Lech Poznań musiał zdobyć dzisiaj trzy punkty, aby w ostatniej kolejne walczyć o europejskie puchary w przyszłym sezonie. Mimo dobrej pierwszej połowy i świetnego występu Mrozka Lech nie pokazał nowej twarzy. Kolejorz grał to, do czego przyzwyczaił w tym sezonie.
Po wygranej Legii w Grodzisku Wielkopolskim Lech Poznań wiedział, że musi wygrać z Widzewem Łódź, aby wciąż być w walce o europejskie puchary w przyszłym sezonie. To jednak właśnie gospodarze na samym początku spotkania potrafili stworzyć sobie groźne sytuacje. Nie wykorzystali jednak żadnej z nich. Chwilę później obudził się Kolejorz.
Już w 20. minucie ofensywna gra Lecha przyniosła efekt. Filip Szymczak znalazł się po prawej stronie boiska na wysokości pola karnego i dośrodkował na głowę Kristoffera Velde. Norweg fantastycznie umieścił piłkę w bramce. Już trzy minuty później Velde ponownie miał szansę na zdobycie gola. Tuż sprzed szesnastki oddał strzał praktycznie w samo okienko. Futbolówka trafiła jednak w poprzeczkę. Po Lechu było jednak widać, że poczuł krew i szybko chciał podwyższyć prowadzenie.
Wyrównanie
Widzew również próbował atakować. Zespół z Łodzi potrafił długo rozgrywać piłkę na połowie Lecha. Do 33. minuty nie udało im się jednak oddać strzału na bramkę. Pierwsza celna próba miała miejsce dopiero po wrzutce w pole karne. Strzelający był jednak na pozycji spalonej. Gospodarze mieli jednak okazję na wyrównanie już w 41. minucie.
Wtedy niefortunną interwencję zaliczył Bartosz Mrozek. Bramkarz, piąstkując, trafił pięściami w twarz Kamila Cybulskiego. Sytuacja wyglądałą bardzo groźnie, na szczęście zawodnikowi nic się nie stało. Sędzia podyktował jednak rzut karny. Imad Rondić bezproblemowo umieścił piłkę w siatce. Pierwsza połowa zakończyła się remisem 1:1.
Lech stracił kontrolę
Druga część spotkania mogła zacząć się fatalnie dla Kolejorza. Widzew wykonywał trzy rzuty karne z rzędu. Przy trzeciej wrzutce w pole karne Bartosz Mrozek fantastycznie obronił strzał, a następnie dobitkę. To gospodarze przejęli inicjatywę po przerwie. Kolejorz musiał skupić się na obronie. Zespół z Łodzi był zdeterminowany. W 54. minucie Widzew stworzył sobie sytuację 2 na 1 po błędzie Salomona. Napastnicy źle rozwiązali jednak tę akcję. Po raz kolejny dobrze interweniował golkiper Lecha.
Kolejorz w drugiej połowie był cieniem zespołu, który wyszedł na pierwszą część spotkania. Po piłkarzach nie było widać głodu zdobycia gola. Brakowało również pomysłu na przedostanie się za defensywę rywali. Widzew za to nieustannie atakował i był blisko zdobycia bramki na prowadzenie. W 84. minucie po strzale lobem Rondicia Bartosz Salamon wybił piłkę z linii bramkowej.
Kolejny zawód
Kolejorz przebudził się dopiero dwie minuty później. Po doskonałej wrzutce Pereiry do piłki doskoczył Mikael Ishak. Genialną interwencją popisał się jednak Rafał Gikiewicz. To scenariusz, który w tym sezonie oglądaliśmy niejednokrotnie. Lech usypiał w drugiej części spotkania, by w końcówce meczu porwać się na jedną lub dwie groźne akcje. Tym razem nie przyniosło to efektów. Jeszcze w 91. minucie niebiesko-biali mieli mnóstwo szczęścia, kiedy piłka po strzale głową trafiła w słupek.
Lech do końca meczu nie zdołał już zdobyć decydującej bramki. Co więcej, gdyby nie świetny występ Bartosza Mrozka, Kolejorz mógłby to spotkanie przegrać. Tym remisem zespół Mariusza Rumaka tak naprawdę zakończył sezon. Nawet gdyby niebiesko-biali wygrali ostatni mecz w sezonie, a Legia Warszawa przegrała swoje starcie, europejskich pucharów w przyszłym sezonie i tak by nie było. Wszystko przez bilans bramek w bezpośrednich meczach ze stołecznym klubem. Kibice mogą czuć się zawiedzeni. W ostatnich sześciu, decydujących spotkaniach zdobył zaledwie pięć punktów.