Mają mniej więcej po dwadzieścia lat, stawiają pierwsze kroki w dorosłym życiu. Poznańscy klerycy swoją „Piosenką, która nie ma zachęcać do wejścia do seminarium” odbili się echem po mainstreamowych mediach w kraju. Jak to jest być dziś klerykiem w Poznaniu? Rozmawiamy o tym z Franciszkiem Arciszewskim, alumnem poznańskiego seminarium.
Marta Maj: Wakacje to czas rekrutacji na uczelnie. Jak wygląda sytuacja w poznańskim seminarium? Od niedawna jesteście połączeni z Prymasowskim Wyższym Seminarium Duchownym w Gnieźnie. Jest Was zatem więcej?
Franciszek Arciszewski: W Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu mamy obecnie kleryków z aż czterech diecezji – bydgoskiej, kaliskiej, gnieźnieńskiej i poznańskiej. Okoliczne seminaria były kolejno zamykane. Choć nadal prowadzą osobne rekrutacje, wszyscy ich klerycy przechodzą formację w Poznaniu. Łącznie jest nas więc około 60 chłopaków. To jednak suma z dużego obszaru. Dawniej było więcej chętnych do przyjęcia święceń kapłańskich.
M.M.: A na sam pierwszy rok zgłasza się dużo osób?
F.A.: W tym roku około zgłosiło się już ponad 10 chętnych, a rekrutacja wciąż trwa.
M.M.: A jak ta liczba ma się do statystyk z innych części kraju? Jest Was mniej niż np. w Małopolsce?
F.A.: Liczba jest porównywalna z innymi seminariami w Polsce.
M.M.: Wielu rezygnuje w trakcie formacji?
F.A.: Statystycznie około połowy rozpoczynających, choć nie ma na to żadnej reguły. Trzeba zaznaczyć, że nie ma w tym nic złego. Pójście do seminarium to przede wszystkim droga mająca pomóc rozeznanie powołania, w dalszej kolejności dopiero droga do kapłaństwa. Nikt nie zakłada, że tylu, ilu seminarium zaczyna, powinno je skończyć. Zresztą dlatego powstał też rok propedeutyczny, który nie jest jeszcze rozpoczęciem studiów teologicznych, ale pomocą w rozeznaniu swojej drogi.
M.M.: Skoro kleryków jest dziś mało, to jak będzie to rozwiązane za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat? Przecież w archidiecezji poznańskiej mamy 416 parafii. Co z nimi będzie?
F.A.: Należy spodziewać się, że czeka nas takie rozwiązanie, jakie już teraz jest stosowane na zachodzie Europy np. w Portugalii czy we Francji. Tam jeden ksiądz jest odpowiedzialny za kilka parafii. Nie jest w stanie odprawić mszy w każdym kościele w jedną niedzielę, dlatego powstaje harmonogram i msze odprawiane są w każdym tygodniu w innej miejscowości. Tam takie rozwiązanie funkcjonuje już od co najmniej kilku lat. Oprócz tego w niektórych diecezjach w Polsce, np. w diecezji kaliskiej, rozpoczęła się formacja diakonów stałych – mężczyzn, którzy mając swoje rodziny, odchowane dzieci, mogą pełnić posługę w Kościele, prowadzić nabożeństwa, zajmować się katechizacją, rozdawać komunię, czytać Ewangelię. Będą pełnić nową formę posługi, która wypełni te przestrzenie, w których wkrótce może zabraknąć księży.
M.M.: Mówisz tu o dojrzałych mężczyznach. A jaki jest wiek chłopaków, którzy przychodzą do seminarium? To raczej osoby po studiach czy świeżo po maturze?
