O Jacku Polewskim, piekarzu z Poznania, wspominał sam Prezydent Ukrainy – Wołodymyr Zełenski. W Równem natomiast powstał mural z jego podobizną. Jak wyglądała podróż do Buczy?
Jacek Polewski z poznańskiej piekarni Czarny Chleb w kwietniu pojechał do Ukrainy, by piec chleb. Przed wyjazdem ogłosił zrzutkę pieniędzy. Zebrał 43 686,07 zł, które wydał między innymi na tonę mąki i wyposażenie piekarni w Buczy. O poznaniaku wspomniał sam Prezydent Ukrainy w swoim przemówieniu, poprzedzającym wystąpienie Andrzeja Dudy.
Chciałem podziękować wszystkim działaczom kultury, działaczom sportu, zwykłym, zwyczajnym ludziom, którzy wspierają nas, organizują imprezy, wielkie koncerty albo przyjeżdżają z Poznania do Buczy, żeby po prostu piec chleb – mówił Wołodymyr Zełenski
W Równem Jacek Polewski pojawił się na muralu autorstwa Konstantina Kachanowskiego.
Co było największym zaskoczeniem tej wyprawy?
Jacek Polewski: To, że Bucza była miastem zupełnie pustym. Nie wiedzieliśmy, czy nas wpuszczą, czy to miasto jest zaminowane, w jakim jest stanie, czy tam są mieszkańcy. Ludzie uciekli, miasto 20-tysięczne wyglądało jak po bombie neutronowej. Gdzieś w oddali jakiś kot przebiegał, pies, przechodził dziadek. Miałem w głowie takie wyobrażenie, że ci ludzie będą bardzo straumatyzowani. Ale była ogromna sympatia i przyjaźń z ich strony. Wystarczyło powiedzieć, że jesteśmy z Polski, to nas zapraszali na herbatę, jedzenie. Żebyśmy posiedzieli chwil i porozmawiali. To z jednej strony dwie skrajności. Obraz jaki mamy, czyli jak wyglądała Bucza, ale z drugiej strony to, że ci ludzie chcą żyć normalnie. Zajmują się codziennymi rzeczami.
Najbardziej niebezpieczne sytuacje?
J.P.: Najbardziej niebezpieczne było sprzątanie piekarni, która wcześniej była siedzibą oddziału rosyjskiego. Zostawili po sobie duży bałagan. Musieliśmy to sprzątać dwa dni i baliśmy się, że trafimy na minę pod paletą, czy w piecu. To była dla nas pierwsza taka sytuacja, więc w internecie sprawdzaliśmy jak wyglądają miny. Na szczęście nigdzie nie było żadnych niespodzianek. Rozpaliliśmy w piecu i zaczęliśmy piec chleb. Pretekstem do naszej wyprawy było pieczenie chleba. Tak naprawdę chodziło o to, by piekarnię na miejscu uruchomić, by znowu działała. Jak zaczynaliśmy, to robiliśmy 30-40 chlebów dziennie. Wiem, że teraz robią ich ok. 400. Ta piekarnia funkcjonuje, piekarz sprzedaje chleb. ma pieniądze na fryzjera, zakupy. Fryzjer ma na benzynę. Cały system zależności powoli działa i wtedy wraca normalność. Tylko tak da się ją przywrócić.
Co dalej?
J.P.:W tej chwili zakładam fundację. Szukamy finansowania na kolejny piec w tej piekarni, samochód dostawczy, żeby mogli dostarczać chleb. Fundacja będzie zajmować się piekarnią w Buczy, a także innymi małymi, rodzinnymi piekarniami na terenie Ukrainy. Mniej więcej za miesiąc jedziemy ponownie. Mamy już wybraną kolejną piekarnię w okolicach Kijowa. Prawdopodobnie pojedziemy też na wschód w okolice Charkowa. Na razie zbieramy informacje i sprawdzamy jak możemy pomóc.