Od 2010 roku tylko dziesięć razy Lech ściągnął na trybuny większą liczbę kibiców niż w niedzielę. Fani Kolejorza nie zobaczyli jednak żadnej bramki. Najbliżej zdobycia gola dla Lecha był… obrońca rywali.
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem wiadomo było, że kibice przy Bułgarskiej stworzą dziś niesamowitą atmosferę. Mecz przyjaźni przyciągnął tłumy. Na trybunach zasiadły łącznie 40 362 osoby. To jeden z najlepszych wyników ostatniej dekady przy Bułgarskiej. Mniej kibiców oglądało nawet mecz z Djurgarden w Lidze Konferencji. Co więcej, w 19 minucie i 22 sekundzie spotkania, nawiązującej do daty powstania klubu, fani ze stolicy Wielkopolski wykonali tak zwany „The Poznań”, czyli celebrację tyłem do murawy.
Dobrze zaczęli, ale nie mogli skończyć
Lech Poznań od początku narzucił rywalom swój rytm gry. Zawodnicy Kolejorza potrafili długo rozgrywać piłkę na przedpolu Cracovii, by finalnie zgrać futbolówkę w pole karne. Pierwszą groźną sytuację niebiesko-biali potrafili sobie jednak stworzyć dopiero w 24. minucie. Wtedy Elias Andersson zanotował świetne podanie w pole karne do Mikaela Ishaka. Szwed znalazł się w sytuacji sam na sam. Bramkarz gości sparował jednak piłkę i złapał ją, zanim wpadła do siatki.
Nieco ponad 10 minut później po świetnej wrzutce w pole karne Kvekveskiriego Lech mógł prowadzić 1:0. Blisko zdobycia bramki samobójczej był obrońca Cracovii. Piłka trafiła jednak w słupek. Zaraz później zespół z Krakowa przeprowadził świetny kontratak. Benjamin Kallman miał czystą pozycję w szesnastce, ale strzelił niecelnie. Kolejorz znów przejął inicjatywę. Świetny strzał przed końcem pierwszej połowy oddał Afonso Sousa. Bramkarz jednak świetnie się wyciągnął.
Mimo kilku sytuacji strzeleckich i świetnej atmosfery na stadionie Lechowi nie udało się objąć prowadzenia przed przerwą.
Gra bez polotu
W drugiej połowie Lech grał tak, jak przyzwyczaił nas do tego za kadencji Mariusza Rumaka. Zawodnicy co prawda tworzyli sobie sytuacje podbramkowe. Za każdym razem brakowało jednak konkretów. Ofensywy nie pobudził nawet wprowadzony z ławki Kristoffer Velde. Co więcej, nieskuteczność Kolejorza zaczęła wykorzystywać Cracovia, tworząc sobie naprawdę groźne kontry.
W 80. minucie Barry Douglas zagrał fantastyczną, silną piłkę w pole karne. Futbolówka leciała w stronę dobrze ustawionego Ishaka, po drodze odbiła się jednak ona od Kamila Glika. Mało brakowało, a padłaby bramka samobójcza. Zaledwie minutę później Lech ponownie pokazał swój brak skuteczności w ofensywie. Po dobrym podaniu wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Adriel Ba Loua wbiegł w pole karne. Iworyjczyk, zamiast oddać strzał, niecelnie podał jednak do Velde. Mimo kilku dogodnych sytuacji Lech nie zdobył bramki. Wynik do końca się nie zmienił.
Będzie ciężko
Jeśli nie walka o mistrzostwo, ani ponad 40 tysięcy kibiców na stadionie, ciężko powiedzieć, co może jeszcze zmotywować Lecha do lepszej gry w ofensywie. Kolejorz znajduje się na drugiej pozycji w tabeli i wciąż traci cztery punkty do pierwszej Jagielloni Białystok. Górnik Zabrze i Śląsk Wrocław tracą jednak do Lecha zaledwie punkt. Przed niebiesko-białym są jeszcze spotkania z zespołami z dolnej części tabeli, a także mecz z Legią Warszawa.