Akcja za akcją Lecha Poznań. Niebiesko-biali długo walczyli o zdobycie pierwszej bramki. Później nie pozostawili jednak na rywalach suchej nitki.
Kilka dni temu Marcin Robak, przyznał, że dla zawodników Pogoni mecze z Lechem Poznań są bardzo ważne i wzbudzają duże emocje. Polski napastnik doświadczył takich spotkań w barwach obu ekip. Dziś atmosferę tego wyjątkowego meczu poczuli również kibice przy Bułgarskiej. Piłkarze przygotowali im prawdziwy spektakl.
Zanim jednak rozbrzmiał pierwszy gwizdek sędziego, na stadionie na minutę zapadła cisza. To hołd oddany przez zawodników i fanów dla dwóch strażaków, którzy tragicznie zmarli dziś w pożarze kamienicy przy ulicy Kraszewskiego. W rogu boiska stanął zastęp straży pożarnej.
Turbo ofensywa
Już od pierwszych sekund spotkania zespół Lecha Poznań szturmem ruszył na bramkę Pogoni Szczecin. W pierwszej minucie Mikael Ishak stanął przed doskonałą sytuację sam na sam z bramkarzem. Golkiper powstrzymał jednak płaski strzał po ziemi. Wydawało się jednak pewne, że prędzej czy później gospodarze wyjdą na prowadzenie.
Wszystko przez wyjątkowo ofensywne ustawienie Kolejorza. Często nawet pięciu lub sześciu piłkarzy wbiegało w pole karne rywali. Pomysłem Nielsa Frederiksena na zwycięstwo w tym spotkaniu była przede wszystkim gra skrzydłami. Bardzo wysoko grali boczni obrońcy – Joel Pereira i Michał Gurgul. Kiedy jeden z nich wrzucał piłkę w pole karne, drugi zamykał akcję po drugiej stronie boiska.
Poskutkowało to nawet czterema doskonałymi sytuacjami już w pierwszych dziesięciu minutach meczu. Często jednak, choć podania z bocznych sektorów były bardzo celne, nie pozwalały one na dogodne oddania strzału. Najczęściej akcje te kończyły się rzutami rożnymi. Tych stałych fragmentów gry Lech nie potrafił jednak wykorzystać.
Cudem bez bramek
Zaangażowanie tak dużej liczby graczy w akcje ofensywne skutkowało błędami w defensywie. Mimo tego, że zespół bardzo szybko przesuwał się do obrony, Pogoń kilka razy doszła do głosu w polu karnym. Za każdym razem jednak dobrą interwencją popisywali się obrońcy lub bramkarz.
W 45. minucie ze świetną sytuacją wyszedł Afonso Sousa. Po ograniu Benedikta Zecha, defensor sfałdował Portugalczyka tuż przed polem karnym. Sędzia początkowo pokazał za to zagranie żółtą kartkę. Po obejrzeniu powtórki VAR stwierdził jednak, że Sousa wyszedłby na sytuację sam na sam, gdyby nie został sfaulowany. Zmienił wymiar kary na czerwoną kartkę. Joel Pereira próbował zaskoczyć golkipera bezpośrednim strzałem z rzutu wolnego. Nic z tego jednak nie wyszło. W pierwszej połowie Lech oddał ponad 10 strzałów na bramkę rywala.
Machina ruszyła
Ciężko było uwierzyć, że pierwsza część spotkania zakończyła się bezbramkowo. Kolejorz jednak nie odpuszczał i rozpoczął równie ofensywnie, co po pierwszym gwizdku arbitra. Od 50. minuty niebiesko-biali praktycznie nie oddalali się od pola karnego rywali. Najpierw zamieszanie w obronie Pogoni skończyło się kilkoma próbami strzałów i finalnie wybiciem piłki z linii bramkowej.
Zaledwie chwilę później Mikael Ishak po świetnym podaniu od Joela Pereiry oddał fantastyczny strzał nożycami. Piłka wpadła w górny róg bramki. Kiedy na trybunach podniosła się wrzawa, sędzia asystent podniósł chorągiewkę, sygnalizując pozycję spaloną napastnika. Fani Lecha długo czekać jednak nie musieli. Niecałe dwie minuty później po doskonałej wymianie podań między Sousą a Hakansem, Portugalczyk oddał celny strzał po ziemi i strzelił bramkę otwierającą wynik.
Pewne prowadzenie
Po zdobyciu upragnionej pierwszej bramki Lech delikatnie stonował swoje ofensywne zapędy. Kolejorz wyraźnie chciał zdobyć drugiego gola, ale angażował w akcje mniejszą liczbę piłkarzy. W 70. minucie znów było jednak blisko do podwyższenia wyniku. Najpierw zły strzał oddał wprowadzony na boiska Fiabema, a chwilę później do siatki dobił ją Afosno Sousa. Portugalczyk tym razem był jednak na pozycji spalonej.
Niewykorzystane okazje wbrew piłkarskiemu powiedzeniu nie zemściły się na Kolejorzu. W 77. minucie wprowadzony przez Nielsa Frederiksena Ali Gholizadeh dostał bardzo dobre podanie od Ishaka. Irańczyk nie śpieszył się, przedryblował dwóch rywali i oddał nie najsilniejszy, ale bardzo precyzyjny strzał po ziemi. Bramkarz nie miał szans na obronę tego uderzenia. Było już 2:0.
Przy tym wyniku gra zdecydowanie się uspokoiła. Pogoń próbowała strzelić bramkę wyrównującą, ale akcje rywali nie stwarzały dużego zagrożenia. W ostatnich sekundach spotkania Fiabema miał jeszcze okazję na strzelenie brami na 3:0. Po nie porozumieniu golkipera Portowców z obrońcami Norweg nie trafił jednak na pustą bramkę.
Lech pewnie zdobył trzy punkty i awansował na pierwszą pozycję w tabeli.