W lacrosse chodzi nie tylko o bieganie z kijem i piłką. To przede wszystkim sport, który daje spełnienie i satysfakcję. Wiedzą o tym zawodniczki Poznań Hussars Ladies, które od 2017 r. piastują tytuł mistrzyń Polski.
Boisko ze sztuczną murawą znajduje się na Ratajach. Gdy ostatnie promienie słońca chowają się za pobliskimi blokami, na płytę wychodzą zawodniczki Poznań Hussars Ladies. Ich trenerka przygotowuje trening i rozkłada kolorowe znaczniki. Za moment pojawią się też dwie bramki, do których zaczną wpadać piłki po kolejnych zagraniach. – Gdy zaczęłam grać w lacrosse, cieszyłam się z każdej zdobytej bramki – mówi Magdalena Pietrzak, pomocniczka. – Chciałam dołożyć swoją cegiełkę do wyniku. Teraz zależy mi bardziej na asystach i pomocy naszym nowym zawodniczkom. Pomaganie koleżankom w zdobywaniu bramek sprawia mi radość.
Bramki i trójkątne rakiety
Lacrosse to gra zespołowa pochodzenia indiańskiego. Ostateczne zasady ustalono w Kanadzie w pierwszej połowie XIX wieku. Zawodnicy i zawodniczki toczą zmagania na boisku, a ich celem jest umieszczenie piłki w bramce przeciwnika za pomocą specjalnego kija zakończonego siatką .
Do Polski lacrosse przybył w 2007 roku. Wszystko za sprawą Tomasza Kędzi i Błażeja Piotrowskiego, którzy poznali dyscyplinę, przebywając za granicą. Mężczyźni nawiązali kontakt i wspólnie działali na rzecz rozwoju dyscypliny w Polsce.
W grudniu 2007 roku w Poznaniu powstali Hussars, a w marcu 2008 roku – wrocławscy Kosynierzy. Pierwszy pojedynek tych drużyn odbył się miesiąc później we Wrocławiu i zakończył się remisem 5:5.
W 2008 roku na boisko wybiegły kobiety. Pierwsze treningi rozpoczęły Kosynierki z Wrocławia, a niedługo do nich dołączyły żeńskie sekcje w Warszawie i Poznaniu. Poznańska drużyna zawodniczek lacrosse powstała w 2009 roku i nieprzerwanie od 2017 roku należy do niej tytuł mistrzyń Polski.
„Nikogo nie skreślamy”
Kapitanką zespołu jest Ania Walas. Zaczęła grać w lacrosse przez przypadek. – Koleżanka, która uprawiała ten sport, kilkakrotnie zapraszała mnie na treningi – opowiada. – Zobaczyłam tylko, że są jakieś kije i że trzeba biegać. Zaczęłam szukać informacji na temat tej dyscypliny. Przyszłam na trening. Nie ukrywam, że początki były trudne, ale przekonała mnie atmosfera w drużynie. Spróbowałam i jestem tutaj już siódmy rok – podkreśla.
Mimo że lacrosse nie jest popularną dyscypliną, to w ostatnich latach obserwowany jest znaczny wzrost zainteresowania tym sportem. – Polska liga jest dość skromna. Na tę chwilę rywalizujemy z trzema drużynami: z Wrześni, Katowic i Wrocławia – wymienia zawodniczka. – Mamy świadomość, że przeciwniczki mocno pracują i się rozwijają. Staramy się też brać udział w turniejach zagranicznych, żeby mierzyć siły z drużynami z innych krajów. Oprócz tego nasze zawodniczki reprezentują nasz kraj w meczach międzynarodowych – dodaje.
Mecze lacrosse odbywają się na świeżym powietrzu. W tym celu adaptowane są pełnowymiarowe boiska do piłki nożnej. – Trochę je zmniejszamy – opowiada Walas. – Jest gdzie biegać, zwłaszcza w wersji 10 na 10. Istnieje też wersja olimpijska. W niej drużyna liczy sześć zawodniczek. Wówczas boisko jest mniejsze, ale gra jest bardziej dynamiczna – wyjaśnia.
Gra polega na podawaniu piłki w powietrzu za pomocą kijów i zdobywaniu bramek. Podstawowym wyposażeniem zawodniczek lacrosse jest właśnie kij. Obowiązkowym elementem jest ochraniacz na zęby. Dodatkowo zawodniczki często posiadają gogle chroniące oczy oraz rękawiczki chroniące szczególnie zewnętrzną stronę dłoni. Bramkarka posiada inny kij, a także kask, ochraniacz na klatkę piersiową oraz opcjonalnie ochraniacze na inne części ciała. Każdy mecz trwa 60 minut.