F.A.: Nie ma reguły. Większość kandydatów przychodzi świeżo po maturze, ale jest też duża część takich, którzy zdecydowali się na seminarium na nieco późniejszych etapach swojego życia. Najstarszy kleryk w naszym seminarium ma 33 lata. W Łodzi od kilku lat funkcjonuje seminarium dla osób powyżej 35 roku życia. Ja sam przed seminarium studiowałem aktorstwo w Krakowie w Akademii Sztuk Teatralnych. Na studiach poznałem mnóstwo ciekawych ludzi, nauczyłem się otwartości. Jednak wybrałem inną drogę. Przerwałem studia po trzecim roku, rozeznałem, że Pan Bóg zaprasza mnie do czegoś innego.
M.M.: W „Piosence, która nie ma zachęcać do przyjścia do seminarium” śpiewacie: Kawka, herbatka, koloratka. A czy klerycy mogą pójść na piwo?
F.A.: W ciągu roku seminaryjnego alkohol się u nas nie pojawia. Ale w wakacje, dlaczego nie? To dość normalny element wielu spotkań towarzyskich. Oczywiście trzeba zawsze podchodzić do tematu odpowiedzialnie. Ale jesteśmy przecież ludźmi, którzy chcą żyć wśród innych ludzi. Budować relacje, tworzyć wspólnoty.
M.M.: Mówisz o budowaniu wspólnoty. Tak widzisz swoją rolę w Kościele w przyszłości?
F.A.: Zdecydowanie tak. Kościół się zmienia. Msza w niedzielę przestaje być w mentalności większości z nas obowiązkiem, jak jeszcze kilkanaście lat temu. Pozostają w nim ci, którzy rzeczywiście chcą. Ci, którzy poznali Kościół przede wszystkim poprzez własne doświadczenie Boga i wspólnoty.
M.M.: Opowiadasz o tym tak, jakby życie duchownych nie różniło się mocno od życia osób świeckich.
F.A.: Różni się, niewątpliwie. Jest w nim więcej modlitwy, czasu dla Boga. Ale wiemy też, jak wygląda nasz wizerunek w mediach i często się z tym nie zgadzamy. To też chcieliśmy pokazać piosenką, którą wrzuciliśmy na YouTube. Że wiemy, jakie są trendy, nie jesteśmy wyłączeni z codzienności, jaką żyją świeccy.
M.M.: Ale na czas roku seminaryjnego przenosicie się w mury seminarium. Nie jest trudno wrócić potem do codzienności i na odwrót, przenieść się do seminarium po wakacjach w domu rodzinnym?
F.A.: Trzy miesiące wakacji dzielą się u nas na trzy części. Pierwsza ma być posługą dla diecezji – np. wyjściem na pielgrzymkę, posługą w trakcie rekolekcji. Druga część to posługa dla parafii – może trzeba pomóc w biurze albo zastąpić kościelnego? Trzecia to czas dla siebie. Zwykłe wakacje, jakiś wyjazd. To w jakiejś mierze sprawdzian, czy bez ułożonego z góry planu dnia nadal będziemy pamiętać o modlitwie, Piśmie Świętym, czy potrafię zorganizować swój czas. Wiadomo, wymaga to pewnego przestawienia się, ale nie zapominamy przez ten czas, że jesteśmy klerykami.
M.M.: A czy trudno jest być klerykiem w Poznaniu? Powszechnie wiadomo, że poznaniacy „Panu Bogu się nie narzucają”.
F.A.: Ja nie spotykam się z tego powodu z nieprzyjemnościami. Czasem z dystansem lub sceptycyzmem od osób, które mają inne poglądy niż ja. Ale rozumiem to. Tak jak wspomniałem, zależy mi na tym, by być z ludźmi, a nie w zamknięciu. Pamiętajmy, że przede wszystkim to Bóg prowadzi Kościół. A dziś angażują się ci, którzy faktycznie chcą. Kiedyś ksiądz był dla ludzi „wyrocznią”. Dziś tak już nie jest i my, klerycy, też nie oczekujemy, że będziemy tak traktowani. Zmiany zachodzą na wielu polach.
M.M.: Dziękuję za rozmowę.
Czytaj też: Jacek Jaśkowiak: „Nie może być zgody na gloryfikowanie faszyzmu i rasizmu”