Przed niedzielnym meczem Lecha Poznań z Miedzią Legnica doszło do ważnego wydarzenia. Odsłonięto tablicę upamiętniającą Eugeniusza Głozińskiego, który zmarł w grudniu 2020 rok, a w klubie z ul. Bułgarskiej postrzegano go jako człowieka instytucję.
Biogram Eugeniusza Głozińskiego widnieje na klubowej stronie: „Urodził się 16 czerwca 1957 roku. Wychowanek Lecha, w którym grał w latach 1970-1980. W tym czasie zaliczył jeden występ w Ekstraklasie w roli pomocnika, wszedł na 20 minut w miejsce Romana Jakóbczaka. Działo się to krótko po 17. urodzinach. W 1980 przeniósł się do Nielby Wągrowiec, ale tylko na rok. Po powrocie grał do końca kariery w rezerwach poznańskiego klubu. Później aż do śmierci był wierny Kolejorzowi, pracował w nim jako kit manager, czyli odpowiadał za sprzęt piłkarzy” – podaje lechpoznan.pl
PAMIĘĆ TUŻ PO ŚMIERCI
Przypomnijmy, że gdy Eugeniusz Głoziński zmarł ponad dwa lata temu, to piłkarze Lecha wyszli na rozgrywany wówczas mecz z Pogonią Szczecin z czarnymi opaskami na rękawkach, a kolejne spotkanie w Ekstraklasie zostało również poprzedzone minutą ciszy.
REAKCJA KOTOROWSKIEGO
– Geniu, na zawsze zostaniesz w naszych sercach! – taki komunikat wydał wówczas klub. Co ciekawe, gdy Barbara Głozińska, jedna z bliskich „pana Genia”, jak go określano z sympatią w Lechu, odsłoniła ową tablicę, to wpis na Facebooku przedstawiający to zdarzenie skomentował były bramkarz Kolejorza – Krzysztof Kotorowski: – Brawo!!! Świetny pomysł. PAN Geniu z Lechem na ZAWSZE… – napisał popularny „Kotor”. To wymowne, bo pokazuje, że Eugeniusz Głoziński był blisko pierwszej drużyny Lecha i miał świetną relację z piłkarzami.
Swego czasu miałem okazję rozmawiać dla portalu sport.tvp.pl z byłym fotografem Lecha Poznań, Adamem Ciereszko, który także miło wspominał Eugeniusza Głozińskiego, wskazując na jego istotną, a przez wielu niedostrzeganą rolę w klubie:
– Pan Geniu był legendą klubu. Jeśli postrzega pan zdjęcia mu poświęcone jako upamiętnienie, to cieszę się, bo taki był zamysł. Fotografując, staram się bowiem zjednać sobie osoby. Mam wrażenie, że zapracowałem na zaufanie pana Genia i choć nie lubił zdjęć, to czasami udawało mi się go na nie namówić. Gdy odszedł, to domknięciem historii było to zestawienie, przypomnienie i upamiętnienie wyjątkowej postaci. To jest przykład tego, w jaki sposób podchodziłem i podchodzę do fotografii. Gdy pracowałem w klubie, to moim zadaniem było zdobycie zaufania piłkarzy, sztabu, pracowników, kibiców. Niezależnie od tego gdzie wchodziłem, starałem się, by przedstawiać wszystkich pozytywnie. To ważne z mojej perspektywy, by fotografowani mieli pewność, że nie opublikuję nic, co mogłoby stawiać ich w niekorzystnym świetle – komentował Ciereszko.
Trzeba przyznać, że fakt, iż Lech Poznań pamięta o osobach, o których rzadko słyszymy w mediach, bo wykonują swoją pracę sumiennie z dala od kamer, z miłości do klubu, jest godny docenienia.