– Nikogo nie skreślamy, jeśli chodzi o przyszłe rekrutki, ale na pewno w tym sporcie liczy się zwinność, szybkość i refleks – opowiada kapitanka zespołu. – Ważne są też umiejętności techniczne. Mowa o obyciu z kijem, ponieważ chodzi o to, żeby on był przedłużeniem naszej ręki. Dąży się do tego, żeby zawodniczki swobodnie posługiwały się kijem. I by jak najtrudniej było im odebrać piłkę podczas meczu – tłumaczy.
Nie jest za późno
Jedną z zawodniczek odpowiedzialną za strzelanie goli jest Maria Grala. – Nie jest to łatwe, choć wszystko zależy od obrony przeciwnej drużyny – przyznaje. – Atakujemy zza bramki albo z boków. Jako atakujące musimy być bardziej zwinne, szybsze i strzelać celnie. Do naszych zadań należy też pomoc w rozgrywaniu piłki – opisuje.
Zawodniczka podkreśla znaczenie łapania i rzucania. – To pierwsza rzecz, której trzeba się nauczyć, zaczynając ten sport – mówi. – Po czasie nie sprawia to już kłopotów, ale pod presją jest trudniej. Piłka może wypaść z kija nawet na najwyższym poziomie – dodaje.
Siatka, o której mówi atakująca zespołu, nie jest głęboka. – W kobiecym lacrosse obowiązuje zasada, że piłka po wrzuceniu do siatki i lekkim przyciśnięciu musi wystawać chociaż milimetr poza krawędź kija. Podczas meczu drużyna przeciwna może poprosić o sprawdzenie kija zawodniczki. Jeśli okaże się, że cała piłka chowa się w siatce, wówczas kij trzeba odłożyć, bo jest nielegalny – tłumaczy Grala.
Zasada ta sprawia, że trudniej jest odebrać piłkę przeciwniczce. Sama zaś piłka jest dość ciężka. – To taki gruby kauczuk – stwierdza atakująca. – Zdarzają się kontuzje, choć sędziowie czuwają, by było bezpiecznie. Różnie z tym bywa. Kończyłam zawody ze śliwą pod okiem, bo nie zawsze gogle są w stanie ochronić. Zwłaszcza gdy sporo się dzieje i obrona mocno nas trzyma – wyjaśnia.
Zawodniczka o lacrosse dowiedziała się przypadkowo. – Znajomy udostępnił post o rekrutacji – wspomina. – Stwierdziłam, że spróbuję, bo zawsze uprawiałam jakiś sport, a ten po prostu mnie zaciekawił. Przyszłam i doświadczyłam świetnej atmosfery i super treningów. Początkowo traktowałam lacrosse zabawowo, ale później wkręciłam się bardziej. Teraz gram bardziej sportowo – zaznacza.
Dziewczyna przekonuje, że lacrosse zmienił całe jej życie. – Na samym początku były przyjaźnie, a później uległ zmianie cały styl życia – zapewnia. – Zaczęłam trenować pięć razy w tygodniu. Przewartościowałam swoje życie. Kiedyś inne rzeczy były ważne, teraz moim priorytetem jest gra na Mistrzostwach Europy w 2024 roku. To jest właśnie super w lacrosse, że zaczynając grę w wieku 22 lat, można dojść do poziomu międzynarodowego – przekonuje.
Wypełnienie każdej chwili
Życie Magdaleny Pietrzak od zawsze było związane ze sportem, mimo że przez 10 lat chodziła do szkoły muzycznej. – Uciekałam w sport i starałam się znaleźć w nim coś dla siebie – mówi. – W podstawówce mieliśmy zakaz gier drużynowych. Uprawiałam więc lekkoatletykę. W kolejnych szkołach zaczęłam kochać sporty drużynowe. Odnalazłam się w futbolu amerykańskim. To nie jest sposób na odreagowanie, tylko styl życia – przekonuje.
