“Kiedy dzwoni do nas człowiek, który jest 100 metrów od rosyjskich czołgów, jest schowany w krzakach, boi się i mówi, że nie zostawi swoich zwierząt, że woli zginąć razem z nimi … trudno jest o tym opowiedzieć” – mówi Małgorzata Chodyła, rzeczniczka ZOO w Poznaniu.
ZOO w Poznaniu zaoferowało pomoc zwierzętom z azyli i ogrodów zoologicznych w Ukrainie. Pierwszy odpowiedział ogród zoologiczny w Kijowie. Tam pracownicy postanowili zostać jednak ze swoimi zwierzętami, mówili, że jeszcze nie potrzebują pomocy.
Drugi w kolejności z prośbą o pomoc odezwał się azyl pod Kijowem. Od trzech dni próbowała wyjechać stamtąd ciężarówka ze zwierzętami. Gdyby nie transport, zwierzęta trzeba byłoby uśpić. Większość pracowników azylu to mężczyźni, którzy poszli na wojnę. Na miejscu została jedyna pracownica Natalia Popova, to ona zorganizowała transport i to z nią mają kontakt pracownicy poznańskiego Zoo.
O 18:30 w poniedziałek dostaliśmy telefon od pani Natalii. Dostała informację od swojego kierowcy, że natknął się na kolumnę rosyjskich czołgów i nie może jechać dalej. Pani Natalia przyjechała na miejsce, ale z kierowcą nie wiemy, co się stało. Zbiegł, uciekł, schował się? Nie wiemy, jakie są jego dalsze losy. – powiedziała w rozmowie z nami Małgorzata Chodyła.
Zwierzęta przez cały czas były w ciężarówce, weszło do niej tyle zwierząt, ile się dało. Jak mówi Małgorzata Chodyła – pani Natalia odmówiła opuszczenia zwierząt. “Jeśli trzeba będzie zginąć, to ja wolę z nimi” – miała powiedzieć w rozmowie.
Przyjechała po ciężarówkę i schowała się pod nią. Rozmawiamy z nią przez Facebooka, bo telefony tam nie działają. Nie wiedzieliśmy nawet, czy ona i zwierzęta przeżyły. Wieczorem pani Natalia otrzymała pomoc od samoobrony Kijowa. Podjechało kilka samochodów i prawdopodobnie zapewnili bezpieczny transport, ale czekamy, nie wiemy, nie chcemy zapeszać. Mamy zorganizowany transport do naszego ZOO z granicy. Mamy plan, jak zapewnić zwierzętom odpowiednie warunki. – powiedziała Małgorzata Chodyła
Kilka firm zaoferowało transport zwierząt – tygrysów, lwów, karakali, serwali. Taki transport jest trudny nie tylko w czasie wojny. Do przekroczenia granicy z takimi zwierzętami potrzebne są odpowiednie dokumenty. Jednak urzędnicy ukraińscy nie pracują i nie są w stanie ich wydać.
Jesteśmy w kontakcie z organami polskimi, które pozwolą zrobić to legalnie. Mamy wielkie wsparcie od urzędników. Wczoraj już traciliśmy nadzieje, że tej osobie i grupie zwierząt nie pomożemy, że zginą, jeżeli nie od wojny, to z głodu. Pamiętajmy, że to są drapieżniki, muszą jeść świeże mięso. Wydaje się, że ten najgorszy fragment, w okolicach Kijowa udało się już pokonać, teraz trzymamy kciuki. – dodała.
Małgorzata Chodyła wraz z 4 innymi pracownikami ZOO jest przy granicy. Azyle z innych krajów europejskich same zgłosiły się do pomocy w organizacji miejsca dla tych zwierząt. Teraz czekają na przyjazd ciężarówki.
Ukraińcy są niesamowici, wszyscy są niezwykle zdeterminowani, mają niezwykle wysokie morale. Kiedy dzwoni do nas człowiek, który jest 100 m od rosyjskich czołgów, jest schowany w krzakach i się boi i mówi, że nie zostawi swoich zwierząt, że woli zginąć razem z nimi. Trudno jest o tym opowiedzieć – kończy rozmowę Małgorzata Chodyła.