Poznaniu.
Opieka polega przede wszystkim na zapewnieniu i podawaniu leków, ale również na organizacji świadczeń medycznych. Na co dzień w placówce dostępni są lekarze wykonujący usługi w ramach ubezpieczenia NFZ. Jednak jeśli któryś z mieszkańców potrzebuje wizyty u swojego dotychczasowego lekarza lub specjalisty, podwożą go pracownicy DPS. W niektórych przypadkach zachodzi konieczność korzystania z transportu sanitarnego.








Fot. wPoznaniu.pl