Na boisku Magdalena gra jako pomocniczka. – Tak naprawdę jest to najbardziej wymagająca fizycznie pozycja w lacrosse – przyznaje. – Atakujące nie mogą grać na polu obrony. Obrona nie może przechodzić do ataku, więc pomoc jest jedyną formacją, która może biegać po całym boisku. W pomocy grają najbardziej doświadczone zawodniczki – stwierdza.
Zawodniczka nie kryje, że początkowo noszenie gogli sprawiało jej kłopot. – Było dziwnie, bo nic nie widziałam – przekonuje. – Piłka wydawała się lecieć w innym kierunku. Przyzwyczaiłam się i teraz nie robi mi różnicy, czy mam gogle czy nie. Trzeba jednak podkreślić, że chronią one twarz – zauważa.
Magdalena w lacrosse gra od blisko pięciu lat. – Chciałam znaleźć coś dla siebie, gdy poszłam na studia – wyjaśnia. – Lacrosse tak naprawdę stał się wypełnieniem każdej mojej wolnej chwili. Staram się uczestniczyć we wszystkich treningach, biegam, chodzę na siłownię i ściankę. Jestem nauczycielką wychowania fizycznego, więc swoją pasją zarażam uczniów. Szczególnie lubię wyjazdy, bo to niesamowite przeżycie – podkreśla.
Każdy siedzi w swojej głowie
Agnieszka Szymańska do drużyny dołączyła w listopadzie. – Nie mam jeszcze przydzielonej pozycji – przyznaje. – O lacrosse dowiedziałam się z Facebooka, bo dziewczyny bardzo dbają, żeby promować ten sport. Początek nie należał do najłatwiejszych. Było dużo pracy z kijem. Co ważne, nasz sport różni się od innych tym, że my nie kopiemy i nie rzucamy piłki. Wszystko wykonujemy za pomocą kija. On jest przedłużeniem naszej ręki – opowiada.
Dziewczyna przekonuje, że największy problem stanowiło dostosowanie godzin pracy do treningów. – W drużynie zatrzymała mnie atmosfera – przekonuje. – Wszyscy dbają, by nowe zawodniczki czuły się dobrze. Opiekują się nami na treningach. Otrzymujemy porady i podpowiedzi, jak robić coś lepiej. W lacrosse, tak jak w każdym sporcie, trzeba pracować, by osiągnąć pewien poziom. W Polsce mamy niewiele drużyn, więc jest możliwość do rozwoju – zapewnia.
Dzięki lacrosse Agnieszka ma możliwość rozładowania negatywnych emocji. – Czerpię satysfakcję, że mogę się rozwijać i pogłębiać swoją wiedzą na temat czegoś nowego – przyznaje. – Cieszę się, że mogę być częścią takiej drużyny, która stała się dla mnie drugą rodziną – dodaje.
Niedawno do Poznań Hussars Ladies dołączyły też Agata Cepel i Łucja Rząsa. – Zaczęłyśmy grać w tym samym czasie – opowiada Łucja. – Nie znałyśmy się wcześniej i myślę, że to jest jeden z pierwszych plusów tego sportu, czyli znajomości. Lacrosse jest ciekawy, bo tutaj każdy zaczyna od zera i dla nikogo na początku nie jest to łatwe – stwierdza.
Według Agaty na początku najtrudniejsze było opanowanie kija. – Wymagało to dużej cierpliwości – mówi. – Pojawia się duża irytacja, gdy nie uda się złapać piłki i ona gdzieś wypadnie, bo wtedy psujemy grę koleżankom. Po czasie to zaczyna coraz lepiej wychodzić i wtedy też występuje większa satysfakcja z gry – tłumaczy.
Dziewczyna zauważa też pierwsze korzyści z grania w lacrosse. – Na pewno poprawiłam swoją kondycję – twierdzi. – Sam lacrosse uczy cierpliwości i pokory, które przydają się na co dzień. Podoba mi się atmosfera drużynie, bo naprawdę można liczyć na dziewczyny. Gdy coś nie wychodzi na początku, to nikt się nie śmieje, tylko okazuje wsparcie – przekonuje.
W przypadku Łucji lacrosse zaspokaja poczucie przynależności. – Widzimy się z dziewczynami praktycznie codziennie – wyznaje. – Przy czym, to nie jest tak, że ciągle ze sobą rozmawiamy. Jesteśmy razem, ale to jest sport i każda z nas siedzi w swojej głowie. Przychodzę na treningi i są osoby, które są dla mnie wsparciem, ale mimo wszystko jestem tutaj trochę dla siebie – zauważa.